[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Chyba masz rację, Dyraxie.Przekroczyliśmy jakąś granicę, chociaż nie rozumiem, jak mogłem tego nie zauważyć - wyznał z niepewną miną.- Mówiłeś, że twoja moc osłabła - przypomniał Dyrax.- Nie osłabła aż tak bardzo.Powinienem wyczuć czar, kiedy wjeżdżam prosto w niego.Chyba że.może to jest bardzo skompli­kowany i subtelny czar.- To stara magia.Przynajmniej tak słyszałem.Kedrigern chrząknął z irytacją.-Ja też tak słyszałem.A stare zaklęcia z reguły tracą moc z upły­wem stuleci, chyba że są bardzo starannie podtrzymywane.Ale ten czar wciąż jest potężny.Kiedy był nowy, na pewno stanowił istne arcydzieło.- Może spróbujemy bardzo uważnie cofnąć się po własnych śla­dach.- To nic nie da.Można wejść do zaczarowanego lasu, ale nie można wyjść tak zwyczajnie.Najpierw trzeba przełamać czar.- Powinniśmy zawołać twoją panią i poprosić, żeby użyła swojej magii.Kedrigern potrząsnął głową.- Ona nas nie usłyszy.Te czary są dźwiękochłonne.Na pewno teraz nas woła, ale nie słyszysz jej głosu, prawda?- Nic nie słyszę.- No właśnie.- Kedrigern z namysłem potarł brodę i po chwili kontynuował: - Księżniczka chyba będzie bezpieczna.Potrafi latać, ma swoją magię ł juczne konie ze wszystkimi zapasami.A gdyby do­szło do najgorszego, ma jeszcze Luizę.Natomiast my, Dyraxie, mu­simy się skupić na kwestii, jak się stąd wydostać i dotrzeć do Śpiewa­jącego Lasu.Ona będzie tam na nas czekać.- Więc zamierzasz.jechać dalej? Tam? - zapytał Dyrax zdławio­nym głosem, wskazując na mroczną ścieżkę.- Nic innego nam nie pozostało.I tak nie mamy wyboru.Zaczarowane lasy bywają podstępne.Ścieżki mają własny rozum.Chcę wy­rwać się stąd jak najszybciej, a ty nie?- O tak, tak, oczywiście - przytaknął Dyrax, ale wciąż ściągał wodze swego konia.- O co chodzi? Jeszcze przed chwilą gotów byłeś walczyć z całą armią.Nie chcesz dokonać bohaterskiego czynu?- Chcę, ale wolałbym walczyć z całą armią.Czary mnie dener­wują.- Trochę czarów nie zrobi ci krzywdy, Dyraxie.Zaufaj mi.Jak tylko odzyskam pełną moc, poradzę sobie z każdą przeszkodą.- A jeśli natrafimy na przeszkodę, zanim odzyskasz moc? Kedrigern lekceważąco machnął ręką.- Będę improwizował.Albo pozwolę ci dokonać bohaterskiego czynu.Popędził wielkiego czarnego rumaka do stępa.Po kilku kro­kach obejrzał się,na Dyraxa.- No chodź - zawołał wesoło.Młodszy mężczyzna ruszył za czarodziejem, rozglądając się na boki i trzymając dłoń w pobliżu miecza.Chociaż Kedrigern symulował pewność siebie, doskonale zda­wał sobie sprawę z potencjalnego niebezpieczeństwa.Wiedział, że zaczarowanych lasów z reguły należało unikać.Dodatkowo niepo­koił go fakt, że nikt nie miał pojęcia, jak, dlaczego, przez kogo i od jak dawna ten konkretny las był zaczarowany.Nawet w szczytowej formie Kedrigern wolałby trzymać się z daleka od tego miejsca.Te­raz, wciąż osłabiony po starciu z Zielonym Zagadkowiczem, musiał zachować zdwojoną ostrożność i liczyć na łut szczęścia.Przynajmniej miał Swój medalion.I czuł się odrobinę silniejszy niż poprzedniego wieczoru.Właściwie, pomyślał, z pomocą odpo­wiednich ziół mógł nawet teraz stworzyć czar, który uchroniłby jego i Dyraxa przed większością zagrożeń, doprowadził ich do źródła magii i pomógł je zneutralizować.Wstrzymał konia i zaczął wpatrywał się w ziemię.Dyrax spojrzał na niego ciekawie, ale na razie nie zadawał pytań.Wreszcie, kiedy przejechali prawie milę, a Kedrigern wciąż zwisał z siodła, dokładnie oglądał roślinność i węszył niczym pies gończy na tropie, Dyrax nie wytrzymał.- Co się stało? Zjechaliśmy z drogi? - zapytał.- Nie, wszystko w porządku.Po prostu szukam ziół.- Ziół?- Tak.Można stworzyć pożyteczne czary, jeśli znajdzie się odpo­wiednie zioła.I jeśli odpowiednio sieje zastosuje.- Myślałem, że ziołami leczy się ból brzucha, zębów i tak dalej.- Nie tylko, chłopcze.Zioła mogą służyć do wielkich celów.W dodatku to czysta, przyjemna magia.A jeśli nie zadziała, zawsze zostanie ci dobra przyprawa do sałatki.Zioła nie mogą zaszkodzić.Dyrax nie potrafił wymyślić należytej odpowiedzi i nawet nie próbował.Jechali dalej, aż nagle Kedrigern wydał radosny okrzyk, wstrzymał konia, zeskoczył na ziemię i upadł na kolana przed kępką jasnozłocistych kwiatów.- Haemonia! - zawołał.- Prawdziwa haemonia, Dyraxie! Led­wie ją rozpoznałem w pełnym rozkwicie!- Czy haemonia jest dobra, mistrzu Kedrigernie? - zapytał Dyrax zsiadając z konia.- Wspaniała! Haemonia jest niezastąpionym środkiem przeciw­ko wszelkim czarom i upiornym zjawom.Pomaga też na wilgoć i rdzę zbożową.- Naprawdę? Pozwolisz, że zerwę trochę? W razie gdybym kie­dyś wrócił do domu, przyda się w zamku.Mój ojciec zawsze.- Dyrax gwałtownie wciągnął powietrze i ze spuszczonymi oczami zaczął zrywać małe, żółte kwiatki.Kedrigern przyglądał mu się przez chwilę, wreszcie powiedział:- Pamiętaj, żeby wyrywać z korzeniami.Właśnie w korzeniach tkwi moc.- Tak, korzenie.Dziękuję - mruknął Dyrax, starannie odwracając wzrok.- Powiedz mi, mistrzu Kedrigernie, skąd wiesz o tej cu­downej roślinie? Nigdy jej nie widziałem.- Pewnie widziałeś tę roślinę, ale nigdy w rozkwicie.Do tego potrzebuje specjalnej gleby.Zwykle ma ciemne liście i mnóstwo kol­ców.Niezbyt atrakcyjna.Dowiedziałem się o niej od pewnego pa­stuszka.Biedaczysko, nie odznaczał się urodą, ale znał dosłownie każdą leczniczą roślinę i ziele pod słońcem.Uwielbiał o nich opo­wiadać.Pokazał mi kawałeczek wysuszonego korzenia i powiedział, że to się nazywa „haemonia”.Lepsza niż moly do ochrony, tak twier­dził, a to wiele znaczy.Nauczył mnie, jak ją rozpoznać, ale nigdy jej nie spotkałem aż do dzisiaj - wyjaśniał czarodziej, podwijając ręka­wy.- Teraz zrobię porządny zapas.Więc twój ojciec jest królem?- Tak, moim ojcem jest Lutermine, król.- zaczął Dyrax, zasko­czony niespodziewanym pytaniem.Jęknął i zerknął bojaźliwie na czarodzieja.- Tak myślałem.Trudno jest ukryć dobre pochodzenie.Nie masz się czego wstydzić, chłopcze.- Nie wstydzę się mojego pochodzenia, mistrzu Kedrigernie.Przeciwnie, jestem dumny z moich rodziców i bardzo za nimi tęsk­nię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl