[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bowman z łatwością zaakceptował teorię doktora Simonsona, który twierdził, że podświadome poczucie winy wywołane sprzecznością programu spowodowało konieczność zerwania więzów z Ziemią.Simonson wierzył, że Hal nie miał zamiaru zabić Poole'a chociaż nie potrafił tego dowieść.Jak utrzymywał Główny Programista: komputer chciał jedynie zatrzeć ślady.Gdyby okazało się, że podzespół AE-35 który rzekomo spalił się, w rzeczywistości działa bez zarzutu, kłamstwo wyszłoby na jaw.Hal, jak każdy przestępca schwytany w sieć własnych niezdarnych kłamstw, uległ w pewnym momencie panice.Bowman potrafił to zrozumieć, ponieważ sam dwukrotnie przeżył podobne uczucie.Po raz pierwszy zdarzyło się to, gdy był jeszcze chłopcem.Zaplątał się w linkę deski surfingowej i niemal utopił.Po raz drugi miało to miejsce podczas treningu astronautycznego.Zepsuty wskaźnik przekonał go, że udusi się z braku tlenu.W obydwu przypadkach stracił panowanie nad wszystkimi wyższymi procesami logicznymi.W przeciągu kilku sekund mógł stać się kłębkiem nieskoordynowanych emocji.W obydwu przypadkach zdołał się opanować, wiedział jednak, że każda istota ludzka w odpowiednich okolicznościach może zostać zezwierzęcona przez panikę.Jeśli ludzie ulegają panice, dlaczego nie miałoby to zdarzyć się komputerom? Bowman zdał sobie sprawę, że nie powinien czuć się zdradzony i porzucony przez Hala.Wszystko to jednak należało już do przeszłości.Przed nim wyrastała groźna i kusząca obietnica nieznanego.32.ROZWAŻANIA NAD ISTOTAMI POZAZIEMSKIMIPominąwszy pośpieszne posiłki w wirówce (na szczęście główny magazyn żywności nie uległ uszkodzeniu), Bowman praktycznie nie opuszczał sterowni.Drzemał w fotelu, co umożliwiało mu natychmiastową reakcję na sygnały ostrzegawcze.Pod nadzorem Centrum Sterowania Lotem naprawił kilka systemów alarmowych, które obecnie działały bez zarzutu.Coraz bardziej realna stawała się szansa dotarcia do Saturna, do którego zmierzał “Odkrywca” - z Bowmanem czy bez niego.Miał teraz mało czasu na podziwianie widoków.Niebo nie było już taką atrakcją jak poprzednio, mimo to świadomość tego, co znajdowało się przed statkiem, utrudniała mu niekiedy koncentrację nad sprawami podstawowymi.Przed “Odkrywcą” rozciągała się Droga Mleczna z chmurami ciasno zbitych gwiazd, których ilość obezwładniała umysł.Były tam ogniste mgły Strzelca - roje wrzących słońc skrywających przed ludzkim wzrokiem serce galaktyki.Był tam także złowrogi Worek Węgla - olbrzymi kosmiczny cień, gdzie nie świeciły żadne gwiazdy.I była również Alpha Centauri - najbliższe ze wszystkich słońc - pierwszy przystanek za Układem Słonecznym.Alpha Centauri - mimo że znacznie ciemniejsza od Syriusza i Canopusa - przyciągała wzrok i myśli Bowmana za każdym razem, gdy spoglądał w przestrzeń.Ten jasny, stabilny punkt, którego promienie docierały do Bowmana z czteroletnim Opóźnieniem, był obecnie tematem tajnych debat odbywających się na Ziemi; debat, których echa docierały na “Odkrywcę”.Na Ziemi nikt nie wątpił, - że istnieje związek pomiędzy AMT-1 a systemen: Saturna, jednak żaden naukowiec nie wierzył, że stworzenia, które zbudowały monolit, pochodziły z tego układu.Jako nisza ekologiczna Saturn przedstawiał się gorzej od Jowisza.Jego księżyce okrywała zmarzlina wiecznej zimy.Temperatura na satelitach nigdy nie była wyższa od trzystu stopni poniżej zera.Tylko jeden z księżyców - Tytan - posiadał atmosferę, na którą składała się cienka warstwa trującego metanu.Stworzenia, które przed trzema milionami lat odwiedziły Księżyc i Ziemię, musiały więc pochodzić spoza Układu Słonecznego.Byli to prawdopodobnie goście z gwiazd, zakładający swoje bazy tam, gdzie uznali to za konieczne.Powstawał jednak kolejny problem: czy jakakolwiek technologia, bez względu na stopień rozwoju, może spiąć klamrą przepaść, jaka oddzielała Układ Słoneczny od najbliższej gwiazdy?Wielu naukowców bezwzględnie odrzucało taką możliwość.Wskazywali, że “Odkrywca” - najszybszy statek, jaki kiedykolwiek powstał - potrzebowałby dwudziestu tysięcy lat na dotarcie do Alpha Centauri i milionów lat na przebycie jakiegokolwiek znaczącego odcinka galaktyki.Nawet gdyby w nadchodzących wiekach zaszła rewolucja w systemach napędowych, pozostawałaby zawsze nie przekraczalna granica szybkości światła; granica, której nie doścignie żaden obiekt materialny.W związku z tym - utrzymywano - twórcy AMT-1 pochodzili z Układu Słonecznego i ponieważ nie pojawili się w czasach historycznych, ich cywilizacja uległa zagładzie.Niewielka, lecz znacząca grupa naukowców nie zgadzała się z tym punktem widzenia.Nawet jeśli podróż od gwiazdy do gwiazdy trwa wieki - twierdzili - nie może to stanowić przeszkody dla odpowiednio zdeterminowanych odkrywców.Jednym z prawdopodobnych rozwiązań problemu czasu jest hibernacja - lak jak w przypadku “Odkrywcy”.Innym sposobem jest stworzenie sztucznego, zwartego świata, który mógłby wyruszać w podróże trwające przez wiele pokoleń.Poza tym skąd wzięło się przypuszczenie, że wszystkie inteligentne gatunki żyją tak krótko jak człowiek? Być może we wszechświecie istnieją stworzenia, dla których podróż trwająca tysiące lat oznacza jedynie dłuższy okres nudy.Wszystkie argumenty - chociaż teoretyczne - dotyczyły sprawy o największym praktycznym znaczeniu.Chodziło o tak zwany “czas reakcji”.Jeśli AMT-1 naprawdę wysłała sygnał ku gwiazdom - prawdopodobnie przy pomocy przekaźnika w pobliżu Saturna - to impuls ten dotrze do miejsca przeznaczenia po wielu latach.Nawet gdyby odpowiedź była natychmiastowa, ludzkość miałaby wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się.Być może dziesiątki lub co wydawało się bardziej realne - setki lat.Myśl ta dla wielu była pocieszeniem.Jednak nie dla wszystkich.Kilku naukowców -z gatunku poszukiwaczy rewelacji w dzikich kniejach fizyki teoretycznej - zadało niepokojące pytanie: “Czy jesteśmy pewni, że szybkość światła jest nieprzekraczalną granicą?” To prawda, że szczególna teoria względności okazała się dosyć trwała i wkrótce obchodzić będzie swoje stulecie, jednak tu i ówdzie zaczęły pojawiać się na niej pęknięcia.I chociaż teorii Einsteina nie można na razie obalić, można ją przynajmniej obejść.Ci, którzy podpisywali się pod tym punktem widzenia, mówili z nadzieją o przejściach na skróty przez wyższe wymiary, liniach prostszych od prostej i połączeniach w nadprzestrzeni.Z lubością przytaczali powiedzenie pewnego dwudziestowiecznego matematyka z Princeton, mówiące o “otworkach w przestrzeni”.Krytykom - którzy uważali te pomysły za fantastyczne - przypominano to, co powiedział kiedyś Niels Bohr: “Twoja teoria jest szalona, jednak za mało szalona, aby być prawdziwą”.Nieporozumienia pomiędzy fizykami były niczym w porównaniu z kłótniami biologów, omawiających odwieczny problem wyglądu istot pozaziemskich.Naukowcy podzielili się na dwa wrogie obozy: jedni utrzymywali, że stworzenia te są humanoidami, drudzy byli przekonani, że “oni” w ogóle nie przypominają ludzi.Za pierwszą opcją opowiadali się ci, którzy wierzyli, że dwie nogi, dwie ręce oraz organy zmysłów umieszczone w najwyższym punkcie ciała są tak genialnym rozwiązaniem, że trudno byłoby wyobrazić sobie lepsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl