[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem wojna wybuchła, więc wypuścili Lee i wy­słali go do Francji.Pojechałam do Nowego Jorku i za­częłam pracować w fabryce amunicji.Dobrze się pro­wadziłam, chociaż w mieście pełno było żołnierzy z pieniędzmi i nawet nędzne zdziry chodziły w jedwa­biach.Ale prowadziłam się dobrze.Potem Lee wró­cił do kraju i wyszłam na ten statek, żeby go powitać.Ale aresztowali go i odesłali z powrotem do Leaven-worth za zabicie tego żołnierza przed trzema laty.Więc wzięłam adwokata, który namówił jednego po­sła na Kongres, żeby go wydostał.Dałam temu adwokatowi także wszystkie pieniądze, jakie miałam odłożone.Więc kiedy Lee wyszedł z więzienia, byli­śmy bez grosza.Powiedział, że się pobierzemy, ale nie stać nas było na ślub.I kiedy mu powiedziałam, co z tym adwokatem, zbił mnie.Znów upuściła rozgniecioną czekoladkę za pryczę i wytarła ręce o pieluszkę.Wybrała z bombonierki jeszcze jedną i zjadła.Jedząc popatrzyła na Horace'a przeciągle, obojętnie, w zadumie.Przez szczelinę okienną przenikała zimna, martwa ciemność.Goodwin przestał chrapać.Poruszył się i usiadł.- Która godzina? - zapytał.- Co? - zapytał Horace.Spojrzał na zegarek.- Pół do trzeciej.- Musiała mu nawalić kicha - powiedział Good­win.Przed świtem sam Horace spał siedząc na krześle.Gdy się obudził, przez okno wpadał poziomo cienki, różowy ołówek słonecznego blasku.Goodwin i kobie­ta rozmawiali cicho na pryczy.Goodwin spojrzał na Horace'a ponuro.- Dzień dobry - powiedział.- Mam nadzieję, że już pan przespał ten swój koszmar - odparł Horace.- Jeżeli przespałem, to i tak ostatni w moim życiu.Podobno tam nic się nie śni.- Z pewnością dołożył pan starań, żeby mieć zły sen - powiedział Horace.- Mam nadzieję, że po tym już nam pan uwierzy.- Uwierzę, do cholery! - zdenerwował się Good­win, dotychczas taki opanowany, posępnie spokojny, taki niedbały w kombinezonie i w niebieskiej ko­szuli.- Czy pan naprawdę bodaj przez jedną minutę wyobraża sobie, że ten człowiek pozwoli mi po wczorajszej rozprawie wyjść z celi i przejść na drugą stronę ulicy? Gdzie i między jakimi ludźmi pan żył do tej pory? W pokoju dziecinnym? Ja sam na jego miejscu bym nie pozwolił.- Niech tylko to zrobi, a wpadnie we własną pu­łapkę - oświadczył Horace.- Ale co mnie z tego przyjdzie? Niechże mi pan da.- Lee - przerwała Goodwinowi kobieta.-.powiedzieć.Następnym razem, kiedy zechce się panu grać w kości o czyjąś głowę.- Lee - powtórzyłaPowoli głaskała go po włosach.Wyrównała mu przedziałek, a potem obciągnęła na nim tę niebieską koszulę bez kołnierzyka.Horace przyglądał się im.- Czy nie chciałby pan tu zostać dzisiaj? - za­pytał cicho.- Mogę to załatwić.- Nie - powiedział Goodwin.- Rzygać mi się chce od tego.Chcę już raz z tym skończyć.Tylko niech pan powie temu cholernemu zastępcy szeryfa, żeby nie szedł za blisko mnie.A w ogóle to pan i ona powinniście iść na śniadanie.- Nie jestem głodna - powiedziała kobieta.- Idź, jak ci mówię - powiedział Goodwin.- Lee.- Idziemy - powiedział Horace.- Po śniadaniu może pani tu wrócić.Na świeżym porannym powietrzu zaczął głęboko oddychać.- Niech pani napełni płuca - powiedział.- Noc tam w celi mogłaby każdego przyprawić o deliriumtremens.Pomyśleć, że troje dorosłych ludzi.Boże mój, czasami mam wrażenie, że wszyscy jesteśmy dziećmi, z wyjątkiem samych dzieci.Ale dzisiaj to już ostatni dzień.W południe on stamtąd wyjdzie wolny; czy pani zdaje sobie z tego sprawę?Szli w świeżym blasku słońca pod wysokim paste­lowym niebem.Ponad nimi na tle błękitu wysoko płynęły z południowego zachodu tłuste obłoczki i w chłodnych, miarowych podmuchach wiatru drżały i migotały akacje, z których już dawno opadło kwie­cie.- Nie wiem, jak pan dostanie to honorarium - powiedziała kobieta.- Proszę nie myśleć o tym.Ja już je dostałem.Pani tego nie zrozumie, ale moja dusza terminowa­ła przez czterdzieści trzy lata.Czterdzieści trzy lata.Dwa razy tyle, ile pani ma lat.Więc widzi pani, głupo­ta, tak samo jak nędza, dba o swoich.- I pan wie, że on.że.- No, skończmy z tym.Prześniliśmy i ten koszmar także.Bóg jest czasami niemądry, ale przynajmniej jest dżentelmenem.Nie wie pani o tym?- Zawsze uważałam Go za mężczyznę - powie­działa kobieta.Dzwon już dzwonił, kiedy Horace szedł przez rynek do sadu.Na rynku stało mnóstwo wozów i samo­chodów i pod gotyckie sklepienie bramy sunęły powoli tłumy kombinezonów i kurtek khaki.Gdy wchodził na schody, zegar w górze wybijał godzinę dziewiątą.Szerokie podwójne drzwi na podeście tych zatło­czonych schodów były otwarte.Dolatywały spoza nich nieustanne odgłosy usadawiania się ludzi w sali.Ponad oparciami siedzeń Horace widział głowy - łyse, siwe, kudłate i ostrzyżone nad opalonymi karka­mi, lśniące od brylantyny nad miejskimi kołnierzy­kami i gdzieniegdzie jakiś damski czepek czy ukwie­cony kapelusz.Szum rozmów i ruchów dolatywał przez drzwi wraz z nieustannym przeciągiem.Ponad głowami tych ludzi powietrze z otwartych okien napłynęło ku Horace'owi falą już przesyconą zapachem tytoniu, stęchłego potu i ziemi, i owym charakterystycznym odorem sal sądowych - owym spleśniałym odorem wygasłych chciwych zachcianek i żądz, zajadłego pie-niactwa i goryczy, wyważonych na szali tej sprawie­dliwości w braku lepszej.Okna wychodziły na balkony w łukach portyku.Wlatujący przez nie wiatr niósł świergotanie wróbli i gruchanie gołębi, które gnieździły się pod okapami, i od czasu do czasu beknięcia klaksonów samochodo­wych z rynku poniżej - to głośniej, to ciszej przy tym głuchym tupocie nóg na korytarzu i na schodach.Ława sędziowska była pusta.Po jednej stronie przy długim stole Horace widział czarną głowę Goodwi-na, jego mizerną ogorzałą twarz i szary kapelusz ko­biety.Przy drugim końcu stołu siedział dłubiąc w zę­bach jakiś mężczyzna.Czaszkę jego pokrywała obcisła mycka drobniutko skręconych włosów rzedną­cych na ciemieniu.Miał długi blady nos.Ubrany był w elegancki jasnobrązowy letni garnitur; tuż przy nim na stole leżała elegancka skórzana teczka i słom­kowy kapelusz z czerwono-brązową wstążką, a on, dłubiąc w zębach, patrzył leniwie ponad rzędami głów w niebo za oknem.Horace zatrzymał się w drzwiach.- To adwokat - powiedział.- Żydowski adwo­kat z Memphis.- Potem patrzył już tylko na tyły głów ponad stołem dla świadków.- Z góry wiem, co zobaczę.Ona będzie.W czarnym kapeluszu.Ruszył w głąb sali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl