[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Największy rzucił się w jakiś dziki taniec rozczarowania.Jego kumple zaczęli bełkotać.A Goblin poszedł sobie, nie powiedziawszy nawet: „Bądź zdrów, Konował”.Dostrzegłem tylko mignięcie jego grzbietu, kiedy wślizgiwał się w wąski pasaż między budynkami.Tymczasem moi nowi przyjaciele zdecydowali, że jestem albo głuchy, albo kompletnie durny.Powoli zaczynali na mnie wrzeszczeć.To wywabiło na zewnątrz Iskrę i Świecę, za nimi wyszli pozostali.Trzej wielcy chłopcy poprzeklinali jeszcze trochę do siebie i postanowili odejść.- O co tutaj poszło? - zapytał Otto.- Ty mi powiedz.Goblin nadbiegł truchtem; na jego twarzy lśnił szeroki żabi uśmiech pełnego samozadowolenia.- To zabawne - powiedziałem.- Przed chwilą właśnie myślałem sobie, jak przez najbliższy tydzień oddaję się poszukiwaniom lokalnego pudła, a potem zastawiam mą duszę, żeby cię z niego wyciągnąć.Zaczął odgrywać niesprawiedliwie skrzywdzonego.Zapiszczał:- Sądziłem, że właśnie widziałem twoją dziewczynę, wymykającą się do miasta.Poszedłem po prostu sprawdzić.- Sądząc po twoim zadowoleniu, widziałeś ją.- Pewnie, że tak.I widziałem, jak się spotkała z twoim staruchem i jego dziewczynką.- Tak? Chodźmy do środka i zastanówmy się nad tym.Rozejrzałem się dookoła, tylko po to, by sprawdzić, czy Goblinowi się nie przywidziało.Pani nie było, bez najmniejszych wątpliwości.Co jest, u diabła?Późnym popołudniem Jednooki wraz ze swoją załogą wkroczyli dumnie.Jednooki uśmiechał się niczym kot, na którego wąsach wciąż jeszcze tkwiły piórka.Czubek i Świrus nieśli, trzymając z dwu stron wielki, zamknięty kosz.Astmatyk kaszlał, churchlał i uśmiechał się, jakby szykował się niezły kawał, a on miał w tym kupę swego udziału.Goblin poderwał się ze swej drzemki z piskiem protestu, zanim Jednooki zdążył zacząć.- Wyniesiesz się stąd zaraz, natychmiast, z tym, cokolwiek jest w tym koszu, ty Oddechu Raszpli.Zanim zmienię ci to gniazdo pająków, które nazywasz swoim mózgiem, w zabawki dla chrabąszczy.Jednooki nie obdarzył go nawet jednym spojrzeniem.- Zobacz sam, Konował.Nie uwierzysz, co znalazłem.Chłopcy postawili kosz na podłodze i otworzyli wieko.- Zapewne nie uwierzę - zgodziłem się.Podszedłem ostrożnie do kosza, spodziewając się zobaczyć w nim kłębowisko węży, albo coś w tym rodzaju.Zobaczyłem w środku malutkiego niczym butelka sobowtóra Goblina.Można by nawet bardziej precyzyjnie powiedzieć, malutkiego niczym filiżanka, gdyż sam Goblin nie jest większy niż butelka.- Co to jest, do diabła? Skąd to się tu wzięło? Jednooki patrzył na Goblina.- Sam siebie pytam o to od lat.- Na twarzy miał najzłośliwszy ze swoich uśmiechów.Goblin zawył jak pantera w rui, zaczął wykonywać jakieś magiczne ruchy.Jego palce rzeźbiły w powietrzu bruzdy ognia.Nawet ja nie zwróciłem na niego uwagi.- To jest imp, Konował.Najprawdziwszy pod słońcem imp.Nie potrafisz poznać impa, kiedy jakiegoś już zobaczysz?- Nie.Skąd on się wziął? - Znając Jednookiego, nie byłem wcale pewien, czy rzeczywiście chcę wiedzieć.- Kierując się nad rzekę, natrafiliśmy na skupisko sklepików wokół zewnętrznego bazaru, gdzie mają wszystkie rodzaje tych chytrych sztuczek dla czarodziejów, przepowiadaczy przyszłości i wywoływaczy duchów, mistrzów gadających stolików oraz innych takich.A tam, w witrynie tego ślicznego, malutkiego sklepiku, właściwie błagając wręcz o nowy dom, siedział ten mały facet.Nie byłem w stanie mu odmówić.Powiedz „cześć” kapitanowi, Żabi Pysku.Imp pisnął:- Cześć kapitanowi, Żabi Pysku.Chichotał dokładnie tak samo jak Goblin, tyle że wyższym głosem.- Wyskocz no stąd, mały chłopie - powiedział Jednooki.Imp wyskoczył w powietrze niczym wystrzelony.Jednooki zarechotał.Schwycił go za stopę i stał tak, podczas gdy stworzenie zwisało głową w dół, niczym lalka trzymana przez dziecko.Wpatrywał się w Goblina, który znajdował się w stanie bliskim apopleksji, tak zdenerwowany, iż nie był w stanie kontynuować rozpoczętego przed chwilą magicznego przedstawienia.Jednooki puścił impa.Ten odwrócił się w powietrzu, wylądował zgrabnie na nogach, przebiegł przez pokój i spojrzał na Goblina, niczym młody bękart przeżywający nagłe olśnienie, objawiające mu tożsamość tego, który go spłodził.Wykonał przerzut i stanąwszy przed Jednookim, powiedział:- Sądzę, że będzie mi się u was podobało, chłopcy.Chwyciłem Jednookiego za kołnierz i uniosłem nad podłogę.- A co z tym przeklętym statkiem? - Potrząsnąłem nim odrobinę.- Wysłałem cię, abyś wynajął ten cholerny statek, a nie kupował mówiące zabawki.Był to jeden z tych wybuchów wściekłości, które trwają około trzech sekund i są u mnie dosyć rzadkie, natomiast wystarczająco silne, bym zdążył zrobić z siebie dupka.Mojemu ojcu przydarzały się znacznie częściej.Kiedy byłem mały, mogłem ukryć się pod stołem na minutę lub dwie, dopóki nie przeszły.Postawiłem Jednookiego z powrotem na podłodze.Kiedy odezwał się do mnie, wyglądał na rozbawionego:- Znalazłem go, dobra? Odbija pojutrze wraz z pierwszym brzaskiem.Nie mogłem go wynająć na wyłączność, ponieważ nie stać nas na nic wystarczająco wielkiego, by przewiozło ludzi, zwierzęta i powozy, gdyby miał to być cały ładunek barki.Skończyło się na tym, że musiałem ubić interes.Imp Żabi Pysk stanął za Astmatykiem, wczepiając się w jego nogę i zerkając spoza niej niczym przerażone dziecko - chociaż miałem wrażenie, że w istocie śmieje się z nas.- W porządku.Przepraszam za mój wybuch.Opowiedz mi o tym interesie.- Obowiązuje tylko do miejsca, które nazywają tutaj Trzecią Kataraktą.Osiemset sześćdziesiąt mil w dół rzeki jest odcinek rzeki, którego nie jest w stanie pokonać żadna łódź.Potem ośmiomilowe przejście lądem i tam dopiero należy ponownie wynająć transport.- Bez wątpienia do Drugiej Katarakty.- Pewnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|