[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Rewolwerowiec dostrzegł prze-mykający w cieniu brązowy błysk.Wyciągnął broń i ustrzelił królika, nim Jakezdążył krzyknąć ze zdumienia.Chwilę pózniej wsunął rewolwer z powrotem dokabury. Tutaj powiedział.Wyżej trawa przechodziła w zieloną dżunglę wierzb, szokującą po sterylniespieczonej bezkresnej pustyni.Płynął tam zapewne strumień, być może nawetkilka, i panował większy chłód, lepiej jednak było rozbić obóz tutaj, na otwartejprzestrzeni.Chłopiec gonił resztkami sił, a w mrocznym gąszczu mogły żerowaćwysysające krew nietoperze.Potrafiły wyrwać Jake a ze snu, bez względu na to,jak głęboko zasnął, a jeśli były wampirami, obaj mogli się już nigdy nie obudzić.przynajmniej na tym świecie. Przyniosę trochę drewna zaproponował chłopiec.Rewolwerowiec uśmiechnął się. Nie, nie musisz.Posiedz sobie, Jake.Czyje to były słowa? Jakiejś kobiety.Chłopiec usiadł.Kiedy rewolwerowiec wrócił, Jake spał na trawie.Wielkamodliszka wykonywała ablucje na sprężystej łodydze jego włosa.Rewolwerowiec91rozpalił ognisko i poszedł po wodę.Wierzbowa dżungla sięgała głębiej, niż przypuszczał, i w gasnącym świetlednia można było w niej pobłądzić.Ale udało mu się znalezć strumień, strzeżo-ny przez liczne żaby i rzekotki.Napełnił jeden z bukłaków i zastygł w bezru-chu.Dzwięki, które wypełniały noc, wyzwoliły w nim niepokojącą zmysłowość,uczucie, którego nie zdołała obudzić nawet Allie, kobieta, z którą sypiał w Tuli.Zmysłowość i dupczenie są w końcu dość dalekimi kuzynami.Przypisał to nagłejporażającej zmianie w stosunku do pustyni.Miękki półmrok wydawał się prawiedekadencki.Wrócił do obozu i oprawił ze skóry królika, czekając, aż nad ogniskiem zago-tuje się woda, z mięsa królika i warzyw z ostatniej puszki udało mu się przyrządzićznakomity gulasz.Obudził Jake a i patrzył, jak je, półprzytomnie, lecz łapczywie. Zostaniemy tu jutro oznajmił. A człowiek, którego ścigasz.ten ksiądz? On nie jest księdzem, i nie przejmuj się.Dogonimy go. Skąd wiesz?W odpowiedzi rewolwerowiec mógł tylko potrząsnąć głową.Przeczucie, żetak się stanie, tkwiło w nim głęboko.ale nie było to dobre przeczucie.Po posiłku umył puszki, z których jedli (dziwiąc się ponownie, jak możnatak marnować wodę).Gdy się odwrócił, Jake znowu spał.Rewolwerowiec poczułw piersi znajome falowanie, które sprawiło, że pomyślał o Cuthbercie.Cuthbertbył rówieśnikiem Rolanda, wydawał się jednak o wiele młodszy.Kiedy papieros zwisł mu z ust, wrzucił go do ogniska.Spojrzał w jasny żółtypłomień, tak odmienny, o wiele czystszy od tego, jakim paliło się diabelskie zie-le.Powietrze było cudownie chłodne.Położył się plecami do ogniska, z daleka,z wąwozu, który wiódł w głąb gór, dobiegał niemilknący niski pomruk grzmotu.Rewolwerowiec zasnął, i przyśnił mu się sen.* * * Susan, jego ukochana, umierała na jego oczach.Trzymany za ręce przez dwóch wieśniaków, z szyją uwięzioną w wielkiej za-rdzewiałej żelaznej kunie, patrzył, jak umiera.Nawet przez gryzący swąd ogniaczuł wilgotny zapach lochów.i widział kolor własnego szaleństwa.Susan, uro-cza dziewczyna z okna, córka koniucha.Czerniała w płomieniach, jej skóra pękałaz trzaskiem. Chłopiec! krzyczała. Rolandzie, chłopiec!Odwrócił się, pociągając za sobą swoich prześladowców.Kuna pękła przy92szyi i usłyszał ochrypłe zdławione dzwięki, które wydobywały się z jego gardła.W powietrzu unosił się przyprawiający o mdłości słodkawy zapach przypiekanegomięsa.Chłopiec spoglądał na niego z okna osadzonego wysoko nad dziedzińcem,tego samego okna, skąd Susan, dzięki której stał się mężczyzną, śpiewała kiedyśstare piosenki: Hey Jude , Ease on Down the Road i Hundred Leagues toBanberry Cross
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|