[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Strach może wam tyle zrobić, co zły sen.Tu nie ma żadnych zwierząt na wyspie, których trzeba się bać.- Przebiegł wzrokiem rząd szepcących maluchów.- Tyle z was pożytku, że nawet dobrze by było, żeby was coś porwało, beksy zatracone! Ale tu nie ma żadnych zwierząt.Ralf przerwał mu gniewnie:- Co ty gadasz? Kto mówił o zwierzętach?- Ty, parę dni temu.Mówiłeś, że im się śni i krzyczą.A teraz plotą - nie tylko maluchy, moi myśliwi też - plotą o czymś czarnym, jakimś potworze, jakimś zwierzu.Sam słyszałem.Myślisz, że nie? Słuchajcie.Na małych wyspach nie ma wielkich zwierząt.Tylko świnie.Lwy i tygrysy mieszkają w wielkich krajach, jak Afryka i India.- I ZOO.- Ja trzymam konchę.Nie mówię o strachu.Mówię o zwierzu.Bójcie się, jak chcecie.Ale jeśli chodzi o zwierza.Przerwał, kołysząc konchę w rękach, następnie zwrócił się do myśliwych, siedzących w brudnych czarnych czapkach.- Jestem myśliwy czy nie?Kiwnęli głowami.Jasne, że jest myśliwym.Nikt w to nie wątpi.- No to słuchajcie.Schodziłem całą wyspę.Sam jeden.Gdyby tu był jakiś zwierz, tobym go zobaczył.Bójcie się sobie, jak chcecie - ale tu, w lesie, nie ma żadnego zwierza.Położył konchę i usiadł.Całe zgromadzenie z ulgą go oklaskało.Z kolei sięgnął po konchę Prosiaczek.- Zgadzam się z tym, co powiedział Jack, ale nie we wszystkim.Jasne, że w lesie nie ma żadnego zwierza.No bo skąd? Co by taki zwierz jadł?- Świnie.- My jemy świnie.- Prosiaczka!- Ja trzymam konchę! - krzyknął Prosiaczek z oburzeniem.- Ralf, niech oni się zamkną.Zamknijcie się, maluchy! Chodzi mi o to, że ja się nie zgadzam z tym całym strachem.Oczywiście, nie ma się czego w lesie bać.Ba, sam tam chodziłem! Niedługo zaczniecie gadać o duchach i różnych takich rzeczach.My wiemy, jak sprawy stoją, i jeśli coś jest nie tak, zawsze się znajdzie jakieś lekarstwo.Zdjął okulary i patrzył na nie mrugając powiekami.Słońce zgasło, jakby ktoś przekręcił kontakt.Prosiaczek perorował dalej:- Jeżeli kogoś boli brzuch, to czy jest mały, czy duży.- Twój jest duży.- Jak skończycie się śmiać, może będziemy mogli dalej prowadzić zebranie.A jeżeli te maluchy wlezą z powrotem na kłodę, to zaraz znowu pospadają.Niech więc usiądą na ziemi i słuchają.Nie.Na wszystko są lekarze, nawet na to, co się dzieje w naszej głowie.Nie myślicie chyba, że trzeba się bać czegoś, czego nie ma? Życie - powiedział Prosiaczek wylewnie -trzeba traktować naukowo, ot co.Za rok albo dwa, gdy się skończy wojna, ludzie będą latali na Marsa.Wiem, że tu nie ma żadnego zwierza - znaczy takiego z pazurami i tak dalej -ale wiem również, że nie ma żadnego strachu.Prosiaczek przerwał.- Chyba że.Ralf poruszył się niespokojnie.- Że co?- Że byłby to strach przed ludźmi.Z ust siedzących chłopców wydobył się jakiś dźwięk, ni to śmiech, ni to drwina.Prosiaczek schylił głowę i ciągnął pośpiesznie dalej:- Więc wysłuchajmy tego malucha, który mówił o zwierzu, i może potrafimy mu udowodnić, jaki z niego głuptas.Maluchy zaczęły paplać między sobą, a potem jeden z nich wystąpił naprzód.- Jak się nazywasz?- Phil.Jak na malucha, był bardzo pewny siebie, kiedy tak stał kołysząc konchę w wyciągniętych rękach jak Ralf i patrzył po twarzach zebranych, aby przyciągnąć ich uwagę, nim zacznie mówić.- Wczoraj w nocy miałem sen, straszny sen, że się biję.Stałem sam jeden przed szałasem i biłem się z tymi takimi, co wiszą skręcone na drzewach.Urwał, a współczujące maluchy pokryły swe przerażenie śmiechem.- Potem się przestraszyłem i zbudziłem.I byłem przed szałasem sam jeden po ciemku i tych, co wiszą skręcone na drzewach, już nie było.Przejmująca groza tego, co chłopczyk opowiadał, tak prawdopodobnego i tak jawnie przerażającego, sprawiła, że wszyscy milczeli.Dziecinny głosik zapiszczał znowu zza białej konchy:- I się przestraszyłem, i zacząłem wołać Ralfa, i wtedy zobaczyłem coś ruszającego się pomiędzy drzewami, coś wielkiego i strasznego.Przerwał, jakby przerażony na samo wspomnienie, a jednocześnie dumny z wrażenia wywołanego wśród zebranych.- Miał złe sny - rzekł Ralf - i chodził we śnie.Zgromadzenie potwierdziło te słowa pomrukiem.Jednakże malec potrząsnął głową z uporem.- Spałem, jak się biłem z tymi takimi, co wiszą na drzewach, a jak odeszły, to już nie spałem i widziałem, że coś wielkiego i strasznego rusza się między drzewami.Ralf wyciągnął rękę po konchę i maluch usiadł.- Śniło ci się.Tam nikogo nie było
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|