[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Skręcił tedy w bok i poszedł na przełaj.Okolicę znałwybornie i nie bał się zabłądzić.Obliczył sobie najprostszy kierunek do Zródborowa.OminieOtwock, gdzie mógłby być poznany i wsiądzie do pociągu na mniejszej i nocną porą pustejstacyjce śródborowskiej.Nawet obliczył sobie, że bez pośpiechu zdąży na pociąg o północy.Wsiądzie do wagonu, a w godzinę pózniej będzie już w sleepingu, pędzącym do Wiednia.za granicę.w świat.Mimo woli myśl powracała do wszystkiego tego, co porzucał.Nazajutrzzrobi się alarm, poszukiwania, policja.Tunka znajdzie listy w biurku, znajdą miejsce, gdziedyrektor Klemm rzucił się do Wisły i utonął.Będą szukali zwłok.Pójdą telefonogramy w dółrzeki.A Czaban?.A Tunka?.Próbował wyobrazić sobie, co powiedzą, jak odczują to zdarzenie.Zajęty swymi myślaminie czuł ani zmęczenia, ani zimna.Natrafił na niewielki zagajnik i zdawało mu się, że przy-pomina go sobie.Było tu zaciszniej.Przystanął, by zapalić papierosa.Machinalnie spojrzał nazegarek: wskazywał pół do pierwszej. Musiałem zabłądzić skonstatował z lekkim niepokojem. Już tu powinien być tor ko-lejowy.Zanadto wziąłem w lewo.A może zegarek stanął?Przyłożył do ucha, lecz świst wiatru w gałęziach zagłuszał wszystko.Pociągnął jeszcze razpapierosa i w jego świetle stwierdził ruch sekundnika.Zatem rzeczywiście zmylił drogę.Nieprzestraszył się tym jednak.Za godzinę przez Zródborów przechodzi następny pociąg.Całastrata to tylko sleeping.No i jeszcze pół doby w Warszawie.Za laskiem skręcił w prawo.Lecz minęła godzina, dwie, a toru nie było.Poza tym czuł, żejuż daleko nie ujdzie.Zmęczone nogi coraz wolniej pracowały, oczy znużone ustawicznymwypatrywaniem w ciemności piekły od wiatru i ostrych igiełek śniegu.Przypominał sobieswoją wędrówkę sprzed kilku lat, kiedy podobnie borykał się z zimą i błądził po bezdrożach,uciekając od policji.Natrafił wówczas na wieś i to uratowało go od zamarznięcia w polu.Takwalczył wtedy o swoje życie, a cóż ono było warte, jakie miało perspektywy?.A dzisiaj.dzisiaj. Co dzisiaj? odezwała się w nim jakby czyjaś obca myśl. No, mam pieniądze, doświadczenie, możność rozpoczęcia nowego życia przekonywałsiebie. Znajdę w świecie kąt, gdzie mnie nie znają, gdzie nie wiedzą.161 Czego nie wiedzą?. odwrotną falą odbiła się myśl. Czy tego, co niosę w sobie?. Wyrzuciłem wszystko upewniał siebie. Wszystko.Zostało tam, na brzegu, gdzie uto-pił się dyrektor Klemm.Nie ma go już.Nie ma, nie ma.Tam zostało wszystko. Tam?.Tam zostało tylko futro.A sumienie mam tu, ze sobą! Trzeba było taką sztukęwymyślić, by zostawić sumienie.Z daleka rozległo się szczekanie psów.Myśl urwała się, przyśpieszył kroku.Po kolana za-padł w zaspy i dyszał ciężko.Na próżno jednak przystawał co kilka minut.Szczekanie niepowtórzyło się.Albo przynosił je jakiś boczny podmuch wiatru, albo było w ogóle złudze-niem.Na wschodzie niebo zaczynało z daleka szarzeć.Nagle o kilka kroków przed Murkiem zarysował się jakiś wielki, czarny kształt i wiatrustał. Dom.Zbliżył się i dotknął ręką.Nie był to dom, lecz jakiś budynek gospodarski z nieociosanychokrąglaków, prawdopodobnie stodółka chłopska.Jednak w takim razie gdzieś niedaleko musibyć wieś lub chociażby pojedyncza chata.Murek zaczął krążyć dokoła, bał się wszakże zbyt daleko odejść od stodółki, by jej niestracić z oczu.Wreszcie zrezygnował z poszukiwań.Do rana śnieg przestanie padać, a w każ-dym razie zamieć minie, w stodółce zaś i tak można przeczekać.Obszedł budynek i namacał niedomykające się wierzeje.Nie były zamknięte.Rozhuśtałjedną połowę o tyle, że odepchnął przywalający ją śnieg i przez szczelinę mógł wsunąć się dośrodka.Ogarnęła go nagle cisza i dobrze pamiętny z lat dziecinnych zapach słomy i zboża, i gro-chowin, i jakby worków po mące czy po otrębach.Wyprostował się i zaczął rozcierać ręce,policzki i uszy.Potem zapalił zapałkę.Stodółka była prawie pusta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|