[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Widzę łagodne falowanie bioder Leigh idącej w kierunku drzwi; słyszę skrzypienie grubych podeszew jej butów na brudnej betonowej posadzce; słyszę nawet delikatny szelest podszewki kurtki ocierającej się o bluzkę.Idzie powoli, z uniesioną głową - teraz ona jest zwierzęciem, ale nie drapieżcą.Przypomina zebrę zbliżającą się o zmierzchu do wodopoju.Porusza się jak zwierzę wyczuwające niebezpieczeństwo.We śnie próbuję krzyknąć do niej przez grubą szybę Petunii: Wracaj, Leigh, wracaj szybko, miałaś rację, rzeczywiście coś słyszałaś, ona jest tam, na zewnątrz, ze zgaszonymi światłami, przyczajona do skoku, wracaj, Leigh, wracaj!Zatrzymała się raptownie z dłońmi zaciśniętymi w pięści i w tej samej chwili w śnieżnej ciemności jak otwierające się znienacka ślepia zapłonęły jaskrawe kręgi reflektorów.Leigh zamarła w bezruchu, samotna i bezbronna naprzeciwko otwartych drzwi.Stała w odległości jakichś dziesięciu metrów od nich, nieco po prawej stronie.Odwróciła się w kierunku świateł z wyrazem zaskoczenia i bezradności na twarzy.Byłem równie oszołomiony, w związku z czym ten pierwszy, najbardziej istotny moment minął nie wykorzystany.Zaraz potem reflektory skoczyły naprzód i dostrzegłem za nimi długi, niski kształt Christine.Z wściekłym rykiem silnika runęła ku nam z parkingu po drugiej stronie ulicy, gdzie się czaiła - kto wie, czy nawet nie od kilku godzin.Zdmuchnięty z maski pędem powietrza śnieg rozwlókł się pajęczymi nićmi na przedniej szybie.Wciąż nabierając szybkości wpadła na podjazd prowadzący do garażu.Z jej ośmiocylindrowego silnika wydobywał się szaleńczy skowyt.- Leigh! - wrzasnąłem, sięgając rozpaczliwie do tkwiącego w stacyjce kluczyka.Skoczyła w prawo, w kierunku przycisku i wdusiła go w momencie, kiedy Christine wpadła z rykiem do wnętrza garażu.Natychmiast rozległ się klekot opadających drzwi.Christine również skręciła w prawo, w stronę Leigh.Zawadziła o ścianę, miażdżąc na drzazgi drewniane obicie i rozdzierając sobie błotnik - blacha nadwozia pękła z odgłosem przypominającym idiotyczny śmiech pijaka.Sypiąc iskrami wpadła w długi poślizg; tym razem minęła dziewczynę, ale ponowny atak musiał zakończyć się powodzeniem, gdyż Leigh została uwięziona w kącie, bez żadnej drogi ucieczki.Być może udałoby się jej wymknąć na zewnątrz, ale obawiałem się, że zbyt wolno opadające drzwi nie zdołają powstrzymać Christine; doskonale wiedziałem, że kontynuowałaby pościg nawet z oderwanym dachem.Wreszcie silnik Petunii ożył.Czym prędzej włączyłem reflektory; zapłonęły jaskrawym blaskiem, oświetlając zamykające się drzwi i unieruchomioną w kącie Leigh.Stała z szeroko otwartymi oczami, oparta plecami o ścianę.W blasku reflektorów jej kurtka przybrała nienaturalny odcień jaskrawego błękitu, mój umysł zaś poinformował mnie z obrzydliwą, kliniczną precyzją, że jej krew byłaby purpurowa.Spojrzała na chwilę w górę, a potem znowu utkwiła wzrok w Christine.Opony plymoutha zapiszczały wściekle i czerwono-biały samochód wystrzelił w kierunku dziewczyny.Spod tylnych kół poszedł dym, na betonie zostały wyraźne czarne ślady, a ja zdążyłem jeszcze zauważyć, że we wnętrzu Christine siedzą ludzie, dużo ludzi.W tej samej chwili, kiedy Christine wystartowała ku niej, Leigh odbiła się z całej siły i skoczyła w górę.Przez mój pracujący z szybkością światła mózg przemknęła idiotyczna myśl, że pewnie postanowiła przeskoczyć przez plymoutha, jakby miała na nogach siedmiomilowe buty.Ona jednak chwyciła oburącz przerdzewiały metalowy pręt podtrzymujący półkę umocowaną mniej więcej dwa i pół metra nad podłogą, czyli co najmniej siedemdziesiąt pięć centymetrów nad jej głową.Półka biegła wokół całego garażu, wzdłuż wszystkich czterech ścian.Tego wieczoru, kiedy po raz pierwszy przyprowadziliśmy tu Christine, półka była zawalona oponami - bieżnikowanymi i tymi dopiero czekającymi na bieżnikowanie.W jakiś dziwaczny sposób skojarzyło mi się to z ciasno zastawionymi półkami w bibliotece.Teraz jednak była niemal pusta.Chwyciwszy się prętu Leigh rozkołysała się i zarzuciła nogi na górę jak dziecko bawiące się na trzepaku - sam też to robiłem, mniej więcej na początku szkoły podstawowej.Pysk Christine rąbnął w ścianę bezpośrednio pod nią.Gdyby Leigh podniosła nogi ułamek sekundy później, od kolan w dół zostałyby zmiażdżone na galaretę.Posypały się kawałki chromowanej stali, a dwie ostatnie opony spadły z półki i podskakując potoczyły się po podłodze jak wielkie gumowe pączki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|