[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Chwileczkę - przerwał Holmes.- Nie bardzo to rozumiem.Sam Slater odstawił pustą szklankę i uśmiechnął się do niego smutnie.- To jest to samo, co wytykałem jako złe u bardzo wielu (za wielu) naszych wyższych oficerów.Oni wszyscy są anachronizmami należącymi do dawnego pokolenia, które wyrosło w epoce wiktoriańskiej.Wiesz, ludzie kierujący korporacjami i nasi wyżsi oficerowie są bardzo do siebie podobni: jedni i drudzy posługują się tym nowym społecznym strachem, do którego rozwoju sami się przyczynili, i zarówno jedni, jak i drudzy mają moralne opory przeciwko wykorzystaniu go w całej pełni.Jest to coś w rodzaju pozostałości wiktoriańskich zasad moralnych i zamierającej brytyjskiej szkoły paternalistycznego imperializmu, szkoły, która nigdy nie zamęczała na śmierć pracą krajowców w koloniach, jeżeli nie było pod ręką misjonarza, który by im udzielił ostatniego namaszczenia.Holmes roześmiał się konwulsyjnie.- Przecież to głupie - powiedział.Jake Delbert odchrząknął i postawił na stole swoją szklankę.- Oczywiście, że głupie - uśmiechnął się blado Sam Slater.- Logicznie biorąc absurd.Ale wszyscy nasi wielcy przemysłowcy i większość naszych wyższych oficerów dalej odgrywa tę rolę.Tę samą rolę ojcowskich Brytyjczyków.Łatwo dostrzec, co to zrobiło ze sprawnością ich kierownictwa.Społeczny lęk jest najpotężniejszym źródłem siły, jakie istnieje.Właściwie jedynym teraz, kiedy maszyna zniszczyła wyraźny kodeks pozytywny.A jednak marnuje się tę siłę, kierując ją przeciwko takim kretyńskim bzdurom jak konieczność zachowania dziewictwa do momentu ślubu, w co i tak nikt nie wierzy i co przypomina wymierzanie sikawki strażackiej w płonącą kartkę papieru.Holmes zaśmiał się znowu, tym razem tak hałaśliwie, że aż zaskakująco.Potem znów pomyślał o swojej żonie i śmiech wyciekł z niego, pozostawiając jedynie pełen zdumienia podziw dla absolutnej prawdziwości argumentów Sama Slatera.- To wcale niezabawne - uśmiechnął się Sam Slater.- Ich absurdalna, fałszywa moralność powoduje bodaj jeszcze większą nieudolność i szkody gdzie indziej.Kiedy skierują całą swoją energię na zagadnienia naprawdę ważne, takie, które wymagają natychmiastowego rozwiązania, jak to, czy przystąpić do wojny, czy nie, wówczas różne wzajemnie sprzeczne sentymentalizmy opinii publicznej (na przykład patriotyzm przeciwko miłości „pokoju") tak tę energię rozwadniają, że nie osiąga absolutnie nic, sama siebie całkowicie neutralizuje i w końcu my razem z naszą potęgą przemysłową siedzimy i wahamy się (kiedy każdy wie, że wojna jest nieunikniona), dopóki ktoś nas nie zaatakuje i nie zmusi do walki - dając nam przy tym dobrze po głowie.- To jest coś gorszego niż logiczny absurd - powiedział gniewnie Holmes.- To jest.- nie potrafił znaleźć słowa.Sam Slater wzruszył ramionami.- Krew się we mnie od tego gotuje - rzek! Holmes.Jake Delbert znowu odchrząknął.- Panowie - powiedział.- Napijcie się, panowie.- Dzięki, Jake - odrzekł Sam Slater łagodząco.„Nie wiedzieć czemu - pomyślał Jake - jego uspokajanie brzmi zawsze złowróżbnie."- Jasne, że to jest głupie - powiedział Sam Slater do Holmesa.- Nikt nie mówi, że nie jest.A jednak tak się dzieje.- Aha - wtrącił głośno Jake Delbert (cholera z nimi, co oni sobie w ogóle myślą).- Powiedz mi, „Dynamicie", jak sobie dajesz radę z tym nowym, jak mu tam, Prewittem? Przekonałeś go, że powinien zabrać się do treningu?- Kogo? - zapytał Holmes.Wydawał się zaskoczony, wyrwany z jasności abstrakcji i przerzucony w mętny konkret, do którego trzeba zawsze się przystosowywać.- A, Prewitta.Nie, jeszcze nie.Ale moi chłopcy nad nim pracują.- Dają mu Obróbkę? - wtrącił Sam Slater.- Tak - odrzekł Holmes niechętnie.- To dobry przykład mojej teorii.Jak myślisz: czy długo moglibyśmy kierować armią, gdyby nie było podoficerów, którzy tak się boją naszej klasy, że chętnie tyranizują własną?- Chyba nie bardzo długo - odrzekł Holmes.- Dowcip polega na tym - ciągnął Sam Slater - żeby każdej kaście zaszczepić strach przed przełożonymi i pogardę dla podwładnych.Postępujesz mądrze zlecając taką rzecz swoim podoficerom, zamiast ją robić samemu.To nawet lepiej uprzytamnia im samym przepaść między szeregowcami a oficerami.- Ale czy to już coś dało? - nalegał Jake nawracając znowu do konkretu, byle jak najdalej od tej piekielnej teorii młodego Slatera.- Zawody kompanijne zaczynają się tego roku w czerwcu, nie w sierpniu.Nie masz tyle czasu co w zeszłym roku, żeby go podciągnąć, a przecież jeszcze się nie ugiął, prawda?- Mówiłem już, że nie - odparł gwałtownie Holmes, czując się raptem znowu tylko kapitanem.- Ale wziąłem tamto wszystko pod uwagę.Wiem, co robię.Doprawdy, pułkowniku.- Na pewno, mój chłopcze - powiedział Jake ze zrozumieniem.Był znowu na swoim gruncie.Mógł zaryzykować przenikliwe spojrzenie na Slatera.- Ale nie zapominaj, synu, że ten człowiek jest wyraźnym buntownikiem, prawdziwą zarazą.Wiesz, oni się różnią od każdego innego.Osobiście jestem wielkim zwolennikiem kierowania ludźmi, ale buntowników trzeba pędzać.To na nich jedyny sposób.I nie wolno nigdy pozwolić, żeby wzięli nad tobą górę, bo wtedy stracisz prestiż u ludzi i wszyscy będą próbowali cię wykorzystać.Jeżeli on szybko nie ustąpi - powiedział zimno do Holmesa - będziesz musiał go złamać.Nie ma innego wyjścia.Dawaj mu najsurowsze kary, żeby przynajmniej przed zimą i zawodami o mistrzostwo był gotów śpiewać inaczej.- Tak - powiedział Holmes z powątpiewaniem.Wyczuł przychylność brygadiera, ale nie wiedział, czy ma dostateczne poparcie, aby śmiało dać nurka.- Tylko nie myślę, żeby to dało wyniki - powiedział decydując się na ryzyko.- Nie sądzę, żeby było można złamać tego człowieka.- Ha! - zawołał Jake i spojrzał na generała.- Oczywiście, że można go złamać.- Można złamać każdego człowieka - powiedział zimno Sam Slater.- Jesteś oficerem.- Kapitanie - rzekł Jake zdławionym głosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|