[ Pobierz całość w formacie PDF ] .No i oczywiście, ja.Dzięki Bogu choć za to, że jako wsparcie miałem czterech najtwardszych, najbardziej niszczycielskich zbirów, jacy kiedykolwiek nosili mundury Royal Navy.Gdy tylko zacząłem przechodzić przez reling, Trapp zawołał: - powodzenia, chłopie.I nie rób niczego, przy czym mógłbyś zarobić guza.Uśmiechnąłem się w odpowiedzi.Miałem nadzieję, że w ciemności nikt nie zobaczy, jak trzęsą mi się ręce.- Obiecuję, dowódco.Naprawdę miałem taki zamiar.Co do joty.Nieprzyjemne uczucie, że jest się zupełnie odsłoniętym, stawało się coraz silniejsze, w miarę jak zbliżaliśmy się do tajemniczego, cichego statku.Nawet siedzący przy wiosłach Gorbals Wullie z niepewnością odwracał głowę, żeby rzucić niespokojne spojrzenie, a Mulholland i Clark siedzieli na dziobie z odbezpieczonymi i wycelowanymi w linię nadburcia Stenami.Przybiliśmy do burty obok spływającego łagodnie strumyczka wody chłodzącej silnik.Do naszych uszu dobiegało przygłuszone tętnienie wciąż jeszcze wolno pracujących mechanizmów wewnątrz tego pordzewiałego, pokrytego szramami kadłuba.Grek Polly spojrzał na mnie pytająco.- Czy chce pan, żebym ich okrzyknął?Potrząsnąłem głową.- Wejdziemy na pokład, dopóki droga wolna.Stanął niepewnie na ruszających się deskach tworzących pokład i zamachnął się.Usłyszałem, jak brzęk uderzającego o pokład haka abordażowego rozbija ciszę.Potem Grek ujął oburącz linę i pociągnął.Hak trzymał mocno.- Nie podobuje mię się to - mruknął ponuro Wullie.- Nie mogli przecie wszystkich ich wytłuc, no nie?Mulholland nie spuszczał wzroku ani lufy Stena z widniejącego nad nami relingu.- Chłopie, coś ty.Przynajmniej dwunastu ludzi w załodze - po jednym wystrzelonym pocisku na głowę? Dziwiłbym się, gdyby te pierdoły przy Boforsie w ogóle trafiły w ten statek.- Dość gadania - warknąłem sucho.- Idę na górę.Ty za mną, Mulholland.Potem Clark, Wullie i Polly - tak szybko, jak potraficie.Rzuciłem jedno, niezmiernie tęskne spojrzenie w stronę, gdzie w ciemności znajdował się “Charon” zupełnie niewidoczny na tle czarnego jak smoła brzegu, a potem wspiąłem się niezgrabnie parę stóp do góry po przerzuconej przez reling linie z węzłami.Gdy tylko moje oczy znalazły się na wysokości krawędzi pokładu, z wysiłkiem zacząłem, niespokojnie wypatrywać jakiegoś ruchu.Zawieszony w powietrzu, niezdolny do ukrycia się czy zrobienia jakiegoś uniku, byłem narażony na zamaszystego kopa w zęby albo niedbały, spokojny strzał w czoło.Jednakże pokład tego statku-widma był zupełnie pusty.Żadnego ruchu, poza trzepotaniem przyciśniętego klapą skrawka papieru i miarowym klap.klap.klap.linki uderzającej o maszt w rytm wolnego kołysania się kadłuba.Przelazłem przez reling na trzęsących się nogach i z ulgą przyklęknąłem na jedno kolano, usiłując niewprawnie zdjąć Stena z ramienia.Gwałtownie odciągnąłem rączkę zamka, a potem czekałem, badając wzrokiem każdy mroczny i tajemniczy cień na pustym pokładzie.Mulholland, pospiesz się do.Od strony relingu rozległo się mruknięcie i po chwili potężny mat opadł ciężko obok mnie i nerwowo przygotował broń do strzału.Następnie zjawił się artylerzysta Clark, który natychmiast odwrócił się, żeby umocować linę, a wreszcie Wullie, który ni to wspiął się, ni to wpadł na pokład i zapominając o wszystkim warknął:- Ja pier.- Gdybym chciał udawać skubaną małpę - mruknął z rozdrażnieniem Clark - zapisałbym się do pieprzonych komandosów.- i w tym momencie uśmiechnąłem się do siebie mimo niepewnego uczucia w żołądku.Szkody wyrządzone przez krótką serię naszego Boforsa stopniowo stawały się coraz bardziej widoczne.Ponad nami widniała kwadratowa, paskudna sterówka - równie stara i przypominająca szoferkę ciężarówki jak ta na “Charonie”.Teraz była przechylona na bok, podziurawiona odłamkami i połyskująca świeżymi, białymi szramami w miejscu, gdzie rozerwał się nasz funtowy pocisk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|