[ Pobierz całość w formacie PDF ] .– zaczął mówić Roland żartobliwie, ale i z żalem w głosie.– Co to jest niewysłowiony? – spytał Tomas.Roland, zamroczony piwem, spojrzał na niego z pogardą i lekceważeniem.– Nieopisany.Debil!– Nie wydaje mi się, że Księżniczka to nieopisany debil.– rzekł Tomas, kręcąc głową z powątpiewaniem.Urwał nagle i schylił się gwałtownie, kiedy kufel Rolanda przeciął ze świstem powietrze w miejscu, gdzie przed sekundą znajdowała się jego głowa.Pug upadł na plecy, zanosząc się od śmiechu.Tomas uśmiechnął się szeroko.Roland z wielkim namaszczeniem i ceremonialnie zdjął z półki następny kubek.– No więc, jak już mówiłem uprzednio – zaczął, napełniając kubek piwem z beczki – nasza pani, dziewczę o niewysłowionych wdziękach, nawet jeżeli to trochę wątpliwy osąd, wbiła sobie do głowy, z powodów, które jedynie bogowie mogą do końca zrozumieć, że obdarzy pewnego, obecnego tutaj, młodego maga swymi względami.Dlaczego tak uczyniła, skoro przecież mogła spędzać czas ze mną, pozostaje poza moją zdolnością pojmowania.– Przerwał, aby czknąć głośno.– Tak czy siak, dyskutowaliśmy najwłaściwszy sposób, w jaki należałoby przyjąć tak szczodry dar.Tomas spojrzał na Puga, uśmiechając się szeroko.– Przyjmij wyrazy współczucia, Pug.Jak widać, masz ręce pełne roboty.Pug poczuł, że się czerwieni.Po chwili spojrzał na przyjaciela z przekornym uśmieszkiem.– Czyżby? A co z pewnym młodzieńcem, powszechnie znanym w okolicy, terminującym w żołnierskim fachu, którego widziano ostatnio, jak się wkradał do spiżami z pewną dziewczyną kuchenną? – Odchylił się do tyłu, a na jego twarzy pojawił się wyraz wielkiej troski.– Aż boję się myśleć, co by się mogło mu przytrafić, gdyby Neala się dowiedziała.Tomasowi opadła szczęka.– Nie zrobisz tego, nie możesz!Teraz Roland leżał na plecach, trzymając się za boki, i kwiczał ze śmiechu.– Jeszcze nigdy nie widziałem kogoś, kto by bardziej przypominał rybę świeżo wyciągniętą z wody na brzeg.Usiadł prosto.Zrobił strasznego zeza i gwałtownie zamykał i otwierał usta.Cała trójka znowu zapadła w odmęty niepowstrzymanego rechotu.Rozlano następną kolejkę.Roland wzniósł swój kufel.– Panowie, wznieśmy toast!Pug i Tomas podnieśli kufle.Tym razem Roland mówił zupełnie poważnie.– Nieważne, jakie nas w przeszłości dzieliły różnice, teraz, chłopaki, zaliczam was do grona moich prawdziwych przyjaciół.Wzniósł wyżej kufel.– Za przyjaźń!Cała trójka wychyliła kufle do dna, po czym zostały natychmiast napełnione ponownie.– Podajmy sobie ręce.Trzech chłopców złączyło ręce.– Nieważne, gdzie nas los rzuci; nieważne, ile lat przeminie, zawsze będziemy przyjaciółmi.Uroczystość i powaga przysięgi dotarła nagle do świadomości Puga.– Przyjaciele!Tomas powtórzył za nim jak echo i cała trójka podała sobie znowu dłonie, pieczętując w ten sposób deklarację wiecznej przyjaźni.Kufle znowu odwiedziły beczkę.Słońce szybko zachodziło za horyzont, ale chłopcy, otuleni różowym obłokiem przyjaźni i piwa, zupełnie zatracili poczucie czasu.Pug obudził się i rozejrzał dookoła.Nie bardzo mógł się połapać, gdzie jest.Kręciło mu się w głowie.Pełgające ogniki z ledwie tlących się głowni w garnku z żarem obrzucały mroczny pokój migotliwym, różowym światłem.Ktoś pukał do drzwi, po cichu, lecz uporczywie.Podniósł się powoli i omal nie przewrócił.Ciągle był zamroczony po wczorajszej pijatyce.Siedzieli w szopie z Tomasem i Rolandem do późnych godzin nocnych, zapominając na śmierć o kolacji i “nadwerężając w istotny sposób”, jak to określił Roland, zapasy zamkowego piwa.Nie wypili co prawda dużo, ale zważywszy na ich małe możliwości i słabe jeszcze głowy, i tak było to heroiczne przedsięwzięcie.Pug naciągnął portki i zataczając się, poczłapał do Język miał wyschnięty na wiór, a pod powiekami czuł piasek.Zastanawiał się, któż to chce wejść w środku nocy.Otworzył drzwi.Coś przemknęło koło niego błyskawicznie.Odwrócił się.W pokoju stała Carline owinięta szczelnie wielką peleryną.– Zamknij drzwi! – syknęła.– Ktoś może przechodzić koło wieży i zobaczyć światło na schodach.Zdezorientowany Pug posłuchał machinalnie.W odrętwiałym umyśle kołatała tylko jedna myśl, że przecież nikły poblask tlącego się drewna z pewnością nie oświetliłby schodów.Potrząsnął kilka razy głową, próbując przywrócić sobie jasność myślenia.Podszedł do garnka z żarem.Rozdmuchał ogień, wziął drzazgę i zapalił latarnię.Pokój zalał ciepły i wesoły blask.Umysł Puga stopniowo działał coraz sprawniej.Carline rozglądała się po pokoju.Zauważyła bezładną kupę walających się przy posłaniu książek i zwojów pergaminu.Zajrzała w każdy kąt pokoju.– Gdzie masz tego smoka?Pug usiłował skoncentrować na niej spojrzenie.Przymusił spuchnięty język do działania.– Fantus? Nie wiem.polazł gdzieś i pewnie robi to, co zwykle robią smoki.Dziewczyna zdjęła pelerynę.– To dobrze.Ilekroć go widzę, zawsze ciarki mi chodzą po plecach.Usiadła na skotłowanym posłaniu Puga.Popatrzyła na niego ostro.– Chcę z tobą pomówić, Pug.Pug przyjrzał się jej uważniej, a jego oczy stawały się coraz większe i większe.Carline miała na sobie tylko cienką koszulę nocną i chociaż okrywała ona jej postać od szyi po kostki, cienki materiał przylegał do ciała z alarmującą dla jego zmysłów dokładnością.Pug zdał sobie nagle sprawę, że ma na sobie tylko spodnie.Rzucił się w kierunku ciśniętej niedbale na podłogę bluzy i zaczął ją naciągać na grzbiet przez głowę.Podczas szamotaniny z opornym materiałem tuniki wyparowały resztki alkoholu.– Bogowie! – powiedział zduszonym przez strach głosem.– Jak się twój ojciec dowie, da mi popalić.– Nie dowie się, jeżeli będziesz miał tyle rozsądku, aby się nie wydzierać na całe gardło – powiedziała, obrzucając go rozdrażnionym spojrzeniem.Pug był tak przerażony, że zaczął chodzić prosto.Podszedł do stołka koło posłania.Carline przyjrzała się z dezaprobatą jego opłakanemu wyglądowi.– Piłeś.– I kiedy nie zaprzeczył, dodała: – Kiedy ty i Roland nie przyszliście na kolację, zastanawiałam się, gdzieście się podziali.Całe szczęście, że ojca także nie było na wspólnej kolacji, bo kazałby was szukać.Przerażenie Puga narastało w zatrważającym tempie.Przez głowę przelatywały niezliczone historie opowiadające o tym, co spotkało plebejskich kochanków szlachetnie urodzonych niewiast.Nie sądził, aby Książę był skłonny nadstawiać łaskawego ucha dla jego tłumaczeń, że przecież Carline była nie proszonym gościem i że nie stało się nic niestosownego.Przełknął głośno ślinę i zebrał całą odwagę.– Carline, nie możesz tutaj zostać.Wpakujesz nas oboje w dużo większe kłopoty, niż sobie możemy wyobrazić.Spojrzała na niego z determinacją.– Nie wyjdę z tego pokoju, dopóki nie powiem ci tego, z czym przyszłam.Pug wiedział, że wszelki opór będzie bezowocny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|