[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Patrzyła na to przedstawienie, dopóki wreszcie nie zapadła w sen.Jej sny były jednocześnie żywe i fragmentaryczne, przypominały umysłowy deszcz meteorów.Zaledwie jeden zapamiętała niejasno; śniła go tuż, nim przebudziła się w ciemności, zmarznięta, kaszląca, leżąc na boku z kolanami podciągniętymi pod brodę i drżąc na całym ciele.W tym śnie wraz z Tomem Gordonem stała na zaniedbanej i porośniętej krzaczkami i młodymi drzewkami łące.Tom stal przy palu, spękanym, sięgającym mu do biodra.Na szczycie pala znajdował się metalowy krąg przeżarty rdzą, aż czerwony.36 przesuwał go między palcami.Na szary kombinezon przyjezdnej drużyny narzuconą miał kurtkę do rozgrzewki.Dziś po południu miał przyjechać do Oakland.Spytała go, co wskazuje palcem.Oczywiście wiedziała co, ale mimo to spytała, być może dlatego, że spytał o to Walt z Framingham, a komórkowy dupek pokroju Walta z Framingham nie uwierzyłby przecież małej dziewczynce, która zabłądziła w lesie, Walt czekał na odpowiedź wprost ze źródła.- Wskazuję niebo, ponieważ w naturze Boga leży to, iż objawia się u początku dziewiątej - powiedział Tom.Bawił się zardzewiałym metalowym krążkiem z czubka pala.Przesuwał go między palcami, to w jedną stronę, to w drugą.Do kogo dzwonisz, gdy pęknie ci metalowy krążek? Ależ oczywiście, dzwonisz 1-800-54-Metalowy Krążek.- Zwłaszcza gdy obsadziłeś bazy i masz tylko jedno wykluczenie.- Coś w lesie odezwało się kpiąco, słysząc te słowa.Głos stawał się donośniejszy, aż Trisha otworzyła oczy i zorientowała się, że to ona tak głośno szczęka zębami.Wstała powoli, krzywiąc się, bo wszystko ją bolało.Najgorzej było z nogami, a zaraz po nogach z krzyżem.Uderzył w nią podmuch wiatru, coś więcej niż zwykły powiew, i omal nie przewrócił jej z powrotem na posłanie.Trisha musiała pomyśleć o tym, jak bardzo schudła.“Jeszcze tydzień, a kiedy przywiążesz do mnie sznurek, ulecę w powietrze niczym latawiec”.Jednak zamiast roześmiać się na tę myśl, zaczęła kaszleć, kaszel wyrywał się z głębi piersi przez gardło.Stała, opierając ręce na nogach nieco powyżej kolan, opuściła głowę, kaszlała i nie mogła przestać.Wspaniale.Po prostu cudownie.Przyłożyła dłoń do czoła, ale nie potrafiła powiedzieć, czy ma gorączkę, czy nie.Ruszyła powoli, na szeroko rozstawionych nogach; w ten sposób mniej dokuczała jej otarta pupa.Obłamała z sosny jeszcze kilka gałęzi, żeby się nimi przykryć jak kocem.Zaniosła jedną naręcz na miejsce, które wybrała sobie do snu, i właśnie niosła drugą, gdy nagle przystanęła w połowie drogi między drzewami a pokrytym sosnowymi igłami wgłębieniem, gdzie spała, i powoli obróciła się dookoła, oświetlona nieprawdopodobnym blaskiem gwiazd, błyszczących o wczesnym świcie.Była czwarta nad ranem.- Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęła i natychmiast się rozkaszlała.Kiedy minął atak, mówiła już ostrożniej, ciszej.- Nie mógłbyś po prostu przestać? Odczep się ode mnie, daj mi żyć, dobrze?Zamilkła, nasłuchiwała, lecz nie słyszała nic oprócz szumu wiatru w gałęziach sosen.a potem do jej uszu dobiegło chrząknięcie; niskie, basowe i zupełnie, ale to zupełnie nieprzypominające żadnego z odgłosów, które mógłby wydać człowiek.Trisha stała w miejscu, przyciskając do piersi wonne, ociekające żywicą gałęzie.Dostała gęsiej skórki na całym ciele.Nie wiedziała, skąd dobiegło chrząknięcie: z tej strony strumienia, z drugiej, spośród sosen? Nagle, z całą siłą pewności, uderzyła ją straszna myśl: tak, chrząknięcie dobiegło spośród sosen.To coś, co ją obserwowało, czaiło się między sosnami.Kiedy zbierała gałęzie, którymi zamierzała się przykryć, pysk tego czegoś znajdował się być może niespełna metr od jej twarzy.Pazury, te same, które pozostawiły głębokie ślady na korze i rozerwały na strzępy oba jelenie, dzieliły pewnie zaledwie centymetry od jej dłoni, gnących sosnowe gałęzie w górę i w dół, najpierw kruszących je, a potem odrywających od drzewa.Trisha znów się rozkasłała, i to wyrwało ją z bezruchu.Upuściła gałęzie i wpełzła między nie, nie starając się ich nawet uporządkować.Skrzywiła się i jęknęła, kiedy jedna z nich podrapała ją w użądlone przez osy biodro, a potem znieruchomiała.Wyczuwała tę tajemniczą istotę, wyślizgującą się spomiędzy drzew i wreszcie, wreszcie, decydującą się zapolować na nią, specjalne stworzenie twardej ślicznotki, Boga Zagubionych, o którym opowiadał kapłan os.Miała ona wiele imion: władca mrocznych miejsc, cesarz zakamarków, najgorszy koszmar każdego dziecka.Niezależnie od nazwy, istota ta przestała się z nią drażnić, skończyła z zabawą w chowanego.Zaraz rozrzuci gałęzie, pod którymi ona się schowała, i pożre ją żywcem.Kaszląc i drżąc na całym ciele, utraciwszy kontakt ze światem i otaczającą rzeczywistością, w tej chwili zupełnie oszalała z przerażenia, Trisha osłoniła głowę ramionami i czekała na chwilę, gdy rozedrą ją pazury stwora, a dalszego dzieła zniszczenia dokonają potężne kły w jego paszczy.Zasnęła w tej pozycji, a kiedy obudziła się we wtorkowy, jasny ranek, poczuła, że ramiona zdrętwiały jej od łokci do nadgarstków, kark zaś zesztywniał do tego stopnia, że nie była w stanie poruszyć głową; do strumienia podeszła, trzymając ją przechyloną na ramię.“Chyba nie będę musiała pytać żadnej babci, jak to jest być starą - pomyślała, kucając i robiąc siusiu.- Teraz już doskonale wiem”.Kiedy wróciła do kupki gałęzi, na których przespała noc (“jak wiewiórka ziemna w swojej norze” - pomyślała, krzywiąc się lekko), dostrzegła, że sąsiednie wypełnione igłami zagłębienie w ziemi wygląda dość niezwykle.Igły zostały rozrzucone, a spod nich w jednym miejscu wyzierała czarna ziemia.Być może więc dziś, wczesnym rankiem, wcale nie oszalała ze strachu, a przynajmniej nie oszalała do końca.Kiedy bowiem wreszcie zasnęła, coś jednak do niej przyszło.Przyszło do miejsca, gdzie spała, może nawet przykucnęło w rozpadlinie i obserwowało ją śpiącą; namyślało się, czy skończyć z nią teraz, i w końcu postanowiło, by dojrzewała przez jeszcze jeden dzień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|