[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dokonywałem swego zejścia.Obmyśliłem wcześniej, że odmówię wiele modlitw do Allaha, a także że będęobserwował okiem swojego umysłu i zapisywał w pamięci mej duszy licznedoświadczenia, przez jakie człowiek musi przejść, gdy dyndając na sznurach, zwisaz takiego szarpanego wiatrem skalistego urwiska.Kiedy tylko znalazłem się poza polem widzenia moich normańskich przyjaciół,zapomniałem o wszystkich swych zamierzeniach i szeptałem:  Chwała niech będzieAllahowi i powtarzając to raz po raz, jak osoba pozbawiona rozumu albo jak ktoś takstary, że jego mózg przestał normalnie pracować, lub jak dziecko czy głupiec.Prawdę mówiąc, bardzo mało pamiętam z tego wszystkiego, co się działo.Jedynieto, że wiatr miota człowiekiem tam i z powrotem w poprzek skały z taką prędkością,że oko nie może skupić się na jej powierzchni, która jest szarą plamą, i że wiele razyuderzałem o skałę, dręcząc swoje kości i rozdzierając swą skórę; raz zaś trzasnąłemgłową i zobaczyłem błyszczące białe plamki, jak gwiazdy przed oczami; pomyślałem,że zemdleję, ale nie straciłem przytomności.Po pewnym czasie, który, prawdę mówiąc,wydawał się obejmować długość całego mojego życia, i jeszcze więcej, dotarłem dopodnóża, a Buliwyf klepnął mnie po ramieniu i powiedział, że dobrze się spisałem.Następnie podniesiono pętlę do góry, a fale rozbijały się o mnie i o stojącego obokBuliwyfa.Walczyłem teraz, by utrzymać równowagę na tej śliskiej krawędzi, co takbardzo pochłaniało moją uwagę, że nie patrzyłem na pozostałych, którzy opuszczalisię w dół urwiska.Moim jedynym pragnieniem było to: utrzymać się i nie zostaćzmiecionym do morza.Zaprawdę, widziałem na własne oczy, że te fale były wyższe niżtrzech ludzi stojących jeden na drugim, a kiedy każda z owych fal uderzała, traciłem namoment zmysły w odmęcie lodowatej wody i wirującej siły.Wiele razy byłem zbijanyz nóg przez te fale; całe ciało miałem przemoczone i dygotałem tak bardzo, że zęby midzwoniły jak galopujący koń.Nie mogłem wyrzec słowa przez nieustanne klekotaniezębów.Wreszcie wszyscy wojownicy Buliwyfa dokonali zejścia i wszyscy byli bezpieczni.Ecthgow, jako ostatni schodzący, opuszczał się z użyciem zwierzęcej siły swych ramion,a kiedy w końcu stanął, jego nogi trzęsły się niepohamowanie, wyglądał jak człowiekw drgawkach agonii; czekaliśmy przez kilka chwil, zanim doszedł do siebie.Potem Buliwyf powiedział: Musimy wejść do wody i dopłynąć do jaskini.Ja będę pierwszy.Trzymajcie swesztylety w zębach, tak aby mieć wolne ręce do walki z prądami.Słowa te, mówiące o nowym opętańczym przedsięwzięciu, spadły na mnie w chwili,kiedy nie byłem w stanie znieść nic więcej.W moich oczach ten plan Buliwyfabył szaleństwem nad szaleństwami.Widziałem fale, które przewalały się z hukiem,98 rozbryzgując się o wyszczerbione skały.Widziałem, jak fale te cofały się z siłą olbrzyma,w zaciekłym zmaganiu, tylko po to, by odzyskać swą moc i uderzyć znowu.Zaprawdę,patrzyłem i nie wierzyłem, że jakikolwiek człowiek mógłby płynąć w tej wodzie,zostałby bowiem w jednej chwili strzaskany na kościste drzazgi.Nie zaprotestowałem jednak, ponieważ nie byłem już zdolny do jakiegokolwiekrozumowania.W moim pojęciu byłem już tak bliski śmierci, że nie miało znaczenia, czyzbliżę się do niej jeszcze bardziej.Wziąłem przeto swój sztylet i zatknąłem go za pasem,gdyż moje zęby szczękały tak bardzo, że nie byłbym w stanie utrzymać go w ustach.Cozaś do pozostałych Normanów, w żaden sposób nie okazywali oni, że są zmęczeni czyprzemarznięci, lecz zamiast tego witali każdą falę jak nowy bodziec dodający animuszu;uśmiechali się też w pełnym radości oczekiwaniu na zbliżającą się bitwę, za co ichnienawidziłem.Buliwyf obserwował ruch fal, wybierając właściwy moment, po czym skoczyłw odmęty.Wahałem się, aż ktoś  sądzę, że był to Herger  pchnął mnie.Wpadłemgłęboko w wirującą otchłań paraliżującego zimna; zaprawdę, obracałem się to głową,to stopami w dół, a także wokół własnej osi; nie widziałem niczego poza zielenią wody.Nagle spostrzegłem Buliwyfa, który odbił się od dna morza; podążyłem za nim, on zaśwpłynął w pewnego rodzaju przesmyk wśród skał.Naśladowałem go we wszystkim, corobił.Odbyło się to w sposób następujący:W pewnej chwili fala przybrzeżna porywała go, usiłując odrzucić na pełne morze,i mnie również.W takich momentach Buliwyf chwytał się dłońmi skały, aby utrzymaćsię wbrew temu prądowi; ja również tak czyniłem.Z całej siły trzymałem się skał, ażrozsadzało mi płuca.Potem, w mgnieniu oka, fala biegła w przeciwną stronę i miotałamną ze straszliwą siłą w przód, uderzając moim ciałem o skały i przeszkody.A pózniejznowu bieg fali zmieniał się, cofała się ona, tak jak przedtem, a ja musiałem, naśladującBuliwyfa, przywierać do skał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl