[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co tam się, do cholery, dzieje? - spytał Rubenstein.- Myślę, że wiem - stwierdziła dziewczyna.- Prawdopodobnie przekształcili swoje masowe egzekucje w rodzaj rytuału; doprowadzają się do szału przed do­konaniem zbrodni i równocześnie przerażają ofiary.Podczas gdy Rourke mówił, ciężarówki zaczęły zwal­niać, a kurz opadał.- I wygląda na to, że są gotowi do tego numeru - dodał.- Nie myślałem, że jest tylu szaleńców na świecie - za­uważył Paul.Szeroko otwartymi oczami patrzył na cięża­rówki i stopniowo zmniejszającą się chmurę pyłu.- Niektórzy ludzie, może większość ludzi - zaczęła Natalie - nie podchodzą do przemocy emocjonalnie.Są pewnego rodzaju wtórnymi dzikusami, a to pociąga za sobą całą resztę.Rourke dokończył za nią, skręcając z drogi i wjeżdżając na skraj boiska futbolowego.- Ujawniają się pierwotne instynkty.Uaktywniają obszary mózgu opanowane przez rytuały i przemoc, aż w pewnym momencie zaciera się granica pomiędzy nimi.Badania nad tym zjawiskiem były przed wojną bardzo zaawansowane.Zwróć uwagę na normalne zjawiska, takie jak inicjacje bractw, gangi uliczne, wszystkie tego typu rzeczy.Przemoc i rytuał ostatecznie przenikają się, tak że jedno nie może ist­nieć bez drugiego.Jedno pociąga za sobą drugie.- Na przykład gwałt, Paul - wtrąciła Natalie.- Albo mor­derstwa na tle seksualnym.Czy celem jest stosunek płcio­wy, śmierć, cokolwiek, co ujawnia się jako rezultat, czy też działanie jest celem samym w sobie?- Bezwzględnie, to materiał dla psychopatologa - powie­dział Rourke zwalniając bieg pickupa i wjechał między dwiema ciężarówkami do wnętrza kręgu.Dziewczyna odpięła kaburę wielkiego pythona.Rubenstein odciągnął rygiel “schmeissera”.- Tylko spokojnie - przestrzegał John zatrzymując auto mniej więcej w środku koła.Przed szoferką znajdowało się może ze czterdziestu ludzi, przeważnie kobiety i dzieci, kilku starszych mężczyzn, niektórzy z nich ciągłe jeszcze w pidżamach i koszulach nocnych.Ubrania były poszarpane, twarze brudne, z oczu biło przerażenie.Rourke wyszeptał:- Jesteśmy na miejscu.- Przekręcił kluczyk w stacyjce i otworzył na oścież drzwiczki od strony kierowcy.Wyszedł na zewnątrz z przewieszonym przez prawe ramię CAR-15, z dłonią na kolbie detonika.Grupka ludzi z miasta wpatrywała się w niego tak, jakby stanowiła jeden wystraszony organizm.Odwrócił od nich wzrok, miętosząc w kąciku ust cygaro, głowę trzymał podniesioną, nogi lekko rozstawione.Obrócił się i spojrzał za pickupa.Zbliżało się do niego kilkunastu motocyklistów z gangu, niektórzy z kierowców osiemnastokołowców wy­skakiwali z szoferek i także kierowali się w jego stronę.John zmrużył oczy i spojrzał w niebo.Od północy nadcią­gały gęste, brunatnoszare chmury, zasnuwając błękit.Zry­wał się wiatr, wzbijając kłęby kurzu wokół jego stóp.- Kim wy, kurwa, jesteście?Głos należał do mężczyzny mniej więcej tego samego wzrostu co Rourke, ale ze 40 funtów cięższego, ubranego w ciemnobłękitną bawełnianą koszulę pozbawioną ręka­wów, których postrzępione końce opadały na potężne ra­miona.Drab nosił kaburę typu wojskowego, w której tkwi­ła automatyczna “czterdziestka piątka” z obciętą lufą.W prawej ręce trzymał karabinek z wydłużonym magazyn­kiem.Wiatr rozwiewał jego ciemne, przetłuszczone włosy.- Ja jestem Rourke.To Rubenstein, dziewczyna ma na imię Natalie.Kątem lewego oka widział Paula, który wynurzając się z kabiny pickupa trzymał niedbale w lewej ręce karabin ma­szynowy MP-40.Dziewczyna również wyszła z samochodu i stanęła tuż za Johnem.- Wasze pierdolone nazwiska gówno dla mnie znaczą, facet.Czego tu chcesz?Rourke westchnął, przesunął cygaro w kącik ust, wypu­szczając z nosa niewielką chmurkę szarego dymu.- Wywinęliśmy się paramilitarnym.Rąbnęliśmy im paru ludzi.Chcieli nas zgarnąć za ciężarówkę na drodze, z której buchnęliśmy trochę pestek i towaru.Przyszło mi do głowy, że może chcielibyście pozyskać kilku takich, co potrafią obcho­dzić się z bronią.Macie tych sukinsynów nie dalej niż tydzień drogi za sobą, a zostawiliście wiele śladów - i wskazał cyga­rem przez prawe ramię na grupę ludzi za sobą.- Mam dość osób sprawnie władających bronią, koleś.Na cholerę byłbyś nam potrzebny?- Jesteście amatorami, ja jestem zawodowcem.Jestem wart przynajmniej tyle, co trzech twoich gości.- Gówno prawda - roześmiał się wielkolud.- Rozerwę się nieco, zabijając te wystraszone bubki za tobą, a potem zobaczymy, czy rzeczywiście jesteś taki dobry.Wielkolud ruszył naprzód, lecz Rourke, przesuwając cy­garo w ustach zrobił krok w prawo i zastąpił mu drogę.- Wiesz - szepnął wydmuchując dym prosto w nos zbira - twoje chłopaki to zwykłe dupki, a ty sam jesteś starym, zwiędłym kutasem.Bandzior odwrócił twarz purpurową ze złości, jego ręka poruszyła się w stronę kabury.John, znowu szeptem - po­wiedział:- No dalej.Z tej odległości nie mogę spudłować - i wysunął lekko do przedu lufę CAR-15.Lufa karabinu niemal dotyka­ła brzucha mężczyzny tuż ponad sprzączkę pasa.- Widzisz, narazie dość bezkarnie możecie tępić ludność cywilną, ale ostatecznie - nieistotne ilu zabijecie - doprowa­dzicie ich do tego, że wezmą się w kupę i dobiorą się wam do dupy.Wtedy będziecie mieli na karku ich i paramilasków.Coś takiego przytrafiło się Rzymianom, a dwa tysiące lat później spotkało nazistów, gdy wkroczyli przez Ukrainę do Rosji.Jak wam się spodoba, kiedy za każdą skałą będzie czaił się snajper, pod każdym mostem będą ładunki wybuchowe? To naprawdę może ci się przydarzyć, przyjacielu.- Czego chcesz? Pytam raz jeszcze.- Mówiłem ci.Ja i moi przyjaciele chcemy przyłączyć się do was na czas trwania wojny - odrzekł Rourke.- Jesteś tak dobry jak jakakolwiek trójka z nas, co? - rzekł wielkolud, a uśmiech przemknął mu po twarzy.John odwzajemnił go i nie wyjmując ogarka cygara z lewego kącika ust - skinął głową:- Spokojnie.Zerknął w kierunku wzbierającej watahy bandytów i ich kobiet, może jard za pickupem.Zarejestrował ostrzegawcze spojrzenie Natalie oraz wyraz zmartwienia na zalanej potem twarzy Paula.Nagle mężczyzna krzyknął:- Ten człowiek o nazwisku Rourke utrzymuje, że jest ja­kimś wszawym zawodowcem, tak dobrym, jak dowolni trzej spośród nas.Potrzebuję dwóch facetów do pomocy, by pokazać mu, że się myli!Z grupy wystąpiło więcej niż dwunastu mężczyzn, każdy najmniej tak wielki, jak bandzior stojący kilka cali od Johna.- Może chcesz sobie wybrać? - powiedział z uśmieche dryblas.- Ty jesteś tu szefem? - spytał Rourke.- Tak, ja tu rządzę.Masz coś do tego?- Nie, nie, nic z tych rzeczy.Byłem tylko ciekaw, czy wyznaczyłeś już swojego następcę.- Pocałuj mnie.- Nie przy damie - powiedział John czyniąc zamaszyst gest swoim CAR-15 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl