[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Czas płynął i zza chmur wyjrzało słońce.Czasami świeciło bardzo jasno, a wówczas robiło się ciepło jak w lecie.Często zadzieraliśmy głowy z nadzieją, że chmury odpłyną na dobre i że wrócą dopiero na wiosnę.Niestety, słońce szybko znikało i na ziemi znowu kładł się mroczny, chłodny cień.Chmury wygrywały i dobrze o tym wiedzieliśmy.Czułem, że Meksykanie wkrótce wyjadą, tak jak Spruillowie.Nie mogliśmy oczekiwać, że będą siedzieć bezczynnie całymi dniami, obserwując niebo, uciekając przed deszczem i nie zarabiając przy tym ani centa.Pod wieczór farba się skończyła.Tył domu, łącznie z gankiem, był pomalowany i różnica biła w oczy.Białe, błyszczące deski ostro kontrastowały z tymi nie pomalowanymi.Postanowiłem, że jeśli uda mi się wynegocjować nową dostawę farby, nazajutrz zaczniemy zachodnią ścianę.Podziękowałem Meksykanom.Śmiali się, wracając do stodoły.Pewnie zamierzali zjeść tortillę i wcześniej pójść spać z nadzieją, że gdy wstanie dzień, znowu będą mogli zbierać bawełnę.Siedziałem na zimnej trawie, podziwiając ich dzieło.Nie chciałem wchodzić do domu, ponieważ dorośli byli w złych humorach.Pewnie uśmiechnęliby się sztucznie, spróbowali powiedzieć coś śmiesznego, gdy tak naprawdę zamartwiali się na śmierć.Żałowałem, że nie mam brata; młodszego albo starszego, wszystko jedno.Tata i mama chcieli mieć więcej dzieci, ale podobno wynikły jakieś problemy.Chciałem mieć przyjaciela, chłopaka, z którym mógłbym się bawić, gadać i dzielić tajemnicami.Miałem dość bycia jedynym maluchem na farmie.Dlatego tęskniłem za Tally.Próbowałem ją znienawidzić, lecz nie mogłem.Zza rogu wyszedł dziadek i przyjrzał się świeżo pomalowanej ścianie.Trudno było powiedzieć, czy jest zdenerwowany, czy nie.- Chodź - rzucił.- Pojedziemy nad strumień.Bez zbędnych słów poszliśmy do traktora.Dziadek odpalił silnik i wjechaliśmy w koleiny.Na drodze, którą tyle razy przemierzaliśmy, stała woda.Spod przednich kół bryzgało błoto.Tylne koła ryły ziemię, pogłębiając śliskie bruzdy.Jechaliśmy przez pole, które szybko zamieniało się w trzęsawisko.Bawełna wyglądała żałośnie.Kulki obwisły pod ciężarem deszczówki, łodygi przekrzywiły się od wiatru.Tydzień ostrego słońca i wszystko by wyschło, a my moglibyśmy dokończyć robotę.Wiedzieliśmy jednak, że taka pogoda już nie wróci.Skręciliśmy na północ, na jeszcze bardziej grząską ścieżkę, którą kilka razy spacerowałem z Tally.Niedaleko był strumień.Stałem tuż za dziadkiem i trzymając się podpórki parasola i uchwytu na lewym błotniku, obserwowałem jego twarz.Miał zaciśnięte zęby i zwężone oczy.Czasem unosił się gniewem, lecz nie należał do tych, którzy okazują uczucia.Nigdy nie widziałem, żeby płakał, nigdy nie zwilgotniały mu nawet oczy.Martwił się, ponieważ był farmerem, ale nigdy się nie skarżył.Skoro deszcz miał zabrać nam bawełnę, musiał istnieć ku temu jakiś powód.Bóg nas obroni i zaopiekuje się nami bez względu na to, czy rok jest dobry, czy zły.Jako baptyści wierzyliśmy, że czuwa nad wszystkim.Byłem pewien, że Kardynałowie nie przegrali bez powodu, nie rozumiałem tylko, dlaczego stał za tym Bóg.Dlaczego pozwolił, żeby o puchar świata grały dwie nowojorskie drużyny? Nie potrafiłem się w tym połapać.Woda zrobiła się nagle głębsza i przednie koła zanurzyły się na jakieś piętnaście centymetrów.Zalało ścieżkę: przez dłuższą chwilę nie mogło to do mnie dotrzeć.Byliśmy niedaleko strumienia.Dziadzio zahamował.- Przelała się - powiedział rzeczowo, lecz w jego głosie zabrzmiała cicha nutka rezygnacji.Krzak, który rósł kiedyś wysoko na brzegu, tonął w wodzie.Jeszcze tak niedawno, gdzieś tam, na dole, w chłodnym, czystym strumieniu, którego już nie było, kąpała się Tally.- Wylewa - dodał dziadek.Wyłączył silnik i wsłuchaliśmy się w szum wody przelewającej się przez brzegi i pochłaniającej nasze dolne pole.Ginęła między krzewami bawełny, powoli spływając lekkim stokiem, by zatrzymać się pośrodku pola, w połowie drogi do naszego domu, tam, gdzie grunt lekko się wznosił.Zbierała się tam, pęczniała, by za kilka dni rozlać się na zachód i wschód i rozpełznąć po całym polu.Nareszcie widziałem powódź
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|