[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nikt ich nie widział.Lance'owi robiło się raz gorąco, raz zimno.W ciągu swego krótkiego zbzikowanego życia właściwie nigdy nic mu się nie udawało.Zawsze bawił się sam i sam grał w gry elektroniczne.Ale tej nocy jego rower został obdarzony wielką mocą i Lance pędził jak zawodowy rowerzysta.Wiatr targał mu włosy.Noc była dla niego miła.Przeskoczył krawężnik, zjechał na piszczących oponach w blask latarni ulicznej.Uchwycił spojrzenie Elliotta jadącego przed nim i światełko w tyle jego roweru.On jedzie w stronę wzgórz, pomyślał i uśmiechnął się do siebie.Rower zabrzęczał, szybko i spokojnie prowadzony przez rowerzystę, który nie mógł zgubić drogi.Lance promieniał, radość rozsadzała mu głowę.Pochylił się nad kierownicą, kręcąc pedałami.Myśli o wszechświecie krążyły w jego mózgu i czuł się tak, jakby mógł dosięgnąć nieba.Znów się uśmiechnął.Dzieciaki szydziły z niego, bo jadł tylko szwajcarski ser.No to co? Jakie to miało znaczenie teraz, kiedy gnał prowadzony przez jakąś niewiarygodną siłę?Minął ostatnią latarnię i ruszył drogą prowadzącą w stronę wzgórz.Elliott obejrzał się, ale nie mógł dostrzec swojego prześladowcy.Zjechał z szosy na boczną drogę.Wędrowiec z kosmosu podskakiwał w koszyku, brzuchem uciskając drut i dotykając go palcami.Teraz, kiedy znajdował się tak blisko miejsca lądowania, jego mózg pracował w przyspieszonym tempie.Musi umieścić komunikator i zacząć nadawać sygnały.Wszechświat jest ogromny, a czas nieskończony.Nie można tracić ani chwili.Ale Elliott jedzie teraz bardzo wolno, rower prawie się nie posuwa.- Elliott.- Tak?- Powiedz: trzymaj się mocno.Przybysz z kosmosu poruszył palcami i wbrew sile ciążenia rower uniósł się nad Ziemią.Musnął krzewy, wierzchołki drzew i wzleciał nad lasem.Lepiej, dużo lepiej, pomyślał sędziwy podróżnik i rozsiadł się wygodniej w koszyku.Elliott przywarł do kierownicy roweru, z wrażenia otworzył usta.Włosy mu się z jeżyły.Koła kręciły się wolno w powietrzu.Myśli chłopca kłębiły się z zawrotną szybkością, gdy patrzał na las w dole.Widział drogę, gdzie nie wolno parkować, i ścieżki wśród drzew.I nad nim i za nim sunął księżyc pomiędzy srebrnymi chmurami.Gdzieś tam zbudziła się sowa, leniwie rozpostarła skrzydła.Trzasnęła dziobem, myśląc o schrupaniu myszy lub nietoperza.Frunęła w górę nonszalancko.Nagle spojrzała swoimi wielkimi wyłupiastymi oczami i ostro zapikowała.Co się dzieje?Elliott wraz ze swym rowerem i gnomem z kosmosu w koszyku leciał nadal obok sowy.Lecz ta nagle opuściła skrzydła i opadła na Ziemię, gdzie przycupnęła oniemiała.Właśnie zbliżał się do niej Lance.Sowa zakręciła się dokoła i poczęła uciekać przed zbzikowanym chłopakiem.- Co się dzieje w tym lesie? - dziwił się zdumiony ptak, ale Lance nie miał czasu mu odpowiedzieć.Pędził naprzód.Rower podskakiwał na korzeniach, kamieniach, gałęziach.Głowę miał pełną elektronicznych bipów.Dzięki tajemniczym sygnałom wiedział, dokąd się udać.Las witał go, ścieżki otwierały się przed nim i chłopiec przejeżdżał przez miejsca, w których wypróbowani leśnicy mogliby ugrzęznąć.Ale gdzie jest Elliott?Zamglony księżyc ukazał się wśród drzew, nad którymi żeglował Elliott, ukryty przed Lance'em i światem, dostrzegany jedynie przez zdumione piszczące nietoperze, gdy rower przelatywał przez ich królestwo.Elliott poruszał pedałami wolno, łańcuch brzęczał w powietrzu.Zawsze w głębi serca wiedział, że jego rower może latać, czasem nawet, gdy wspinał się na wzgórze, był tego pewien, ale nigdy, aż do dzisiejszej nocy, nie doznał dotknięcia magicznej siły.E.T.był źródłem tej siły, a jego magia była nauką kosmosu tak bardzo rozwiniętą, że tylko sędziwi podróżnicy mogli ją znać.Nauka ta sprawiała, że latały ich wielkie statki, więc z pewnością mogła sprawić, by zwykły rower przebył milę czy więcej - do miejsca lądowania.Sędziwy wędrowiec zerknął ze swego drucianego koszyka, gdy rower zaczął opadać na polankę.Kontrolował to lądowanie i rower delikatnie osuwał się na trawę, ale.w ostatniej chwili przewrócił się, gdy długi palec podróżnika zaplątał się w szprychach.- Uff.E.T.wygramolił się z koszyka.Bolał go palec, ale był zbyt podniecony, żeby tym się przejmować.Elliott wstał i zaczął rozpakowywać komunikator.Sędziwy podróżnik badał polankę, żeby się upewnić, czy nikt z tych, którzy ścigali go pierwszej nocy, nie czai się w pobliżu.Jego wiązka promienia radarowego trafiła na Lance'a, ale nie czuł już zagrożenia z jego strony.Odwrócił się do Elliotta i dał sygnał, że powinni zainstalować nadajnik.Zębate koło piły tarczowej obracało się jak zaczarowane, a obok tańczył nóż z widelcem, zbliżając się do jego zębów.Co powodowało te zaczarowane obroty? Sznur ze sprężyną był przywiązany do niewielkiego drzewa.Gdy wiatr pochylał drzewo, sznur napinał się i odciągał zapadkę.Widelec popychał koło, a spinki do włosów uruchamiały program w pudełku “Mów i czytaj".Co dawało energię “Mów i czytaj"?Setki drutów, które sędziwy botanik czerpał z drzew.Te druty były teraz w żyłkach liści, w gałęziach, korzeniach, zawierających elektryczność życia.Jak to działało, wiedział tylko sędziwy botanik.Ale Elliott czuł, że życie lasu biegnie po drutach, dostarczając energii komunikatorowi.Przewrócona parasolka wyłożona folią błyszczała w świetle księżyca.Ale odbijała nie tylko jego blask.Odbijała również sygnał mikrofalowy z brzęczy ka ostrzegawczego, nadawany teraz przez komunikator.Glipl dupl złak - złak, snafn olg nnmmnu.Mniej więcej, coś takiego.Dźwięk z tego urządzenia był dużo elegantszy, ale nasz alfabet nie może oddać subtelności dźwięków,, które E.T.wydobywał z “Mów i czytaj".Elliott stał pośród tych dźwięków, mając nadzieję, że wszystko się uda, choć wydawało mu się, że sygnały są tak słabe, iż nie dotrą do wszechświata.Pozaziemski widząc jego wątpliwości dotknął ramienia chłopca.- Znaleźliśmy okno - rzekł.- My?- Nasza częstotliwość to to okno.Dotrze do nich.Stali długo przy nadajniku.Gwiazdy, jakby przysłuchiwały się ich rozmowie - no i oczywiście dzieciak, który miał świra, również.Mary tymczasem starała się przetrzymać najazd gromadki małych gnomów, które ją odwiedziły.- Tak, tak, proszę, wejdźcie.- Och, co za straszliwa banda.Śpiewali dla niej, tańczyli.Kawałeczki gumy do żucia wypadały im z ust w czasie śpiewu i spadały na dywan.Gdy tańczyli, wilgotne lizaki kleiły się do tapety.Harvey ugryzł jednego z małych gnomów.Podczas gdy nieustraszony pies, który miał pilnować domu, napastował niewinne dziecko, na górze, w pokoju Mary, otworzyło się okno i agent policji wszedł przez nie z elektronicznym urządzeniem.Jego migoczące światełko i poruszająca się igła zaprowadziły go na dół, do hallu.Gdy wszedł do pokoju Elliotta, urządzenie to zaczęło pracować bardzo szybko, a już zupełnie oszalało, gdy znalazł się w schowku.Po kilku chwilach agent wygramolił się przez okno na zewnątrz.Tymczasem Mary obwiązała Harveyowi pysk chustką, a płaczące dziecko próbowała udobruchać czekoladkami.- gliplduplzłak - złak.Elliott i E.T.usiedli obok komunikatora, słuchając i obserwując niebo, a Lance im się przyglądał.Niebo było spokojne, nie dochodziły z niego żadne sygnały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl