[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.( A to diabeł!  krzyknął Piotr, zatu- pał botfortem.) Różowa koszula Aleksaszki już miotała się na samym szczycie, między blankami murów.Przez perspektywę zle było widać.Za twierdzą rozlewała się ogromna, rozżarzona łuna zachodu dalekiejPółnocy. Piotrze Aleksiejewiczu, zdaje się, że już wywiesili białą flagę  rzekł Borys Pietrowicz. Czasnajwyższy, bijemy się już trzynaście godzin.Nocą na brzegu Newy płonęły wielkie ogniska.W obozie nikt nie spał.Miedziane kotły ze strawą kipiały,na żerdkach piekły się całe barany.Koło rozpiłowanych na dwoje beczek stali wąsaci frajtrzy  obdzielalikażdego wódką, do woli, ile dusza zapragnie.Ochotnicy, jeszcze nie ostygli po trzynasto- godzinnym boju, wszyscy niemal owiązani skrwawionymiszmatami, siedząc u ognisk na pniach, na świerkowych gałęziach, opowiadali żałosne wydarzenia z potyczek o ranach, o śmierci kamratów.%7łołnierze, którzy nie uczestniczyli w bitwie, stali z rozdziawionymi gębamipółkolem z tyłu za opowiadającymi.Słuchając oglądali się na mętne, ciemniejące na tle rzeki, opalone baszty.Tam, pod murami opustoszałej twierdzy, leżały kupy martwych ciał.Poległo przeszło pięciuset ochotników, a na wozach w taborze i w namiotach jęczało około tysiąca rannych.%7łołnierze wzdychając powtarzali:  Masz ci  rozgryzli Orzeszek.Za strumieniem, na wzgórku, z oświetlonego namiotu carskiego, dobiegały okrzyki i granie na piszczałkach.Przy toastach nie było strzelania  nastrzelano się dość przez cały dzień.Od czasu do czasu z namiotu wy-chodzili pijani oficerowie za potrzebą.Pewien pułkownik podszedłszy do brzegu strumienia długo wypinał sięna żołnierskie ognie po tamtej stronie  wrzasnął pijacko: Chwaty, chłopcy, postaraliście się.Ten i ów z żołnierzy podniósł głowę, warknął:  Czego ryczysz, idz, pij dalej  wo- jak-samochwał. Znamiotu wyszedł Piotr, również za potrzebą.Załatwiał się stojąc chwiejnie.Ognie obozowe płynęły przed oczy-ma  rzadko się upijał, ale dziś go rozebrało.Za nim wyszli Mieńszykow i Koenigseck. Min herc, co tak długo, może ci przynieść świecę?  zapytał Aleksaszka pijanym głosem.Koenigseckroześmiał się:  Ach, ach!  jął podrygiwać jak kura, zadzierając z tyłu poły kaftana.Piotr do niego: Koenigseck. Jestem, najjaśniejszy panie. Cóżeś ty się tak chełpił przy stole?. Ja się nie chełpiłem, najjaśniejszy panie. Ażesz, wszystko słyszałem.Coś tam plótł Szeremietiewowi?  Ta rzecz droższa mi nad zbawienieduszy".Co to za rzecz? Najjaśniejszy panie, to Szeremietiew chwalił się pewną branką, Inflantką.A ja nie Przypominam sobie,żebym. Koenigseck zamilkł, jakby od razu wytrzezwiał.Piotr, wyszczerzony w uśmiechu  jak żuraw, z góry nadół  patrzył mu w przerażoną twarz. Ach, najjaśniejszy panie.To ja chyba wspomniałem o tabakierce  francuskiej roboty  mam ją wtaborze.Przyniosą.Chwiejnym kłusem skierował sią do strumienia, w przerażeniu rozpinał na piersi guziki kamizelki. Boże,Boże, jak on sią dowiedział? Schować, wyrzucić bez zwłoki." Palce błądziły w koronkach, namacał medalionna jedwabnym sznurku  usiłował zerwać, sznurek boleśnie wpijał się w kark.(Piotr sterczał na wzgórku,patrzył na niego.) Koenigseck pokiwał uspokajająco:  Oczywista, zaraz przyniosę." Przez głęboki strumień,szumiący między granitowymi głazami, przerzucono belkę  od brzegu do brzegu.Koenigseck wszedł na belkę trzewiki urna- zane gliną ślizgały się, Koenigseck wciąż targał sznur.Potknął się, rozpaczliwie wywinąłrękami, runął na wznak do strumienia. Ot, pijany dureń  rzekł Piotr.Odczekali.Aleksaszka zasępił się, zeszedłz pagórka zafrasowany. Piotrze Aleksiejewiczu, zdaje się, nieszczęście.Wypadnie zawołać ludzi.Koenigsecka znaleziono nie od razu, choć strumień miał zaledwie dwa łokcie głębokości.Padając uderzył,widać, tyłem głowy o kamień i od razu poszedł na dno.%7łołnierze po' nieśli go przed namiot, ułożyli przed ogni'skiem.Piotr począł zginać mu tułów, rozkładać ręce, dmuchał w usta.Niedorzecznie zakończył żywot posełKoenigseck.Rozpinając na nim odzież, Piotr odsłonił na piersi medalion  wielkości dłoni dziecięcej.Obszu-kał kieszenie, wyciągnął paczkę listów.Natychmiast ruszył z Aleksaszką do namiotu. Panowie oficerowie  rzekł głośno Mieńszykow  kończmy ucztę, monarcha pragnie się położyć.Goście śpiesznie opuścili namiot (tego i owego wypadło wlec pod pachy  ostrogami po ziemi).Tu zaraz,wśród nie dojedzo- nych półmisków i dopalających się świec, Piotr rozłożył mokre listy.Oderwał paznokciamiwieczko medalionu  był to przedziwnej roboty portret Anny Mons: Annchen jak żywa uśmiechała sięniewinnymi modrymi oczyma, równymi ząbkami.Pod szkłem dokoła portretu wiło się pasemko jasnychwłosów, tak często całowanych przez Piotra Aleksiejewicza.Na wieczku, wewnątrz, wyskrobano igiełką poniemiecku:  Miłość i wierność" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl