[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzie pizza?- W kuchni.Zaraz przyniosę.Głaskał jej nogi.- Nie odchodź.Wcale nie jestem głodny.- Po co jeździsz na te konferencje?- Należę do stowarzyszenia wykładowców prawa, jestem profesorem i różni ludzie spodziewają się, że będę prze­mierzał kraj i uczestniczył wraz z bandą wykształconych idiotów w spotkaniach i konferencjach kończących się sprawozdaniami, których nikt nie czyta.Gdybym nie po­jechał, dziekan pomyślałby sobie, że nie wnoszę wkładu w życie uniwersyteckie.Darby dolała mu wina.- Jesteś cynikiem, Thomas.- Wiem.Miałem ciężki tydzień.Rzygać mi się chce, jak pomyślę, że niedługo banda neandertalczyków zacznie poprawiać konstytucję.Od dziesięciu lat żyjemy w pań­stwie policyjnym.Nie mogę nic na to poradzić, więc pewno rozpiję się na dobre.Darby sączyła wino i wpatrywała się w Callahana.Grała cicha muzyka, w pokoju panował półmrok.- Szumi mi w głowie - powiedziała.- Jak zwykle.Wypijasz półtora kieliszka i odchodzisz w niebyt.Gdybyś była Irlandką, mogłabyś pić przez całą noc.- Mój ojciec był w połowie Szkotem.- Za mało.- Callahan oparł skrzyżowane nogi na sto­liczku do kawy i wyciągnął się.Delikatnie masował jej kostki.- Czy mogę pomalować ci paznokcie u stóp?Milczała.Traktował jej stopy jak fetysz i przynajmniej dwa razy w miesiącu malował jej paznokcie jasnoczerwonym lakierem.Widzieli podobne scenę w filmie Bill Durham i choć Callahan nie był tak schludny i trzeźwy jak Kevin Costner, Darby pozwalała mu na tę poufałość i cie­szyła się wraz nim owym wyjątkowym poczuciem bliskości.- Nie malujemy dzisiaj?- Może później.Wyglądasz na zmęczonego.- Odpoczywam.Moje ciało wypełnia straszliwa męska żądza i nie zniechęcisz mnie, mówiąc, że jestem zmęczony.- Napij się jeszcze wina.Callahan spełnił jej prośbę, po czym ułożył się wygodniej na sofie.- No dobra, panno Shaw.Więc kto to zrobił?- Zawodowcy.Nie czytujesz gazet?- Ale kto stoi za zawodowcami?- Nie wiem.Po tym, co zaszło tej nocy, wszyscy jed­nogłośnie obstawiają Armię Podziemia.- Z wyjątkiem ciebie.- Owszem.Nikogo nie aresztowano, co potwierdza moje wątpliwości.- Wytypowałaś więc jakiegoś tajemniczego podejrzane­go, o którym reszta narodu nie ma bladego pojęcia.- Teraz nie jestem już taka pewna.Poświęciłam trzy dni na sprawdzenie wszystkich faktów, napisałam nawet eleganckie podsumowanie na moim komputerku i wydru­kowałam na drukarence pierwszą wersję raportu, który w świetle ostatnich wydarzeń nadaje się do kosza.Callahan spojrzał na nią uważnie.- Chcesz powiedzieć, że przez trzy dni nie chodziłaś na zajęcia, ignorowałaś mnie, bawiłaś się w Sherlocka Hol­mesa i wszystko na nic?- Niczego jeszcze nie wyrzuciłam.Raport leży na stole.- Nie pojmuję tego! Cały tydzień umierałem z tęsknoty i nie pisnąłem ani słowa, bo wiedziałem, że cierpię w słu­sznej sprawie.Złożyłem się w ofierze dla dobra kraju i pomyślności jego mieszkańców, łudząc się, że usłyszę dzisiaj, a najdalej jutro, kto to zrobił.- To nie jest takie proste.Grzebanie w aktach sądowych nie wystarczy.Morderstw nie łączy żadna wspólna nić, żaden ślad czy choćby poszlaka.O mało nie przepaliłam obwodów w komputerach na wydziale prawa.- Ha! Od razu ci mówiłem! Zapominasz, najdroższa, że jestem geniuszem prawa konstytucyjnego i od razu do­myśliłem się, że Rosenberg i Jensen nie mieli ze sobą nic wspólnego poza czarnym kolorem togi i napływającymi pod ich adresem groźbami.Zabili ich naziści, Aryjczycy, Klan, mafia albo jakaś inna wszawa banda, i zrobili to dlatego, że Rosenberg był Rosenbergiem, a Jensen stanowił najłatwiejszy cel i przynosił wstyd paru osobom.- Może w takim razie zadzwonisz do FBI i podzielisz się z nimi swymi uczonymi wnioskami.Jestem pewna, że siedzą przy telefonie.- Nie złość się.Przepraszam.Wybacz.- Jesteś osłem, Thomas.- To prawda, ale i tak mnie kochasz, hę?- Nie wiem.- Czy mimo tej kolejnej niedogodności pójdziemy do łóżka? Obiecałaś.- Zobaczymy.Callahan odstawił kieliszek na stół i przypuścił frontalny atak:- Posłuchaj, dziecko, przeczytam twój raport, okay? Po­tem porozmawiamy o nim.Ale w tej chwili mąci mi się w głowie i stan ten nasili się, jeśli nie ujmiesz mej omdle­wającej i drżącej dłoni i nie zaprowadzisz mnie do łóżka.- Wyrzucam raport.- Darby, niech to szlag! Proszę cię, błagam.Chwyciła go za szyję i przyciągnęła do siebie.Całowali się długo i namiętnie.Niemal brutalnie.ROZDZIAŁ 11Policjant przytknął kciuk do guzika domofonu i dzwonił przez dwadzieścia sekund.Potem zrobił krótką przerwę.I znów dwadzieścia sekund.Przerwa.Dwadzieścia sekund.Przerwa.Dwadzieścia sekund [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl