[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po krótkim czasie był zado­nigdy do niczego nie dojdziesz, że na pewne rzeczy jest za późno, na inne za wcześnie; będącwolony, że porzucił teczki z aktami.Żył z nich wprawdzie, budząc te, które drzemały w ar­w samym środku radości i odprężenia, byłaś równocześnie o włos od rozpaczy, twojechiwach, nadając impuls tym, które zawsze zalegały na biurkach, kierując na właściwe toryzawiedzione serce tonęło we mgle.Nadając impuls tym, które zalegały na biurkach! No nie, zte, które poszły nieodpowiednią drogą.Jego przyjaźnie z przedstawicielami obu stron, podob­takimi rzeczami nie mogłaś przecież na mnie liczyć, twoje biurko było przecież twoimnie jak szacunek, którym się cieszył we wszystkich resortach, były mu pomocą.Żadne drzwibiurkiem, ani cię za nie nie pchałem, ani zza niego nie wyciągałem, po prostu obserwowałem,nie były dla niego zamknięte.Można było nawet sądzić, że portierzy w różnych instytucjachjak czytałaś swoje romanse, oglądałem okładki i ilustracje tych tomików, a ty miałaś nadzieję,zawdzięczają mu swoje istnienie, okazywali mu bowiem synowskie przywiązanie i szacunek iże usiądę przy tobie i wytłumaczę ci, dodam ci ducha, zrobię to, czego każda kobietaotwierali przed nim wszystkie drzwi tak szeroko, jakby to były drzwi do jego własnego gabi­oczekuje od każdego mężczyzny, żeby zawiązał jej sznureczek w pasie i nadał impuls, którynetu.Słyszałem, że w pewnych okresach zarabiał bardzo dużo, ujmując w swoje aktywneoderwałby ją od chęci robienia na drutach i mówienia, bez końca mówienia o niczym, co jestdłonie sprawy dotyczące kopalń i kolei.W innych natomiast wypadkach jego nienagannawaszą wspaniałą specjalnością.Popatrz, jakie ze mnie bydlę! Nie mam powodów do dumy,uczciwość była mu zawadą.Kiedy osiedliłem się w Madrycie, jego egzystencja była dostat­nie mam już nawet ciebie, sam się uparłem, by cię stracić (nawet nie stracić, na to musiałbymnia, ale niezbytkowna.Na niczym mu nie zbywało, ale nie miał za dużo, co w rzeczywistościcię najpierw zdobyć).Zbytkowna.Od jak dawna nie słyszałem tego słowa, jakże ubożejenie było synekurą dla człowieka, który po latach ciężkiej pracy zbliżał się do końca swoichjęzyk w Argentynie; gdy byłem chłopcem, znałem o wiele więcej słów niż obecnie, czytałemdni.Był w owym czasie człowiekiem, wyglądającym na więcej lat, niż miał w istocie, zawszete same powieści, stwarzałem w sobie bogaty słownik, całkowicie nieprzydatny donienagannie dystyngowany w stylu eleganckich młodych ludzi owego czasu, rzeczywiścieczegokolwiek innego.No bo na przykład: nienagannie dystyngowany - rzeczywiście! Ciekawidealnie ogolony, co było aktem lojalności w stosunku do poprzedniej generacji, do którejjestem, czy przeżywałaś to, co się dzieje w tej książce, czy też używałaś jej tylko jakonależał.Jego czar i jowialność, zawsze w subtelnej równowadze, nigdy nie miały w sobie nicodskoczni dla twych odjazdów w pełne tajemnic paraże, których ci tak zazdrościłem, jak tyz poufałości ani też dezynwoltury.To, co było w nim najlepsze - ujawniało się w czasie roz­mnie moich włóczęg po Luwrze, o które mnie tylko podejrzewałaś, bo nie mówiłem ci o nichmowy, ujawniały się w niej jednak i pewne defekty, gdyż wiedząc, jak dobrze umie mówić,ani słowa.I w ten sposób zbliżaliśmy się coraz bardziej do tego, co musiało nastąpić wpozwalał sobie na opisywanie każdego detalu, tak że jego relacje przedłużały się w nieskoń­chwili,w której zrozumiałabyś w pełni, że zamierzałem oddać ci tylko część mego czasu iczoność.Niekiedy czynił to od samego początku i przyozdabiał swoje opowieści w tak dzie­życia, i jego relacje przedłużały się w nieskończoność, tak, właśnie to, robię się nudny, nawetcinne drobiazgi, że w końcu zmuszało to słuchacza do zaklinania go, aby, na Boga, się stresz­kiedy wywołuję wspomnienia.Ale jak ślicznie wyglądałaś w oknie, z szarością niebaczał.Kiedy opowiadał o polowaniu (co praktykował ze szczególnym zamiłowaniem), upły­odbijającą się na policzkach, z książką w ręku, z ustami zawsze nieco łapczywie uchylonymi iwało tyle czasu między naciśnięciem cyngla a wystrzałem, że myśli słuchacza odbiegały bar­wzrokiem pełnym wątpliwości.Było w tobie tyle straconego czasu, byłaś tak bardzodzo daleko i finalne „paf” spadało na niego jak uderzenie gromu.Nie wiem, czy powinienemkształtem czegoś, czym byłabyś mogła być w innym układzie, że obejmowanie cię iuznać za fizyczną niedomogę chroniczne podrażnienie jego kanalików łzowych, które dawałyposiadanie stawało się czymś zbyt tkliwym, zbyt graniczącym z dobroczynnością, i tuzłudzenie, że nie tylko płacze, ale ponadto smarka się i ślini.Nie znam nikogoinnego, kto byoszukiwałem się sam, bo pozwalałem sobie na głupią zarozumiałość intelektualisty, którymiał równie bogatą kolekcję chustek do nosa, dlatego też oraz ze względu na zwyczaj nie­uważa się za wyposażonego w zdolność rozumienia (nie tylko płacze, ale jeszcze smarka się iustannego trzymania w prawej ręce białej płóciennej szmatki, mój przyjaciel pochodzący zślini - to rzeczywiście zbyt odrażające!).Zdolność rozumienia, och, Maga, naprawdę możnaAndaluzji, wesołek i kpiarz, ale dobry człowiek, o którym poniżej będzie mowa, nazywałsię uśmiać.Słuchaj, ale to jest dla ciebie, nie mów o tym nikomu innemu, Maga - tym pustymmojego wuja „Weroniką”kształtem byłem ja, ty drżałaś jak płomień swobodny i czysty, jak strumień rtęci, jak trel ptaka,Okazywał mi on prawdziwą serdeczność i w pierwszym okresie mojego pobytu wrozdzierający świtanie, i dobrze jest mówić ci to wszystko słowami, które fascynowały cię,Madrycie był zawsze u mego boku i szedł mi na rękę w setkach drobiazgów.Kiedy rozma­bo nie wierzyłaś w to, by w ogóle mogły istnieć poza wierszami, a przecież mieliśmy pełnewialiśmy o rodzinie, a ja wspominałem dzieciństwo i ojca, wuja ogarniało nerwowe podnie­prawo ich używać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl