[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak, to? - wyjąkał w końcu.- Barbarzyńca oznacza rozkaz, wymuszenie, groźbę.Używa się jej tylko w stosunku do ludzi bez honoru, najniższej służby, bądź też jeżeli chce się kogoś śmiertelnie obrazić.W przełożeniu na słowa założenie Barbarzyńcy oznaczałoby tyle co: "moje pożądanie jest tak wielkie, że jak mi jej nie oddasz, to cię zabiję".Ale to nie w pełni oddaje obelżywość tej sceny.Gardemuus roztrzaskał mu głowę rytualną buławą.Zrobił to, sądzę, tak szybko, iż nie zdążył się nawet zastanowić nad tym, że postępowanie Henricksa musiało być wynikiem tragicznej pomyłki.Zagrała w nim krew stu dwudziestu arystokratycznych pokoleń.No i stało się.- Straszne, okropne, niesamowite - Jansen z trudem przyjmował do wiadomości słowa agenta.- Czy tu do cholery nie ma żadnych sądów na tej przeklętej planecie?- Są - odparł O'Reilly.- I Gardemuus był sądzony zgodnie z prawem.- No i? - zmarszczył brwi Jansen."Boże", pomyślał O'Reilly, "dlaczego obiecałem sobie mówić prawdę i tylko prawdę? Przecież to rozmowa jak ze ślepym o kolorach, A może i gorzej."- Sąd, któremu, nawiasem mówiąc, przewodniczył sam radca królestwa, wyraził swoje uznanie tyfrathonowi za tak ścisłe wykonanie zalecanych przez zwyczaj obowiązków.- Jezu! - Jansen był naprawdę wstrząśnięty.Ale z wolna wściekłość zaczęła brać górę.Wstał i chodząc wzdłuż ścian pokoju walił pięścią w otwartą dłoń.O'Reilly o mało nie podskoczył z wrażenia.- Koniec z tym - warknął wreszcie: Ja tu zrobię porządek, bo pan, panie O'Reilly - tu spojrzał ostro w stronę agenta - zbytnio już chyba nasiąkł tymi barbarzyńskimi zwyczajami.No nie, do czego to doszło, ambasador Federacji zabity i nic! - mówił dalej kręcąc się po pokoju.- To im nie ujdzie płazem.Dziś jeszcze wysyłam raport, a panu radzę - znów ostre spojrzenie na O'Reillego - napisać natychmiastową rezygnację.To chyba lepsze od wywalenia na zbity pysk!- Miałem taki zamiar - odparł sucho agent.- Aha, jeszcze jedno.Chcę dziś jeszcze mówić z tym przewodniczącym sądu.Sądu - prychnął pogardliwie.- Parodia.Niech go pan tu wezwie."Wezwie", powtórzył w myślach O'Reilly.Tak jakby radcę królestwa mógł ktokolwiek wzywać.- To niemożliwe - odparł.- Pan chyba nie zrozumiał jeszcze, że reprezentuję tu władze Federacji.Jedno moje słowo, a wyląduje pan przed sądem.I to nie przed jakąś miejscową parodią, a dobrym, ziemskim trybunałem.Przed sądem.Miły Boże.Czy ten dureń sądzi, że tak łatwo byłoby wywieźć z tej planety Rogera O'Reillego, agenta handlowego, człowieka o wysokiej pozycji społecznej i przyjaciela wielu osobistości? Jego nieobecność wywołałaby na tyle duże zamieszanie finansowe, że zbyt wielu Taurydańczyków zaangażowanych w prowadzone przez niego interesy miałoby spore kłopoty.A Taurydańczycy nie cierpieli kłopotów.- A co się dzieje z tym człowiekiem? - zapytał nagle wstając Jansen.- Z kim?- Z tym całym Gardemuusem! - wrzasnął inspektor.- Tyfrathon Gardemuus zrozumiał, że śmierć przyjaciela spowodował tragiczny błąd - objaśnił spokojnie O'Reilly - i mimo korzystnego wyroku sądu przywdział maskę Ponurego Milczka oraz udał się na wyprawę pokutną.- Co to znaczy? - spytał nieprzyjaźnie Jansen.- To znaczy, że dobrowolnie zrezygnował na czas pokuty ze swej społecznej pozycji, wygód, dostatku i przyjemności.Według wierzeń Taurydy, kiedy skończy się czas tułaczki pokutnej, Gardemuus będzie znów przyjacielem Henricksa i w przyszłym życiu będą jak najukochańsi bracia.- Co za bzdury! Powiem panu, co czeka tego Gardemuusa.Dobry, uczciwy sąd wojskowy na Ziemi.I jeżeli sędziowie będą mieli choć odrobinę zdrowego rozsądku, to sześć kul od plutonu egzekucyjnego.- Niech pań posłucha - O'Reilly podjął ostatnią próbę przekonania inspektora.- Panu kara jaką nałożył na siebie tyfrathon może wydawać się śmiesz­na, ale to z jego strony wielkie poświęcenie.Przecież surowość kary moż­na rozpatrywać tylko w odniesieniu do społecznych i historycznych tradycji i zwy­czajów danego narodu.Kiedyś na Ziemi Arabowie karali przestępców obcięciem prawej dłoni.W Europie taki człowiek nie tracił nic, poza tym oczywiście, że stawał się kaleką, ale w krajach arabskich dodatkowo był automatycznie wyklęty ze spo­łecz­ności.Nie mógł jeść ani mieszkać razem z innymi, uważano go za pariasa i.- Co mi pan wyjeżdża z takimi duperelami! - uniósł się Jansen.- choćby pan rok gadał, to ja wiem swoje.- A jak pan zamierza zmusić Gardemuusa, by opuścił Taurydę? - spytał O'Reilly.- Jak? Powiem panu jak.Jutro wezwę najbliższy krążownik i załatwię tę spra­wę raz dwa.Mam pełnomocnictwo drugiego stopnia, panie O'Reilly, a chyba wie pan, co to oznacza?O'Reilly wiedział.Rzeczywiście, każdy statek bojowy przybędzie na jego wezwanie.No, a to niestety oznaczałoby wojnę.Tauryda nie da bezkarnie porwać jednego ze swych najczcigodniejszych obywateli.Wiedział, co teraz należy robić.Sprawy zaszły zbyt daleko.Trzeba będzie jednak poprosić radcę królestwa Natymuusa, aby raczył przybyć.- Chciał pan rozmawiać z przewodniczącym sądu? - spytał O'Reilly [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl