[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doszło już nawet do tego, że ten bez wątpienia znakomity reżyser zmuszony jest wypożyczać swe nazwisko do celów reklamowych.Najnowszy numer nowego brytyjskiego magazynu „Fear” ogłosił właśnie konkurs dla czytelników na szkic scenariusza do drugiej części Prince of Darkness; finalistom konkursu obiecano, że ich prace oceni sam Carpenter.A przecież sprawy nie zawsze wyglądały tak smutno.„Ciemna Gwiazda”(1974), rozszerzona forma szkolnej etiudy, wzbudziła swego czasu zachwyt wielbicieli gatunku i jest do tej pory filmem cenionym, prawdę mówiąc wyżej niż Lucasowski THX1138 Assault on Percint 13 (1976, thriller, umieszczony w realiach wielkiego miasta remake Rio Bravo Hawksa) został tak entuzjastycznie przyjęty na Londyńskim Festiwalu Filmowym, że doprowadziło to do powierzenia Carpenterowi realizacji Halloween, a trudno przecież wyobrazić sobie lepszą reklamę reżysera niż fakt, że za 320 tys.dolarów skręcił film, który zarobił przeszło sto razy tyle! Później Carpenter zrobił jeszcze The Fog (1979) i Escape from New York (1981), współfinansował (i napisał scenariusz) do Halloween 2 (1981) i wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to, że The Thing (1982) z budżetem wysokości (podobno) 15 mln dolarów, nie przyniósł takich dochodów, jakich spodziewała się wytwórnia Uniwersal.Dlaczego?Pisałem już kiedyś, że - jak na potrzeby „przeciętnego widza” - był to po prostu film zbyt dobry i chciałbym teraz doprecyzować to twierdzenie.Zbyt dobry znaczy więc, po pierwsze: zbyt skomplikowany.Zbyt wielu jest w nim bohaterów i zbyt wielu Murzynów, by chciało się śledzić losy ich wszystkich; nie wspominając już o wielkim (jak na przeciętnego kinowego widza) wysiłku związanym z odgadywaniem, kto już może, a kto jeszcze nie może być potworem.Zbyt dobry znaczy także: „nieoczywisty”.Carpenterowski McReady, nieustraszony jeździec na helikopterze, w środku arktycznej zimy paradujący w przedziwnym kapeluszu i dla kurażu popijający wprost z butelki, aż za bardzo (choć jednocześnie nie wprost) nawiązuje do amerykańskiego archetypu silnego mężczyzny - i nie ma żadnej indywidualności, niczego, z czym widz mógłby się utożsamiać.Podobnie jak bohater, sceneria także wydaje się najzupełniej umowna.Różni ludzie bezustannie mówią o zabójczych mrozach, na które wychodzą w swetrach i huraganowych wiatrach, przy których helikopter lata pewnie, chociaż nie powinien latać wcale.Wydaje się, że Carpenterowi lody Arktyki potrzebne są tylko do ostatniej sceny.„Zbyt dobry” oznacza, po trzecie, zbyt perfekcyjnie „rzeczywisty”: tyle, że przy specyficznym rozumieniu pojęcia „rzeczywistość”.Carpentera nie interesuje to, co dzieje się na zewnątrz arktycznej stacji, interesuje go wyłącznie wnętrze i rządzący nim „stosunek obcości” łączący ludzi i stwora.W pierwszej, wspaniałej scenie polowania na psa husky na otwartej przestrzeni reżyser puszcza nas na fałszywy trop sugerując, że to człowiek jest zły, by później pięknymi, długimi ujęciami pokazującymi psa „czającego się” w zamkniętych pomieszczeniach stacji przywracać nas powoli do filmowej rzeczywistości, w której świat zewnętrzny nie istnieje, zaś we wnętrzu dzieje się coś, co przekracza granice naszego (i bohaterów) pojmowania.W tym sensie „zbyt dobry” oznaczać może (po czwarte) „zbyt okrutny” lub „zbyt obrzydliwy” - Carpenter uchodzi za reżysera rozkochanego we wstrętnych efektach, choć tak wcale nie jest.Przepięknie zrobione przez Roba Bottina sceny przemiany zwierząt i ludzi (ich jakość przyczyniła się do zwiększenia budżetu filmu, a tym samym do klęski Carpentera) nie mają za zadanie budzenia wśród widzów strachu, lecz podkreślenie całkowitej niezrozumiałości tego, co się dzieje wokół bohaterów.Przykładem znakomita, niemal taneczna scena, w której w ożywianym przez lekarza masażem serca ciele najpierw pojawiają się zęby, odgryzające doktorowi dłonie, później z głowy wyrasta wstrętny, obrzydliwie długi język, aż wreszcie sama głowa zaczyna chodzić na pajęczych nóżkach, na co, zamiast strachem, bohaterowie reagują słowami: Ya gotta to be fuckin’ kidding! (to jakiś pieprzony żart! - i takie też są odczucia widza).Określenie „zbyt dobry” może - po piąte - odnosić się także do zakończenia.Zakończenia, w którym znów znajdujemy się na otwartej przestrzeni i znów w sytuacji, która jest najzupełniej niejasna oraz - podobnie jak scena pierwsza - pełna fałszywych tropów.Nie wiadomo, czy i który z ocalonych jest potworem (istnieje straszna możliwość, że potworami są obaj), nie wiadomo, czy ocaleni przetrwają i -co być może najważniejsze - nie wiemy, czy mamy im życzyć przetrwania! Nie mylę się chyba twierdząc że, dla przeciętnego oglądacza fantastyki, za dużo tu niewiadomych.I to, na razie, wszystko.Definitywnych zakończeń i jednoznacznych wniosków nie będzie; mam jednak wrażenie, że rubryka „książka i film” zmartwychwstała pod dobrymi auspicjami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl