[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zupełnie, jakby jego umysł odmawiał doświadczania jakichkolwiek dalszych okropności i lęków.Gdy się obudził, leżał na czymś miękkim i bardzo wygodnym.Odczuł ciepło i zdał sobie sprawę, że jest nagi.Otworzył oczy i zobaczył belkowanie i sklepienie dachu.Odwrócił głowę.Był w pokoju.Przez okno wpadały promienie słońca.Czy był to dalszy ciąg iluzji? Pokój znajdował się najwyraźniej na najwyższej kondygnacji domu, gdyż ściany były pochyłe.Umeblowanie nie wyglądało na wyszukane.Dom pracowitego, zamożnego farmera, pomyślał Corum.Spojrzał na lakierowane drzwi z prostą, metalową klamką.Usłyszał dobiegający zza nich śpiew.Jak się tu znalazł! Może to złudzenie? Jhary ostrzegał przed takimi iluzjami.Corum wyciągnął dłonie spod prześcieradła.Lewy nadgarstek wciąż wieńczyła Ręka Kwlla.Oko Rhynna, bezużyteczne teraz, nadal wypełniało oczodół.Na skrzyni zauważył ułożone ubranie, broń oparto obok.Może wrócił jakimś sposobem do własnego wymiaru? Czy to możliwe, że Książę Teer zabił Glandytha i uwolnił dzięki temu cały kraj od jego czaru?Wnętrze było zupełnie nieznajome.Ani ozdoby, ani kufer, ani pościel niczego Corumowi nie przypominały.Z pewnością nie był to ani Lywm-an-Esh, ani tym bardziej Bro-an-Vadhagh.Drzwi otwarły się i do pokoju wszedł gruby mężczyzna.Spojrzał rozbawiony i powiedział do Coruma coś, czego ten nie zrozumiał.- Czy władasz mową Vadhaghów lub Mabdeńczy-ków? - spytał go Corum uprzejmie.Grubas - nie wieśniak, gdyż nosił haftowaną koszulę i jedwabne nogawice - potrząsnął głową i rozłożył ręce, ponownie przemawiając w obcym języku.- Gdzie się znajduję? - spytał Corum.Grubas wskazał za okno, potem na podłogę, i coś powiedział.Dalszymi gestami dał do zrozumienia, że interesuje go, czy Corum chciałby coś zjeść.Książę przytaknął; był bardzo głodny.Zanim człowiek wyszedł, Corum spytał go jeszcze:- Rhalina? Jhary?Miał nadzieję, że tamten rozróżni imiona i powie mu, gdzie są jego przyjaciele.Mężczyzna jednak potrząsnął głową i zaśmiał się znowu.Wyszedł i zamknął za sobą drzwi.Corum wstał.Czuł się słabo, ale i tak nie najgorzej.Wciągnął ubranie, założył kolczugę, ale po chwili odłożył ją wraz z hełmem i naramiennikami.Podszedł do drzwi i wyjrzał.Zobaczył podest, tak samo pomalowany na brązowo jak drzwi, i prowadzące na dół schody.Postąpił krok naprzód i spróbował spojrzeć w dół, ale ujrzał tylko niższy poziom schodów.Usłyszał głosy: jeden był kobiecy, towarzyszył mu śmiech grubego mężczyzny.Wszedł z powrotem do pokoju i wyjrzał przez okno.Dom stał na peryferiach miasta.Nie było to jednak miasto podobne do żadnego z tych, które znał.Wszystkie domy miały czerwone, pochyłe dachy i zbudowane były z kombinacji drewna i szarych cegieł, jedno przekładane drugim.Ulice były brukowane i co chwila przejeżdżały nimi wozy.Większość ludzi nosiła stroje ciemniejsze niż ten, który widział na grubym mężczyźnie, ale wyglądali na dość pogodnie usposobionych.Często pozdrawiali się, mijając jeden drugiego, lub nawet przystawali, aby zamienić parę słów.Miasto wydawało się całkiem spore, a w oddali ujrzał Corum mur i strzeliste zwieńczenia dachów wyższych budynków, należących najwyraźniej do najbogatszych mieszkańców.Czasem pojawiał się powóz lub dostatnio odziany człowiek na koniu przepychał się przez tłum - może szlachcic lub bogaty kupiec.Corum potarł czoło i odszedł od okna by przysiąść na skraju łóżka.Chciał uspokoić myśli.Wszystko wskazywało na to, że znalazł się w innym wymiarze, w którym nie toczy się walka pomiędzy Ładem a Chaosem.Wszyscy prowadzili tu, przynajmniej o ile mógł się zorientować, zwykłe, stateczne i spokojne życie.Od Lorda Arkyna i Księcia Teera wiedział jednak, że we wszystkich Piętnastu Wymiarach trwa obecnie walka.Czy był to zatem wymiar rządzony przez Arkyna lub jego brata, który nie znalazł się jeszcze w tarapatach? Mało prawdopodobne.Na dodatek Corum nie mówił ich językiem, a oni nie znali jego mowy.Coś takiego nigdy dotąd mu się jeszcze nie zdarzyło.Dłubanie Jharego przy kryształach statku musiało zaowocować zaiste osobliwymi rezultatami.Corum został odcięty od wszystkiego, co znał.Mógł nigdy nie dowiedzieć się naprawdę, gdzie trafił.Wszystko też wskazywało na to, że Rhalina i Jhary, jeśli w ogóle żyli, znaleźli się podobnie osamotnieni w innych miejscach.Grubas otworzył drzwi i równie gruba kobieta w fałdzis-tych, białych spódnicach wniosła na tacy jarzyny, mięso, owoce i parującą wazę zupy.Uśmiechnęła się do niego i podała mu tacę trochę tak, jakby dawała jeść dzikiemu zwierzęciu w klatce.Corum skłonił się z uśmiechem i wziął tacę.Kobieta była ostrożna i unikała, jak mogła, dotyku jego sześciopalcej dłoni.- Jesteście bardzo mili - powiedział Corum, wiedząc, że i tak go nie zrozumieją, chciał jednak by z samej intonacji głosu odczytali jego wdzięczność.Patrzyli, jak je [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl