[ Pobierz całość w formacie PDF ] .W pewnym sensie to chyba oznacza, że nie dostałam skrzydeł.Zawszewydawało nam się oczywiste, że pewnego dnia zostanę właścicielkąfarmy.Gdyby rodzice żyli i w pewnym momencie usłyszeli ode mnie, żenie chcę się zajmować rolnictwem, nie mieliby absolutnie nic przeciwkotemu oczywiście pod warunkiem że znalazłabym inny dobry pomysł nażycie.Wylegiwanie się w hamaku na Fidżi raczej by ich nie zachwyciło.Ale gdybym powiedziała, że chcę zostać lekarzem, stolarzem,programistką komputerową albo otworzyć własną firmę, zgodziliby siębez problemu, zwłaszcza mama.Tata też, tylko że on po cichu trochę byrozpaczał, może nawet uroniłby łzę za zagrodą dla bydła.Ale nigdy by mio tym nie wspomniał.Zastanawiałam się teraz, co by było, gdyby nadal prowadzili farmę,a ja skończyłabym dwadzieścia, dwadzieścia pięć albo ileś tam lati prysnęłabym ze wsi.Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale pewniezostaliby tu tak długo, że w końcu dreptaliby z balkonikami, a potemsprzedaliby farmę i przenieśli się do Wirrawee.Na tym polega problem,kiedy wychowuje się tylko jedno dziecko.Za dużo się w nie inwestuje,a jeśli nie spełni oczekiwań, rodzice mają przechlapane.No więc wyszło na to, że moje życie znalazło się pod kontroląumarłych.To brutalne słowa, ale musiałam je sobie powtarzać, byprzekonać samą siebie, że postępuję w porządku. Tradycja to rządyumarłych powiedział mi Jeremy kilka miesięcy temu, kiedyrozmawialiśmy o decyzji o wyburzeniu hali sportowej i biblioteki liceumw Wirrawee.Przypuszczam, że nie wymyślił tego sam, ale jego słowazapadły mi w pamięć.Choć przekazanie kontroli nad swoim życiem zmarłym ludziom niemiało sensu, chciałam uszanować ich, ich pracę, energię oraz to, że dziękinim mogłam wieść takie życie, jakie wiodłam.Gdyby nie oni,mieszkałabym w jakimś domku na przedmieściach i po obu stronachmiałabym widok na ścianę domu sąsiadów.Za oknem mojego pokojubyłoby widać cegły i jeszcze więcej cegieł, a nie olbrzymi eukaliptusi bujną rabatę w ogrodzie porośniętą stokrotkami, różami, malwamii wiesiołkami.Nie pogardzałam mieszkańcami przedmieść, bo wkrótcemiałam do nich dołączyć, ale cieszyłam się, że przez tyle lat mogłamdoświadczać przestrzeni, wolności i świeżego powietrza tylko dlatego, żekilka osób, których nawet nie znałam, i kilka innych, które znałam bardzodobrze, urabiało sobie ręce po łokcie, żeby mi to umożliwić.Wiedziałam, że jedną z najtrudniejszych rzeczy będzie powiedzenieo tym przyjaciołom i sąsiadom oraz stawienie czoła wszystkimkomentarzom i radom.Ale najbardziej obawiałam się rozmowyz Gavinem.Homer odprowadził go do domu około wpół do piątej.Zastanawiałam się, czy powinnam cokolwiek mówić o pani MadeleineRandall i uznałam, że owszem.Prędzej czy pózniej i tak by się o tymdowiedział, a ja nigdy nie byłam wielką fanką sekretów.Jasne, w czasiewojny i po niej musiałam dochowywać wielu sekretów, ale jeśli miałamwybór, zawsze głosowałam za szczerością.A gdy Gavin wszedł do kuchnii tuż za nim zjawił się Homer, pomyślałam, że to dobra okazja, żebyzasięgnąć opinii Homera.Zaczęłam opowiadać.Kiedy dotarłam do fragmentu o Marmie nałóżku, Homer posiniał ze złości.Chyba nigdy nie widziałam, żeby był ażtak wściekły, a to mówi samo za siebie.Wierzcie mi.Cieszyłam się, żeMadeleine nie ma już w moim domu.Za to Gavin no cóż, Gavin mniezaskoczył.Oczywiście nie po raz pierwszy.Ale patrząc na nich, przezchwilę naprawdę się zastanawiałam, kto jest starszy.Homer zrzuciłwszystko ze stołu, łącznie z telefonem, i zaczął wściekle krążyć po kuchni,przysięgając, że rozwali granatem każdego, kto spróbuje zabrać Gavina.Naprawdę wpadł w furię.Ale w końcu klapnął na stary fotel, któryprzywlekłam dla Marmie, i powiedział: No dobra, Ellie, pora na kolejny błyskotliwy pomysł.Ograniczyłam się do wzruszenia ramionami, więc Homer podsunąłmi własny błyskotliwy pomysł. Wróćmy do Piekła.Możemy się tam ukrywać latami, tak jakpustelnik.Nigdy nas nie znajdą.Uznałam, że to żart, choć muszę przyznać, że pewne elementy tegopomysłu do mnie przemawiały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|