[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak wyjaśniła mi Vera Madison: - Jeśli nie będą mogli grać w golfa,pograją w karty i będą pili przez cały dzień.- Moja teściowa, która staleprosi mnie, bym zwracał się do niej po imieniu, jest równie wysoka i uro-dziwa jak Kimmer, ale znacznie szczuplejsza.Moja żona odziedziczyłakształty po Pułkowniku, który przybrał na wadze po odejściu na emeryturę iktóry, gdy jest w dobrym nastroju, pozwala mi, bym nazywał go panemMadisonem.Vera zaproponowała, że zaopiekuje się Bentleyem, jeśli chcęspokojnie porozmawiać ze swoją siostrą, ale odmawiam.Mam zamiar trzy-mać syna bardzo blisko siebie, dopóki nie wyjaśnię, co miał na myśli wujekJack.Zapewne nic szczególnego, ale nigdy nie wiadomo.Jeszcze nie powie-działem tego Kimmer, bojąc się jej reakcji, ale kiedy rano prosiłem ją, żebyuważała, spojrzała na mnie twardo - gdyż przed jej wzrokiem niewiele sięukryje - pocałowała mnie lekko w usta i obiecała: - Och, oczywiście, Misha,oczywiście.- Uśmiechałem się do niej, gdy wychodziła w chłodną poranną mżaw-kę, a ona również miała na twarzy uśmiech, zapewne w przewidywaniu cze- kającego ją dnia.Kimmer odjechała granatowym cadillakiem swojej matki, więc my zBentleyem wyruszamy wynajętym białym taurusem na pięciominutowąprzejażdżkę Sixteenth Street do Shepard.Przejeżdżamy przez samo serceZłotego Wybrzeża, uroczy zakątek północno-zachodniego Waszyngtonu,gdzie w połowie dwudziestego wieku setki prawników, lekarzy, przedsię-biorców i profesorów wywodzących się z ciemniejszej nacji stworzyło idyl-liczną, wyizolowaną społeczność w samym środku walki o zniesienie segre-gacji rasowej.Działki były duże, trawniki perfekcyjnie wypielęgnowane, adomy przestronne i pięknie umeblowane.Gdyby znajdowały się na białychprzedmieściach, mogłyby osiągnąć dwu- lub trzykrotnie większą cenę.Jed-nocześnie ta luksusowa enklawa czarnych mieszkańców może pełnić rolęintegracyjną, gdyż na przykład Jay Rockefeller zajmuje obecnie dużą posia-dłość zaczynającą się tuż za Shepard Street i ciągnącą się aż do Rock CreekPark.Być może dla równowagi estetycznej, wielu wybijających się czarnychprzedstawicieli wolnych zawodów, którzy niegdyś kupiliby domy właśnietutaj, teraz z zapałem osiedla się na białych przedmieściach.Kiedy muszę zatrzymać samochód na czerwonym świetle, zerkam w lu-sterko wsteczne, by zobaczyć swojego syna.Bentley jest przystojnym chłop-cem.Po mnie odziedziczył gęste czarne włosy, spiczasty podbródek i skórę ociemnoczekoladowym kolorze, natomiast po matce duże brązowe oczy, wy-razne brwi i pełne usta.Jest spokojnym i bardzo poważnym dzieckiem,nieśmiałym w towarzystwie i skłonnym do introspekcji, gdy przebywa sam.Nasz syn pózno zaczął mówić, tak że nawet radziliśmy się w tej sprawiepediatry oraz neurologa dziecięcego, przyjaciela kuzynki Kimmer.Jednakwszyscy uspokajali nas, że choć większość dzieci mówi parę stów w drugimroku życia lub nawet wcześniej, to nic w tym niezwykłego ani świadczącegoo ewentualnych brakach umysłowych, jeśli dziecko zdecyduje się przemówićpózniej.Każdy twierdził, że po prostu musimy czekać.Trzeba przyznać, żeBentley kazał nam czekać dość długo.Od niedawna, w pół roku po swychtrzecich urodzinach, zaczął paplać tą szczególną mieszaniną poprawnegojęzyka i tajemniczego, poprzedzającego mowę kodu, którą wiele małychdzieci odkrywa wkrótce po ukończeniu roku.Teraz też przemawia, surowopouczając jaskrawopomarańczowego, pluszowego pieska od Addisona, któ-ry nigdy nie przeoczy okazji pozyskania sympatyka: - O nie i piesiek niemówi bo mama cita tobie ooo piesiek be i do domciu telaz nie nie piesiekmama nie nie mówi aja dobze nie nie dobze aja piesiek be aja ty.Przery-wam ten potok cudownego mamrotania:- Wszystko dobrze, kolego?Syn milknie i przygląda mi się czujnie, ściskając pulchnymi rączkamijeszcze bezimiennego psa, jakby w obawie, że zniknie.- Aja piesiek - szepce. - Słusznie.- Aja ty! - wykrzykuje radośnie, gdyż niemal codziennie wzbogaca swójsłownik o nowe słowa i zwroty.Ciekawe z jakiego programu telewizyjnegowyłapał to słówko.- Aja nie!- W porządku, kolego.Kocham cię.- Cham cie.Aja ty.- Ty też aja - odpowiadam, ale to tylko wprawia go w zakłopotanie i je-go śmiech cichnie.Potrząsam głową.Bentley również czasem wprawia nas w zakłopotanie,szczególnie Kimmer.Moja żona okropnie go rozpuszcza, gdyż nawet przezchwilę nie może znieść jego niezadowolenia.W razie jakichkolwiek związa-nych z nim problemów o wszystko obwinia siebie.Tego ranka, gdy Bentleymiał przyjść na świat, nasza radość szybko zmieniła się w przerażenie.Kimmer rodziła w jednej z jasno wymalowanych sal porodowych oddziałupołożniczego szpitala uniwersyteckiego.Parła i powstrzymywała parcie,kiedy jej kazano, oddychała zgodnie z zasadami i robiła wszystko dokładnietak, jak należało, w typowy dla siebie sposób, gdy nagle zaczęła bardzomocno krwawić, chociaż główka dziecka ledwo się pokazała.Patrzyłem zniedowierzaniem, jak białe prześcieradła i zielona szpitalna koszula pokry-wają się jasną, lepką czerwienią.Wesoła, dodająca nam otuchy położna,która czuwała nad porodem, straciła nagle humor i umilkła.Siedząc naswoim stanowisku obserwacyjnym, zapytałem, czy wszystko jest w porząd-ku.Położna obdarzyła mnie niepewnym uśmiechem i odparła, że kobietaciężarna może bez wielkiej szkody stracić dość dużo krwi, gdyż jej organizmpodwaja jej produkcję.Jednak jednocześnie szepnęła coś do drugiej pielę-gniarki, która wybiegła z sali.Krew nadal płynęła, tworząc rdzawoczerwonejeziorko, a położna usiłowała wyciągnąć główkę dziecka.W pewnej chwiliześlizgnęły jej się ręce w gumowych rękawiczkach, więc zaklęła.Kimmerwyczuła, że coś jest nie w porządku, spojrzała w dół i zobaczyła, ile tam jestkrwi.Wydała z siebie krzyk tak pełen przerażenia, że ani przedtem, ani po-tem nic podobnego nie słyszałem.Nigdy też jeszcze nie widziałem tyle krwi.Mała główka naszego dziecka była nią dosłownie zalana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl