[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ale nie zamienili się dotąd słowem żadnym.Była to dotąd niema gra szukających sięnawzajem wzroków i wyobrazni, krzyżujących się z sobą nici, które elektrycznością na-pojone.Lecz po cóż gry takie opowiadać? Rzecz to powszednia i powszechna, pospolita ina wszystkich szczeblach żywego stworzenia znana.Ince jednak wydawało się przygodąnadzwyczajną, triumfem upajającym, przedsmakiem czy przebłyskiem czegoś nad wszyst-ko miłego i upragnionego.Teraz ujrzała matkę opuszczającą mieszkanie kniazia.Z zupełnie prawie wygładzonymina czole zmarszczkami, z radością w oczach do córki przypadła.112- Chodzmy! Chodzmy! jakże długo czekać na mnie musiałaś.Ale cieszę się! Przyrzekłwydać rozporządzenie, aby Olek przez parę tygodni jeszcze w szpitalu pozostał.Wzmocnisię trochę chłopak w wygodach lepszych i może przestanie lękać się tak okropnie celi wię-ziennej.I codziennie z obydwoma widywać się nam pozwolił.Tak, mnie i tobie.Ja nawetdla ciebie nie prosiłam.Sam powiedział: Może i dla córki pozwolenie wezmiecie; trzeba,aby siostra braciszków gierojów odwiedziła.Nie rozumiem, skąd on wie, że ty na świeciejesteś.Ale zresztą nic dziwnego, oni wszystko o nas wiedzą.Po drobnych ustach Inki uśmieszek się przewinął.Nie spostrzegła go pani Teresa, my-ślami i troskami swymi zajęta.- Do szpitala, do Olka teraz polecę, powiem mu, że go jeszcze ani dziś, ani jutro doturmy nie wezmą, a potem dowiem się, co z Jankiem dziś.bo wczoraj taki był jakiś zde-sperowany, posępny, że aż mnie strach zimny oblał.A ty pójdziesz ze mną do braci?- Nie, mamciu, pani Awiczowej i Tosi przyrzekłam, że dziś u nich.że dziś u nich wszyciu jakimś pomogę.- Kiedy przyrzekłaś, to dotrzymaj, i dobrze, że choć trochę robotą jakąś się zajmiesz.Idzże do Tosi w tę stronę, a ja do Olka pójdę w tamtą.U zbiegu dwóch ulic stanęły; paniTeresa rzekła jeszcze:- Wiesz, Inka, ten kniaz, to może i niezły człowiek? Nie wytrzymałam dziś i może za-nadto prosto z mostu prawdy mu nagadałam, aż nasrożył się - plecami do mnie, a twarządo okna się odwrócił.Ale prędko jakoś złagodniał i z wielką grzecznością wszystko, o coprosiłam, zrobił.Przez oczy i usta Inki znowu uśmieszki przeleciały, ale pani Teresa już na nią nie pa-trzała; pędziła w stronę szpitala więziennego.Była już tam nieraz.Wkrótce po przybyciu tutaj znalazła się w tej sali widnej, dużej,gdzie na szeregach pościeli szczupłych leżały szeregi postaci w białe płótna owiniętych,sztywnych.Sztywność ciał i ciasność obejmujących je opasek czyniły je podobnymi domumij na dnie sarkofagów wyciągniętych, lecz w białym świetle, które salę przez nieosłonięte okna zalewało, jak wypukłorzezby z żółtego wosku odrzynały się od bielizny po-ścieli twarze z rysami przez wychudnięcie zaostrzonymi i oczyma pałającymi gorączką lubbólem.I jak nad mumiami, gdy dzwignięte są w górę wieka sarkofagów, unosiły się nadpostaciami tymi wonie mdłe, ckliwe, wonie ziół i minerałów na leki przerobionych, za-prawione z lekka zapachem krwi.Ranieni w zbrojnych walkach z obydwóch stron walczących.Na jednej z pościeli leżała postać od wszystkich innych mniejsza, w wyszczupleniuswym i spowijającej ją bieliznie zupełnie mała; z daleka już poznać można było, że dzie-cinna.Wychudłą była, twarz miała żółtą, z rysami wyostrzonymi i oczyma, które śród nichbłękitnością turkusów świeciły.Gdy pani Teresa po raz pierwszy do sali tej wchodziła, dziecko to krzyknęło: Mama! iruchem namiętnym padło w objęcia, które je długo obejmowały, kołysały, do piersi tuliłybez słów.A potem:- Robaku mój! Skarbie mój! Dziecko ty moje nieszczęśliwe, najmilsze! A cóżeście wynajlepszego razem z Jankiem uczynili! Czyż ja mogłam przypuszczać, aby wam to w gło-wach powstać mogło! Toż dzieciaki z was jeszcze, siły nie mające, nic o takich rzeczachnie wiedzące i nie umiejące.Ach, złe wy dzieciaki, niegodziwe, żeby taką biedę na siebiei na mnie.On, ręce jej pocałunkami pożerając, ze szlochami szeptał:- Niech mamusia nie gniewa się, niech mamusia przebaczy.my mamcie nieszczęśliwąuczynili, ale myśmy myśleli, nam zdawało się, my w sobie czuli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|