[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wraz z odnośnymi kazaniami niedzielnymi do "oddzielonych braci".Jan Paweł II nieomylnie trzyma się przy wymaganiu pełnej wiary.Zalicza do niej nie tylko ustalenia ludzkie (których nie likwiduje, chociaż mógłby to zrobić), ale również filary samej instytucji, czyli Kościół rzymski, jego posłannictwo i pasterstwo.Odpowiada temu wygłoszone niedługo po tym zalecenie Papieża dla niemieckiej konferencji biskupów: "Kompromis się nie liczy; tylko ta jedność, którą ustanowił Pan we własnej osobie: jedność w prawdzie i w miłości.Jedność, pochodząca od Boga, została nam podarowana na krzyżu.Nie wolno nam omijać krzyża, gdy wykluczając dojście do prawdy, podążamy ku pośpiesznej próbie zharmonizowania w tym, co nas różni." Co prawda "krzyż" uderzająco często pojawia się u Wojtyły jako swoisty znak zwycięstwa, widniejący zwłaszcza ponad udanym życiem katolickim (PPN 72, 161).Jak Wojtyła wyobraża sobie w tych warunkach realizację jedności wszystkich Kościołów katolickich, skoro nie wolno tknąć rzekomej prawdy, próby harmonizowania są podejrzane i kompromis się nie liczy? To jego tajemnica.Wypowiedzi jego pozwalają co najwyżej przyjąć, że właściwie przeprowadzona "odnowa" wszystkich chrześcijan doprowadziłaby wreszcie do uznania prawdy i w rezultacie do przygotowanego racjonalnie i spodziewanego w modłach powrotu ich wszystkich na łono Kościoła rzymskiego.Papież nie kiwnie w tym celu palcem.Upragnioną - i ludzkimi środkami niezbyt osiągalną - jedność wszystkich rozumie on jako tajemniczy podarek od Boga (PPN 119).Jednakże nie mówi już Wojtyła, jak jego poprzednicy, o powrocie braci, którzy się odłączyli, do Kościoła rzymskiego.W doborze słów wykazuje dużo większą ostrożność.Nie chce rozdrapywać starych ran.Mimo to jego wzmianka o "nieustannym nawracaniu się naszego życia, tak ściśle związanym z kwestią jedności chrześcijan" oznacza taki właśnie powrót i nic innego.Mówiąc o odnowie, Wojtyła nie ma na myśli ani reformy, ani też nawracania.Odnowa - jak wyjaśnił w roku 1980, zwracając się do biskupów francuskich - to synonim przywrócenia.Inaczej konserwatysta nie potrafi: dla niego każda odnowa to przestawienie się z powrotem na wartości tradycjonalne.Te zaś znajdują się - nie zafałszowane i wiernie przechowane - nie u wszystkich Kościołów, tylko u jednego, katolickiego, rzymskiego.Ekumena - "Wywodzę się bowiem z narodu, który uważany bywa za przeważająco katolicki, ale który ma swoje ekumeniczne tradycje" (PPN 116) - nie oznacza bynajmniej, jak to Wojtyła wyłożył w swej pierwszej encyklice, "rezygnacji ze skarbów prawdy Bożej, stale znanej i nauczanej przez Kościół, ani jakiegokolwiek zrywania z nimi".Do skarbów tych zaliczają się, o czym warto przypomnieć, rzymskokatolickie dogmaty w rodzaju następujących: że "Chrystus nadał Kościołowi swemu konstytucję hierarchiczną"; że "nadane apostołom władze hierarchiczne przeszły na katolickich biskupów"; że "Chrystus ustanowił apostoła Piotra pierwszym wśród apostołów i widoczną głową całego Kościoła, bezpośrednio i osobiście przekazując mu zwierzchność jurysdykcji"; że "wedle rozporządzenia Chrystusa Piotr będzie miał po wszystkie czasy następców w zwierzchności nad całym Kościołem"; że "następcy Piotra w jego zwierzchności są biskupami rzymskimi"; że "Papieżowi przysługuje pełna i najwyższa władza jurysdykcji nad całym Kościołem, nie tylko w sprawach wiary i obyczajów, ale także w dyscyplinie kościelnej i rządzeniu Kościołem"; że "Papież, kiedy wypowiada się ex cathedra, jest nieomylny".Twardo to brzmi.Jan Paweł II musi w wypowiedziach swych grać na zwłokę, albo i zaciemniać sprawę (PPN 120), ilekroć odwołuje się do ponownego zjednoczenia podzielonych Kościołów.Trudno przecież na zdrowy rozum pojąć, jak można w takich okolicznościach, gdy określone prawdy Rzymu uchodzą za niezbywalne, osiągnąć ponowne zjednoczenie się Kościołów.Jeśli wymienione przed chwilą dogmaty są nienaruszalne, gdyż należą do Boskiej skarbnicy prawdy, chrześcijanom nierzymskim pozostaje tylko mglista nadzieja na jakiś dar łaski Bożej, który doprowadzi do pożądanej jedności, albo też wyrzeczenie się własnych nauk i poglądów, aby dostosować się odpowiednio do Rzymu.Nie wykluczone, że Wojtyła myśli o takim właśnie dostosowaniu się, kiedy mówi o obyczajowej odnowie chrześcijaństwa.Odnowa w życiu obyczajowym, będąc z konieczności odtworzeniem tradycyjnego porządku, jest podług Jana Pawła II nieodzowna dla jedności chrześcijan.Tylko gdy chrześcijanie występują wspólnie przeciw niemoralności tych czasów, działają w myśl Kościoła Chrystusowego.Ażeby jednak zagwarantować to wspólne wystąpienie, należałoby zlikwidować ów "głęboki rozłam w kwestiach moralności i etyki", który - jak w sprawach kontroli urodzeń lub rozwodów - wciąż jeszcze dzieli Kościoły chrześcijańskie.Rozłam ten da się usunąć jedynie wtedy, gdy życie w wierze można będzie uznać za uporządkowane.O co chodzi Wojtyle w tej wypowiedzi, jest mniej więcej jasne: bez nieprzemijającej prawdy, powierzonej przez Jezusa za pośrednictwem apostołów Kościołowi rzymskiemu i mimo wszelkich szczegółowych niedociągnięć zachowanej przezeń bez uszczerbku, życie ludzkie jest niedoskonałe.Żadna inna wspólnota kościelna oprócz papieskiej nie potrafi zagwarantować człowiekowi, który szuka, tej ostatecznej i najdoskonalszej prawdy.Wojtyła przygotowuje się wprawdzie, na swój sposób, do najbliższej przemiany.Wszak może nadejść dzień, w którym religie świata będą musiały się zjednoczyć i zjednoczą się przeciw "bezbożności" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl