[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Aluzja do zdemoralizowanych karierowiczów: było powszechnie wiadome, że ludzie Breżniewa w Moskwie i Raszydowa w Taszkiencie podawali wzajemnie uzgodnione, fałszywe dane o zbiorach bawełny.Chodziło o propagandę i o pieniądze — obie mafie, a właściwie jedna, bawełniana mafia, brały do kieszeni krociowe sumy za fikcyjne setki tysięcy ton bawełny.Mafioso wzbogacili się, ale miliony ich pobratymców, nieszczęsnych zbieraczy bawełny, poszły z torbami.Rzecz w tym, że praca przy bawełnie jest tylko sezonowa, to najwyżej jeden kwartał w roku, a co robić później? Nie ma już ani sadów, ani ogrodów, nie ma kóz i owiec.Miliony ludzi chodzą bez pracy i bez żadnej szansy, żeby ją dostać.Życie przygasło, dostaje tylko gorączki w okresie zbiorów, jesienią, a potem pogrąża się w ciężkiej, rozgrzanej, dusznej, tropikalnej martwocie.Typowo kolonialna sytuacja: kolonia dostarcza surowca, metropolia wyrabia z niego gotowe produkty.Co najwyżej 10 procent bawełny zebranej w Uzbekistanie jest przerabiane w tej republice.Resztę wysyłają do fabryk włókienniczych w centralnych częściach Imperium.Jeżeli przestać uprawiać bawełnę w Uzbekistanie, staną zagłębia włókiennicze w Rosji.Ponieważ dyrektywa Moskwy brzmiała (i brzmi nadal) — coraz więcej bawełny, w Uzbekistanie ciągle zwiększali obszar zasiewów i ilość wylanej na pola wody.Nie było mowy o żadnych technologiach, o drenach, rurach, przewodach i temu podobnych wymysłach.Po prostu wypuszczali z rzek wodę, woda rozlewała się po polach.Nim jednak dopłynęła do zagonów bawełny, już jedna trzecia ginęła, wsiąkając bezużytecznie w piasek.Wiadomo, że kilka, kilkanaście metrów pod każdą pustynią leżą wielkie złoża stężonej soli.Jeżeli doprowadzić do niej wodę, razem z wilgocią sól zacznie wydobywać się na powierzchnię.I to właśnie stało się teraz w Uzbekistanie.Utajona, przygnieciona, ukryta głęboko sól ruszyła w górę, zaczęła wydobywać się na wolność.Złotą ziemię Uzbekistanu, którą zasnuła najpierw biel bawełny, teraz pokryła błyszczącą skorupą biel soli.Zresztą nie trzeba rozglądać się po ziemi.Kiedy zawieje wiatr, sól czuje się na wargach, na języku.Szczypie w oczy.Wody Syr-darii i Amu-darii, zamiast płynąć do Morza Aralskiego, były z woli człowieka trwonione po drodze, na olbrzymim dystansie ponad trzech tysięcy kilometrów rozlewane po polach, po nie kończących się pustyniach.Z tego powodu spokojny i szeroki nurt obu potężnych rzek — jedynego źródła życia w tej części świata — zamiast w miarę ich biegu rosnąć i ogromnieć (jak to ma w swoim zwyczaju przyroda), zaczął maleć, kurczyć się, zwężać i spłycać, aż, nie dochodząc do morza, przemieniał się w słone, zatrute i rozpaciane rozlewiska, w gąbczaste i cuchnące zagony, w zdradliwe zastoiny i rzęsy, aby w końcu zapaść się pod ziemię i zniknąć ludziom z oczu.Ta osada nazywa się Mujnak i jeszcze kilka lat temu była morskim portem rybackim.Teraz stoi w środku pustyni, morze jest stąd 60-80 kilometrów.W pobliżu osady, tam, gdzie był port, stoją na piaszczystych wydmach rdzewiejące kadłuby rybackich statków, trawlerów, kutrów, barek i łodzi.Mimo iż farba łuszczy się i odpada, można jeszcze odczytać niektóre nazwy: „Estonia", „Dagestan", „Nachodka".Pusto, nikogo nie ma w pobliżu.W ciągu ostatnich dwudziestu lat Morze Aralskie, którego z Mujnaka nawet nie widać, straciło jedną trzecią swojej powierzchni i dwie trzecie pojemności.Inni obliczają, że została już tylko połowa powierzchni morza.Poziom wody spadł w tym czasie o trzynaście metrów.Pustynie, w jakie przekształciło się jego wczorajsze dno, sięgają już trzech milionów hektarów.Z tych pustyń ciągłe tu wichry i burze piaskowe rocznie wyrzucają w przestrzeń siedemdziesiąt pięć milionów ton soli i trucizn pochodzących z nawozów sztucznych, naniesionych tu dawniej przez rzeki.Smutna to osada — Mujnak.Leżała kiedyś w miejscu, gdzie piękna, życiodajna Amu-daria wpadała do Morza Aralskiego, niezwykłego morza w sercu wielkich pustyń.Dzisiaj nie ma już ani rzeki, ani morza.W osadzie wyschła zieleń, zdechły psy.Połowa ludzi wyjechała, ci, co zostali, nie mają gdzie się ruszyć.Nie pracują, bo to rybacy, a ryby nie ma.Ze 178 gatunków ryb i frutti di marę zostało już tylko 38.Zresztą do morza daleko, jak tam się dostać przez pustynię? Jeżeli nie wieje silny wiatr, ludzie siedzą na ławeczkach, oparci o odrapane i kruszące się ściany swoich lichych domków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|