[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Myślę, że już słyszałeś: Webb wiezie Pas Samotności.Singer nic nie odpowiedział.- To nic cię nie obchodzi - rzekł Garik.- Nigdy nie spotkałeś Webba.To chłopiec z bagien, który prawdopodobnie nawet nie wie, dlaczego to robi.Dun dał mu garstkę jeźdźców, to wszystko, co Webb mógł otrzymać.Jeśli wpadną w urządzoną przez merków zasadzkę, stanie się tak właśnie dlatego, że ty nie chciałeś pojechać, kiedy cię o to prosiłem.Singer spojrzał znacząco na ojca.- Drogi tatusiu, to twoja wojna i tylko twoja.Każdy, kto w niej ginie, umiera za Garika, a nie za Singera.- Czy to wszystko, co w niej widzisz? Czy przez całe dwadzieścia siedem lat życia nie nauczyłeś się niczego innego prócz nienawiści?- Nie nauczyłem się niczego wesołego.Ty przez całe życie wykorzystywałeś innych ludzi i jeśli kilku zginęło tu czy tam, to smutne.Ale ze mną to ci się nie uda, Gariku.Jeśli mam być narzędziem - to tylko moja własna ręka je ukształtuje.Garik spiorunował syna wzrokiem.- Chcę wiedzieć jedno.- Co?- Webb jedzie na północ, my zaś podążamy na południe.Arin przybywa ze wschodu z Bowdeenem.Nie ukrywamy się teraz, pozwalamy, żeby nas zobaczyli.W każdej chwili jeden z nas lub my wszyscy możemy natknąć się na Callana.- Więc?- Więc kiedy to się stanie, czy odwołasz się do noża wraz ze swoim ludem?Singer przez długi czas wpatrywał się w swoje ręce.- Oni nie byli moim ludem przez dwadzieścia lat.- Jeśli tego nie zrobisz - ciągnął Garik - dopilnuję, byś pozostał przywiązany do drzewa, aż walka się skończy, pomyśl o tym, Singerze.Jeżeli przegram, będziesz tu nadal, gdy znajdą cię merkowie.- Lubię drzewa.Przypominają mi o mojej matce.- Było to zwykłe stwierdzenie faktu, bez śladu ironii, lecz Garik drgnął.Odwrócił się i odszedł.Singer podniósł głowę.- Gariku! - zawołał.Bóg Szandów zatrzymał się w półcieniu.- Co?- Chodzi mi o Bowdeena: czy ufasz mu?- Nie.- Ja zaufałbym.Garik zrobił krok lub dwa w stronę syna.- Dlaczego? W całej tej kolumnie nie ma Kowena, który nie chciałby poderżnąć mu gardła, z Dżenną na czele.- Przyzwyczajają się do przelewu krwi, nieprawdaż? - zadrwił Singer.- Przywykłeś do wykorzystywania ludzi, wykorzystaj więc Bowdeena.Powinien tu być ktoś, kto wie co robi.Niedaleko od Kowenów na północnym wschodzie dywizja Callana zawładnęła jedynym zdatnym do użytku fragmentem dawnej drogi wiodącej do kraju Szandów od południowej granicy Mriki.Kurz unosił się wokół ludzi i koni, by później wirować i rozpraszać się w drżącym od upału powietrzu.Zwykle podczas odpoczynku pańowałby spokój, lecz podobnie jak Garik Callan chciał, żeby go dostrzeżono.Rozłożywszy mapę na desce nowy dowódca merków naniósł na nią ołówkiem serię kropek układających się zygzakowato z północnego wschodu na południowy wschód: pozycje Garika uaktualniane co kilka godzin.Prosta linia umieszczona między nimi dała Callanowi prawdziwy kierunek marszu przeciwnika z dokładnością do dwóch stopni.Na wschód, południowy wschód.Garik nie rozwijał frontu, tylko gdzieś się udawał.- Vanner!Barczysty mężczyzna, adiutant Callana, przykucnął obok dowódcy.Twarz Vannera była pozbawiona wyrazu jak zrogowaciała pięta i równie przystojna.- Słucham, komendancie?- Czy zwiadowca wrócił?- Czołówka zauważyła go przed dziesięcioma minutami.Lada chwila powinien tu być.Ludzie zastanawiają się, dlaczego tak siedzimy na otwartej przestrzeni.Callan nie podniósł wzroku znad mapy.- Niech się zastanawiają: płacą im za to.- Wrócił zwiadowca.Jeździec zjechał z drogi galopem i przemknął kłusem między drzewami, kierując się w ich stronę.Zsiadłszy z konia zasalutował pospiesznie.- Zauważyłem pięciu jeźdźców o godzinę drogi na południowy wschód.Callan podał mu mapę i ołówek.- Zaznacz ich pozycję.- Dokładnie tutaj.- Kierunek i szybkość?Według kompasu północny wschód-wschód.Jadą powoli i spokojnie.Callan przyjrzał się mapie.Interesujący go teren był całkowicie otwarty i równy, łąki upstrzone skrawkami lasu.Przy normalnym tempie marszu Garik spotka się z tamtą małą grupą w czasie krótszym niż sześć godzin.- Czy sądzisz, że to zwiadowcy?- Myślę, że nie, sir.Noszą ubrania w paski, ale to nie zieleń Szandów.Raczej szaro-brązowe.- To Suffekowie - osądził Vanner.- Jadą diabelnie blisko Mriki.- Dlaczego, kiedy równie dobrze mogliby pojechać na skróty na zachód?- Nie, gdyż jest pewien powód.- Callan przypomniał sobie rozważania Uriasza o Pasie Samotności.Oni mogą wieźć coś cennego dla Garika; jeśli nie, zapewne coś równie ważnego.To tłumaczyłoby, dlaczego Garik raczej omija Miasto zamiast maszerować na wschód.Pas Samotności był pogańskim mitem, zbyt fantastycznym, by brać go poważnie, a jednak.A jednak.Callan przejechał palcem na mapie niewielka-odległość pomiędzy oddziałem Suffeków a jego własną pozycją.Skupienie na jego twarzy ustąpiło miejsca uśmiechowi.- Odmaszerować - rozkazał zwiadowcy.Kiedy żołnierz odszedł prowadząc konia, Callan stał, opierając ręce na biodrach i spoglądał na Vannera z zadowoleniem.- Przekaż dalej, Vanner: dwie kompanie do odławiania trzydziesta dziewiąta i czterdziesta czwarta.Vanner spojrzał pytająco.- Powiedziałeś, że dawne stawki już się nie liczą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|