[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Od początku wiedziałem, że nie mam odwrotu.Ani razu nie przyszło mi do głowy, by się obejrzeć.Wyobraz sobie, że Zhinsinura miała rację.Chodzi o mur przechodni.Coś ta-kiego nie istnieje.Czyżby?Chcę powiedzieć, że to nie jest żaden konkret, jak na przykład drzwi, tylko ra-czej pewien stan.W tym wypadku chodzi o sprężenie powietrza u wejścia budynku,co zmienia stan i gęstość.Podobnie jest z lodem; to inny stan skupienia zwykłejwody.Naprawdę?Wydaje mi się, że przed laty stosowano takie rozwiązanie, by łatwiej ogrzaćbudynki.To mechanizm wytwarzający ciepło.Zapewne.W takim razie domek wiszący na ścianie jest zwykłym baroter-mem.baromem.urządzeniem do określania pogody.Czy wszystko da sięwytłumaczyć tak zwyczajnie? Jak to możliwe, że posiadając tak ogromną wiedzę,nie jesteście w stanie niczego zrozumieć?Wybacz.Nie rób sobie wyrzutów.Problem w tym, że pora na wyjątkowo trudną częśćopowieści; niełatwo było przetrwać tamte wydarzenia i trzeba wiele trudu, byje przedstawić we właściwy sposób.Jeśli nie pojmiesz, w czym rzecz, opowieśćstraci wszelki sens.Musisz zobaczyć oczyma wyobrazni mnie oraz tamte miejsca;w przeciwnym razie w ogóle nie zaistnieję.Rozumiem.Mów dalej.W pazdzierniku Dom Dwudziestu Ośmiu Zapachów napełnił się mieszaninąwoni.Był tam podłużny blat z tworzywa przypominającego drewno, a za nimogromne lustro, poplamione i zmętniałe.Widniały na nim dwie postaci: mężczy-zna w fartuchu i wysokim kapeluszu oraz chłopiec, któremu podawał coś w ro-dzaju gigantycznego czwórdzbanka.Ci z Rejestru wyrabiali i przechowywali me-dykamenty w Domu Dwudziestu Ośmiu Zapachów.U sufitu wisiały pęki korzeni,na płachtach z plastiku leżały stosy zmiętych liści i suszonych pączków kwiato-wych.W dużych piecach ze stali nierdzewnej oraz w pojemnikach umieszczonychza lustrem trwało przypiekanie, czyszczenie i mieszanie substratów.Ogorzały,uśmiechnięty Houd przyglądał się temu, trzymając w ręku filiżankę napełnionązamieszaniem.Zamieszaniem?Zamieszanie powstaje z liści oraz innych składników zalanych wrzątkiem.Sąróżne rodzaje zamieszania; jedne stawiają na nogi, inne ułatwiają zasypianie, mo-gą dodać sił albo wywołać osłabienie, wzmacniają rozum albo sprowadzają głu-124potę, rozgrzewają i powodują uczucie chłodu.Houd twierdził, że miesza w nichświatłość i mrok; dzięki temu można się wyłączyć na chwilę i myśleć o konkret-nym zamieszaniu, odsunąwszy na bok wszystkie inne sprawy.Wszystkie inne sprawy?Twierdził, że to zależność.W zatłoczonym budynku suszyły się także pęki długich złotawych liści, któreHoud i jego ziomkowie palili w niewielkich fajeczkach; dużo tego szło.Dym byłgorzki i złotawy jak tajemnicze liście.Wisiały nad kalendarzem; obrazek na paz-dziernikowej plakietce wyobrażał dwoje dzieci rzucających do ogniska naręczapożółkłych liści.Houd przełożył kartę; listopadowe maluchy szły objęte ramio-nami wśród bezlistnych drzew, na których przysiadły wrzaskliwe czarne wrony.W głębi spadał na ziemię suchy brunatny liść, a gałęzie wygięte jak czarne kreskisugerowały silny wiatr.Sądzę, że Houd, niczym ja sam, był z listopada.Okutany po uszy, chętnie prze-siadywał całymi dniami na grubym pniu leżącym przy kamiennym placu otoczo-nym budynkami Centrum Usługowego.Tam można go było zastać.Biały obłokunoszący się z jego fajki przypominał dym pożółkłych liści rzucanych do ogniska.Wokół jego pnia leżały stosy szarego listowia; skórę miał listopadową brunatnąniczym łupina orzecha, z przebarwieniami jak drzewne słoje. Liście smakują inaczej niż chleb tłumaczył. Takie palenie nie wyjdzieci na dobre; jeżeli przesadzisz, możesz przypłacić to życiem.Takie było zdanieaniołów, którzy palili liście zawinięte w papier.Zapewniam, że ten smak możnapolubić i wtedy miło jest zapalić. Podał fajkę Jednodniówce, która odsunęła ją,krzywiąc twarz; ja nie odmówiłem.Dym był cierpki i gorzkawy, dobry na jesiennedni, ciemny, zalatujący spalenizną. Można teraz poznać tajemnice niedostępne przez większą część roku.Tojest miesiąc, w którym ukazuje się Miasto. Houd wciągnął nosem powietrzei wsunął cybuch fajki między zęby, tak jak lubił. Miasto rozległ się cichy głos, w którym pobrzmiewał zachwyt i trwo-ga. Opowiedz nam o nim.Opowiedz o Mieście. Wyobrazcie sobie dzień taki jak dzisiejszy zaczął Houd, unosząc żółta-wą dłoń. Po bezkresnym niebie wiatr gna skłębione chmury, a dmie tak moc-no, że można go niemal zobaczyć.Wiadomo, że wkrótce spadnie chłodny deszcz.Widzicie tę chmurę podobną do burego kota? Lada chwila wielki kocur ziewnie,a z jego otwartej paszczy wysunie się Miasto barwy szarego kamienia albo skutejmrozem ziemi.Aniołowe wyrwali je z ziemi niczym korzeń.Szybuje teraz dalekoi wysoko, ale nadal można dostrzec zarysy smukłych kwadratowych wież przypo-minających skalne kryształy, bryłę gruntu wyrwaną z ziemskich trzewi, sterczącekorzenie drzew, zerwane mosty i ukryte w tunelach podziemne drogi wiodące do-nikąd.Chmury będą się kłębić wokół Miasta jak dym, który je przed wiekami spo-wijał.Dlatego nie zobaczymy go wyraznie, chyba że się zbliży, co nie jest pewne,125bo w każdej chwili może zniknąć wśród chmur jak złudna wizja.Przy odrobinieszczęścia dane nam będzie ujrzeć świetlne refleksy w niezliczonych szybach, ma-jestatyczny lot kolosa obracanego wiatrem jak ogromne koło.Na opustoszałychulicach, gdzie nie ma śladu życia, ujrzymy nieboszczyków z kamienia albo inne-go tworzywa, zamarłych w martwocie pozornego żywota, pogrążonych we śnie,nieruchomych. Dreszcz człowieka przebiega. Ciekawa historia rzuciła Jednodniówka, obejmując się ciasno w talii. Taki to miesiąc dodał Houd. Zwiat wzdraga się, przeczuwając nadej-ście zimy.Wystarczy posłuchać tej opowieści, by poczuć dreszcz.Zwięty Roy Mniejszynazywał obłoki niebiańskimi miastami.Houd opowiadał o mieście wśród chmurczyli siedzibie czterech nieboszczyków, by postraszyć dzieciaki, przyprawiającje o listopadowy dreszcz emocji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|