[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak jak moim poprzednikom?Nie odpowiedział.Pokręciłem przecząco głową.Zmienił metodę.- Nie wiem, co się panu przytrafiło.I nie proszę, żeby pan to wybaczył.Proszę o względy dla.- turuchem ręki dał do zrozumienia, że chodzi mu o szkołę.- Podobno uważa mnie pan za złego nauczyciela.- Otrzyma pan dobre rekomendacje.- To nie odpowiedz.Wzruszył ramionami.- Skoro pan nalega.- Jestem aż tak niedobry?- W naszej szkole jest miejsce tylko dla najlepszych.Spuściłem wzrok.Na łóżku czekały walizki.Chciałem uciec.Do Aten, gdziekolwiek, gdzie stanę siękimś anonimowym, pozbędę wszelkich uwikłań.Wiedziałem, że nie jestem dobrym nauczycielem.Ale byłemzbyt obolały, żeby się do tego przyznać.- Zbyt wiele pan ode mnie wymaga.- Czekał w milczeniu, nieubłaganie.- Dobrze, nie zrobię w Atenachskandalu.Pod jednym warunkiem.%7łe on się tam ze mną spotka.- Pas possible.Milczenie.Zastanawiałem się, jak godzi to zakrawające na manię oddanie szkole z jakimikolwiekzobowiązaniami wobec Conchisa.W oknie zabrzęczał groznie szerszeń i odleciał; tak samo nagle opuścił mniegniew, pragnąłem tylko jak najprędzej z tym wszystkim skończyć.Spytałem: - Dlaczego pan?.Uśmiechnął się leciutko: - Avant la guerre.Wiedziałem, że nie uczył wówczas w szkole, musiał zatem bywać w Bourani.Spojrzałem na biurko.-Chcę odjechać zaraz.Jeszcze dzisiaj.- Zgoda.Ale już żadnych skandali? - miał na myśli to, co zdarzyło się podczas śniadania.- Zobaczę.Zresztą tak.Ze względu na.- teraz ja z kolei zrobiłem odpowiedni gest.- Bien - powiedział to niemal ciepło i obszedł wokoło biurko, żeby uścisnąć mi rękę, poklepał mnie nawettak jak Conchis po ramieniu, jakby chciał powiedzieć, że na mnie liczy.I szybko wyszedł.Zatem zostałem wyrzucony.Zaraz po jego wyjściu poczułem znów wściekłość, że po raz wtóry niezdobyłem się na użycie bata.Nie było mi żal opuszczać szkołę; przetrwać jeszcze jeden rok udając przed samymsobą, że Bourani nie istnieje, snując smętne rozważania o przeszłości.nie, to było nie do pomyślenia.Alerozstanie się z wyspą, ze światłem, z morzem.Wpatrywałem się w gaj oliwny.Nagle wyjazd wydał mi się stratąrówną postradaniu ręki lub nogi.Cokolwiek się zdarzy, nigdy już nie będzie mi dane mieszkać na Phraxos. Po chwili zmusiłem się do zapakowania rzeczy.Przyszedł urzędnik z kancelarii przynosząc mi czek iadres biura podróży w Atenach, gdzie mam odebrać powrotny bilet.Minęło już południe, gdy po raz ostatniwyszedłem szkolną bramą.Poszedłem prosto do domu Patarescu.Drzwi otworzyła wieśniaczka, doktor na miesiąc pojechał naRodos.Potem wybrałem się do domu na wzgórzu.Załomotałem do bramy.Nikt się nie pojawił, brama byłazamknięta.Poszedłem przez wieś do starego portu, do tawerny, gdzie poznałem Barbę Dimitraki.Tak jakprzypuszczałem, Georgiou znalazł mi pokój w jednej z sąsiednich chat.Posłałem do szkoły chłopca z wózkiem pomój bagaż, potem zjadłem porcję chleba z oliwkami.O drugiej, w rozżarzonym południowym słońcu, zacząłem wdrapywać się między kolczastymi krzakamina grzbiet wyspy.Niosłem lampkę, łom i piłę do metalu.Obiecałem nie wywoływać skandalu, nie wyrzekłem sięśledztwa.65Do Bourani dotarłem o pół do czwartej.Dziurę obok bramy naprawiono, a Salle d'attente znikła podgreckim napisem:  Posiadłość prywatna, wstęp surowo wzbroniony.Jednakże bez trudu przelazłem przez druty.I od razu usłyszałem dobiegający z Moutsy głos.Ukrywszy pod krzakiem lampkę i narzędzia wdrapałem się zpowrotem na ścieżkę.Zszedłem nią ostrożnie jak skradający się kot aż do punktu, z którego mogłem zobaczyć brzeg.Stała tamprzycumowana łódz.Koło niej kilka osób - nie wyspiarzy - w różnokolorowych kostiumach kąpielowych.Dwóchmężczyzn chwyciło dziewczynę - ta zaczęła wrzeszczeć - i wrzuciło ją do morza.Grzmiało tranzystorowe radyjko.Ukrywając się wśród drzew podszedłem parę kroków, z nadzieją, że ich rozpoznam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl