[ Pobierz całość w formacie PDF ] .to wszystko wydawało mu się w porządku.Jego niepokój wzbudziła tylko jedna sprawa: Strathmore chciał wykorzystać Hulohota.Hulohot był wytrawnym profesjonalistą, ale najemnikiem.Czy można mu było zaufać? Czy nie zechce przejąć klucza? Fontaine wolał go pilnować, dlatego poczynił odpowiednie kroki.Rozdział 113– Wykluczone! – krzyknął do kamery krótko ostrzyżony brunet.– Mamy swoje rozkazy! Mamy meldować dyrektorowi Lelandowi Fontaine’owi, i tylko jemu!– Pan nie wie, kim jestem, prawda? – Fontaine był nieco rozbawiony.– To chyba nie ma znaczenia! – zapalczywie rzucił blondyn.– Pozwolą panowie, że wyjaśnię – odrzekł Fontaine.– Chciałbym od razu coś wytłumaczyć.Kilka sekund później dwaj mężczyźni, zaczerwienieni, całkowicie zmienili front.– D.dyrektorze – wyjąkał blondyn.– Nazywam się Coliander, jestem agentem.A to agent Smith.– Doskonale – powiedział Fontaine.– Teraz meldujcie.Susan Fletcher siedziała z tyłu i usiłowała przełamać dławiące ją poczucie kompletnej samotności.Zamknęła oczy.Słyszała dzwonienie w uszach.Płakała.Była cała odrętwiała.Prawie do niej nie docierało, co się dzieje w ośrodku sterowania.Zebrani na podium niecierpliwie słuchali relacji agenta Smitha.– Zgodnie z rozkazami, dyrektorze – zaczął – od dwóch dni jesteśmy w Sewilli.Początkowo śledziliśmy Ensei Tankada.– Proszę opowiedzieć, jak został zabity – przynaglił go Fontaine.– Obserwowaliśmy zdarzenie z furgonetki, z odległości czterdziestu pięciu metrów.Samo morderstwo poszło gładko.Hulohot okazał się profesjonalistą.Później jednak jego plan zawiódł.Pojawili się jacyś ludzie i nie zdobył poszukiwanego przedmiotu.Fontaine kiwnął głową.Agenci powiadomili go, gdy był jeszcze w Ameryce Południowej, że są pewne kłopoty.Właśnie dlatego postanowił przerwać podróż i szybko wrócić.– Zgodnie z pana rozkazami zajęliśmy się Hulohotem – głos zabrał Coliander.– On nawet nie próbował dostać się do kostnicy.Zamiast tego zaczął śledzić jakiegoś innego faceta.Wyglądał na cywila.W marynarce i krawacie.– Cywil? – zastanowił się Fontaine.To wyglądało na zagranie Strathmore’a.chciał widocznie ograniczyć zaangażowanie NSA.– Przestają działać filtry FTP! – krzyknął jeden z techników.– Potrzebujemy tego przedmiotu – oświadczył Fontaine.– Gdzie jest teraz Hulohot?– Hm.– Smith spojrzał za siebie.– Mamy go tutaj, proszę pana.– Gdzie? – ucieszył się Fontaine.To była najlepsza wiadomość, jaką usłyszał tego dnia.Smith wziął do ręki kamerę i poprawił ustawienie obiektywu.Po chwili na ekranie pojawił się obraz dwóch mężczyzn siedzących na podłodze i opartych bezwładnie o tylne drzwiczki.Ten z lewej był wysoki i miał na nosie okulary w drucianej oprawie; drugi wydawał się młodszy, miał długie, ciemne włosy i zakrwawioną koszulę.– Hulohot to ten z lewej – powiedział Smith.– Nie żyje? – spytał dyrektor.– Tak, proszę pana.Fontaine wiedział, że nie pora na wyjaśnienia.Rzucił okiem na diagram przedstawiający słabnące osłony banku danych.– Panie Smith – powiedział powoli i wyraźnie.– Poszukiwany przedmiot.Potrzebuję go, i to teraz.– Panie dyrektorze – wyjaśnił Smith z wyraźnym zażenowaniem.– Nie mamy pojęcia, co to za przedmiot.Musimy wiedzieć, czego szukać.Rozdział 114– No to szukajcie! – polecił Fontaine po udzieleniu niezbędnych wyjaśnień.Dyrektor przyglądał się z niepokojem, jak dwaj agenci przeszukują obu mężczyzn, aby zdobyć losową listę cyfr i liter.– Boże, nie mogą znaleźć – jęknął Jabba.– Koniec z nami!– Straciliśmy filtry FTP! – krzyknął technik.– Trzecia osłona została zdjęta!Na ekranie pojawił się agent Smith.Rozłożył bezradnie ręce.– Proszę pana, nie ma tu klucza.Przeszukaliśmy obu.Kieszenie, ubrania, portfele.Nic nie znaleźliśmy.Hulohot używał komputera Monocle.Sprawdziliśmy, ale najwyraźniej nie przesyłał niczego, co wyglądałoby na losowy ciąg znaków.tylko nazwiska zabitych.– Niech to diabli! – zaklął Fontaine.Nagle przestał panować nad nerwami.– Musi gdzieś być! Szukajcie dalej!Jabba najwyraźniej uznał, że to wystarczy.Fontaine zaryzykował i przegrał.Teraz on przejął inicjatywę.Zszedł z podium i zaczął wykrzykiwać polecenia programistom.– Otworzyć pomocnicze programy! Zaczynamy wyłączać! Szybko!– Nie zdążymy! – odkrzyknęła Soshi.– Potrzebujemy pół godziny! Nim skończymy, będzie za późno!Jabba otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale przerwał mu głośny, pełen bólu krzyk z głębi pokoju.Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.Susan Fletcher wstała z fotela.Wyglądała niczym zjawa.Była blada jak ściana, a wzrok wbiła w obraz Davida Beckera, zakrwawionego i leżącego nieruchomo na podłodze furgonetki.– Zabiliście go! – krzyczała.– Zabiliście go! – Potykając się, ruszyła w stronę ekranu z wyciągniętymi ramionami.– David.Wszyscy patrzyli na nią, nic nie rozumiejąc.Nie spuszczała oczu z Davida.– David.– jęczała.– Och, David.jak oni mogli.– Czy pani go zna? – spytał Fontaine.On również nie rozumiał, co się dzieje.Susan zachwiała się, mijając podium.Zatrzymała się półtora metra od ogromnego ekranu.Półprzytomna i zrozpaczona, cały czas powtarzała imię ukochanego mężczyzny.Rozdział 115David Becker miał w głowie absolutną pustkę.Jestem martwy, pomyślał.A jednak słyszał jakiś dźwięk.Odległy głos
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|