[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego nic nie mówisz, Dejah Thoris? - spytałem.- Chcesz już może wracać do swojej kwatery?- Nie – powiedziała.- jestem tutaj szczęśliwa.Nie wiem dlaczego, ale zawsze czuję się.szczęśliwa i zadowolona, gdy ty, obcy człowiek, jesteś ze mną.Wydaje mi się w takich chwilach, że jestem bezpieczna i że wkrótce wrócę, wraz z tobą, na dwór mego ojca, że poczuję objecie jego silnych ramion i pocałunki mojej matki.- Czy ludzie na Barsoomie całują? - spytałem, gdy na moją prośbę, wyjaśniła mi znaczenie tego, dotychczas nieznanego mi słowa.- Tak, rodzice, brat, siostra - odpowiedziała, a potem dodała cichym głosem - i kochankowie.- A ty, Dejah Thoris, masz rodziców, braci i siostry?- Tak.- A.kochanka?Umilkła, a ja na próżno powtórzyłem pytanie.- Mężczyzna na Barsoomie - powiedziała w końcu - nie zadaje kobietom osobistych pytań, tylko matce i tej, o którą walczył i zwyciężył.- Ale ja walczyłem.- zacząłem i ugryzłem się w jeżyk, żałując, że mi go ktoś przedtem nie wyrwał.Nie odezwawszy się ani słowem zdjęła z ramion mój płaszcz, oddała mi go i odeszła z dumnie uniesioną głową w stronę placu i swojej kwatery.Nie próbowałem za nią pójść, patrzyłem jedynie, by się.upewnić czy dotrze bezpiecznie do drzwi swego budynku.Kazałem psu dotrzymać jej towarzystwa, a sam wróciłem do mojej kwatery.Siedziałem potem długie godziny na posłaniu, bardzo przygnębiony i rozmyślałem o dziwnych kaprysach losu, który zdaje się igrać z nami, biednymi, zagubionymi istotami.A wiec to jest miłość! Udało mi się jej uniknąć przez tyle lat włóczęgi po pięciu kontynentach i otaczających je morzach.Uniknąłem jej, mimo iż poznałem tyle pięknych kobiet i byłem w tylu sprzyjających sytuacjach, mimo iż chciałem ją znaleźć i ciągle poszukiwałem mego ideału.A teraz zakochałem się po uszy w istocie z innego świata, w kimś, kto jest być może do mnie podobny, ale przecież nie identyczny.Szalałem za kobietą, która wylęgła się z jaja, która prawdopodobnie żyje tysiąc lat, której naród posiada dziwne zwyczaje i idee.Zakochałem się w kobiecie, której nadzieje, przyjemności i rozumienie złego i dobrego mogą się tak różnić od moich, jak moje różnią się od tych, które mają zieloni Marsjanie.Tak, byłem głupcem, ale byłem zakochany i chociaż cierpiałem bardziej niż kiedykolwiek, nie oddałbym tego cierpienia za wszystkie skarby Barsoomu.Taka jest miłość i tacy są zakochani zawsze i wszędzie.Dejah Thoris była dla mnie wszystkim, co piękne, szlachetne, dobre, doskonałe.Wierzyłem w to z całego serca, z głębi duszy, zarówno owej nocy, gdy siedziałem na stertach jedwabiu w opuszczonym mieście Korad, a bliższy księżyc Barsoomu wędrował po niebie na zachód, zniżając się ku horyzontowi i rzucając blade świtało na stare jak świat mozaiki ze złota, marmuru i drogich kamieni w moim pokoju, jak wierze i teraz, siedząc przy biurku w małym gabinecie, którego okna wychodzą na rzekę Hudson.Od tej chwili upłynęło już dwadzieścia lat – pierwsze dziesięć żyłem i walczyłem dla Dejah Thoris i jej narodu, a następne - to życie wspomnieniami.Ranek w dniu naszego odjazdu do Tharku był jasny i gorący, jak wszystkie poranki na Marsie, z wyjątkiem sześciu tygodni, podczas których topnieje lód na biegunach.Odszukałem Dejah Thoris w tłoku odjeżdżających wozów, ale ona odwróciła się bokiem, nie odzywając się do mnie ani stawem.Zauważyłem, że jej twarz oblała się silnym rumieńcem.Mogłem powiedzieć, że o obraziłem ją nieświadomie, że nie zdawałem sobie sprawy z wagi tego, co mówię, jednak ja również milczałem, z typowym dla miłości brakiem logiki.A być może udałoby mi się wtedy osiągnąć chociaż zawieszenie broni jakąś połowiczną ugodę.Ponieważ czułem się w obowiązku dbać o jej wygodę spojrzałem do wnętrza wozu i poprawiłem jedwabie i futra, na których siedziała.Zauważyłem przy tym z przerażeniem, że jedna z jej nóg jest przykuta ciężkim łańcuchem do boku wozu.- Co to znaczy? - krzyknąłem, zwracając się do Soli.- Sarkoja uważa, że tak jest najlepiej - odpowiedziała z wyrazem twarzy, który świadczył, że jej to wcale się nie podoba.Przyjrzałem się łańcuchowi i zobaczyłem, że jest zamknięty na potężny sprężynowy zamek.- Gdzie jest klucz? Daj mi go.- Sarkoja go zabrała - odpowiedziała Sola.Nie tracąc czasu odszukałem Tars Tarkasa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl