[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nie próbując nawet otrzeć spływającej krwi, wciąż lewą ręką powstrzymując wszystkich, Olmer prawą gładził brzegi blizny i nagle w jego spojrzeniu pojawiło się coś, co przypominało niemy, pełen rozpaczy krzyk: „To straszne! Co ja narobiłem!”.Jednakże trwało to krótko.Moc, której był posiadaczem, szybko poradziła sobie z problemami - Olmer tylko przejechał ręką po ranie, starł krew dłonią - i na miejscu strzępów czarnej, zmartwiałej, jakby zwęglonej skóry pojawiła się ciemno-wiśniowa skorupa podejrzanie szybko zakrzepłej krwi.Cuda.- pomyślał osłupiały Folko.W ciągu trzech lat tułaczki nauczył się wiele o ranach.Przecież miał przeciętą żyłę! I tak szybko wszystko się zatrzymało?.- Medyka! - rozległ się gwałtowny okrzyk Sandella nad samym uchem hobbita.- Nie.nie trzeba - wyrzekł z pewnym trudem Olmer.- Siadajcież, moi wierni przyjaciele.Wasze podejrzenia są bezpodstawne.Rozumiem, co sobie pomyśleliście, ale nie macie racji.Dopiero teraz oszołomiony hobbit zobaczył, że ze wszystkich stron jest otoczony kłującą palisadą obnażonych mieczy.Coś chłodziło kark i hobbit wiedział co.- Sandello - powiedział Folko, starając się ukryć drżenie głosu - proszę cię, zabierz swój nóż z mojej szyi.- Usiądźcie, usiądźcie - uspokajał swoich zauszników Olmer.- To nie halfling sprawił, sam sobie jestem winien.- Wodzu, ten maluch nosi na ręku strzelającą błyskawicami bransoletę - powiedział Sandello cicho, ale z żelazną nieustępliwością w głosie.- Nikt nie może udowodnić, że to nie on cię uderzył.- Nikt nie może też udowodnić niczego przeciwnego - odezwał się nieco zrzędliwie Olmer.- Poczekaj, Sandello, to wszystko nie jest takie proste.Czuję Moc, z którą nasz halfling nie ma nic wspólnego.Chciałem przyjrzeć się uważnie i zostałem ukarany! Uspokójcie się! Nasz wspaniały hobbit Folko Brandybuck nie miał zamiaru wyrządzić mi krzywdy.W tym momencie hobbit postarał się wygasić w głowie wszystkie myśli, zjeżył się w sobie, z całej siły starał się nie wpuszczać do wnętrza niewidzialnego zimnego spojrzenia uważnych cudzych oczu, które znowu wpijały się w niego z oczodołów Olmera.Żeby tylko nic nie wyczuł!.A może już coś zwęszył?! Zwęszył i teraz bawi się jak syty kot myszą?.Powoli wszyscy uspokoili się.Malec i Torin, ramię przy ramieniu, stali na środku namiotu; między nimi i hobbitem tkwił nieruchomo z obnażonym sztyletem Sandello; pozostali zaufani Olmera wrócili na miejsca, ale schowane dotąd miecze teraz leżały na kolanach, obnażone i gotowe do użycia.- Gdyby ci, którzy nałożyli te bransolety na ręce krasnoludów i halflinga, rzeczywiście zamierzali mnie zniszczyć, znaleźliby coś mocniejszego - ciągnął Wódz, zwracając się do Sandella.- Nie zostałoby tu nic, a pół obozu by spłonęło.Niee.- uśmiechnął się.- Po prostu bransoleta wykazała się „samowolą”.Ale to ciekawe, ciekawe.Chyba jest zadowolony? - pomyślał zdumiony Folko.- Tak więc, wysłuchałem waszej opowieści.- Olmer, jakby podsumowując, plasnął dłońmi o poręcze fotela.- Teraz najważniejsze.Czego chcecie?- Chcemy - odpowiedział hobbit, szybko wymieniwszy spojrzenia z krasnoludami - wstąpić do twego wojska, mój Wodzu.- A czy wiecie, przeciwko komu i czemu występujemy?- Wiemy to, co powiedział Bereł.Najpierw wprawdzie posadził nas za kratki, ale potem wszystko zrozumiał.- A oni błysnęli podczas święta rodu Haruz, dlatego zostali wybrani do oddziału - odezwał się ze swego kąta Oton.- Co spowodowało, że wasza trójka porzuciła dom, spokojne i uporządkowane życie?Przyjaciele ponownie popatrzyli na siebie.Złe przeczucia znowu opanowały hobbita, jego niepokój zaczął udzielać się krasnoludom.- My, hobbici, rzeczywiście jesteśmy pokojowym ludem - zaczął Folko.- Ale mnie ten świat się znudził.Nie zapominaj, mój Wodzu, że pochodzę z rodu Brandybucków.Moi współplemieńcy zadowalają się czymkolwiek, a ja nie! Przewiduję, że stworzysz wielkie imperium, niewidziane dotychczas w Śródziemni, przed którym małą się wyda sława i pamięć samego Gondoru.Co tam Gondoru! I Numenoru! Nie ukrywam, chcę być w szeregach tych, którzy tworzą to imperium.Widzę nieskończone ziemie, poddane jednej woli, widzę oczekujące rozkazu niezliczone morskie armady i armie - i chcę być w liczbie tych, którzy będą wydawali rozkazy.Dość już mam uginania karku! A co do mego wzrostu - zdarzało mi się już słyszeć, że nie odpowiada on mej odwadze.Powiedział to czcigodny Bereł w dniu święta rodu Haruz, gdy dostałem dwie najwyższe nagrody naraz!- Nieźle powiedziane! - Olmer z aprobatą skinął głową.- A co wy powiecie? - zwrócił się do krasnoludów.- Co do mnie, mój Wodzu, to nigdy nie miałem spokojnego i urządzonego życia - machnął ręką Torin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|