[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pani Helenka dała sobie radę koncertowo.No dobrze, gdybym wiedział o tym spektaklu, pewnie bym zadzwonił.A co do biurka.Urwał, zastanowił się i zwrócił się do Justynki:- Zajrzyj, dziecko, do kota.Justynka spełniła polecenie.Wygrzebała z legowiska Pucusia dwie poszarpane kartki i przyniosła je.Karol obejrzał zmaltretowany papier i schował do kieszeni.- Nic się nie stało.Dodrukuję sobie.Grzeczny kotek, numerów stron nie zeżarł.Dobrze, że mi powiedziałaś o bałaganie, bo szukałbym tego niepotrzebnie.Zdumiewająco niebiańska atmosfera przy stole Justynkę bardzo ucieszyła.Stwierdziła nagle, że wuj potrafi być całkiem sympatyczny, co jakoś ostatnimi czasy ukrywał, pod warunkiem wszakże, iż wszystko idzie po jego myśli.Jeśli nikt mu się nie sprzeciwia, nikt nie żąda od niego pieniędzy i nikt nie zadaje głupich pytań, zachowuje się przyzwoicie, nie ryczy, nie robi swoich szeptanych awantur, a nawet okazuje duże poczucie humoru.Ona sama przystosowałaby się do niego z łatwością, ciekawe czy ciotka.Ciotka w tym momencie udzieliła odpowiedzi na jej niedokończoną myśl.- Czy to z tego jesteś taki zadowolony, że ja o mało na serce nie umarłam? - zapytała nagle z przekąsem- Nic straconego, próbuj dalej, może w końcu ci się uda - odparł Karol natychmiast lodowatym głosem.- Ja zaś będę jeszcze bardziej zadowolony z daleka od ciebie.Podniósł się od stołu i wyszedł.Justynce dreszcz przeleciał po plecach, ale zauważyła, że śniadanko wuj skonsumował do końca.Dlatego wyszedł.Gdy by jeszcze jadł, awantura wybuchłaby gwarantowanie i nie ma siły, z winy ciotki.Cóż ta kobieta ma za talent do psucia nastroju!Malwinę atmosfera dławiła.Zadowolony z życia Karol, prawie sympatyczny, to było coś przerażającego.Powinien przecież wpaść we wściekłość, nie dostał wczoraj kolacji, żona nie zrobiła mu śniadania, brama ciągle zaklinowana, jaguar wystawiony na niebezpieczeństwo, a on się cieszy.Zdecydował się pewnie na ten cholerny rozwód, znalazł adwokata, złożył pozew, ma nadzieję pozbyć się jej i stąd szampański humor.Gdzie on w ogóle spędził wieczór.? Gdzie parkował.?!!!Tkwiła nadal przy stole i jadła, nie zdając sobie sprawy z ilości pochłanianych kalorii.Karol wyszedł z hałasem i trzaskiem.Justynka, mająca jeszcze dużo czasu, udała się do siebie na górę.Malwinie wreszcie przyszło do głowy, że zaraz może się wszystkiego dowiedzieć, wyprysnęła z krzesła i popędziła do telefon.No tak, oczywiście, kasyno.Niewątpliwie wygrał.Każdy przyzwoity mąż za część wygranej kupiłby coś dla żony, pierścionek albo kolczyki, ale przecież nie to skąpiradło! I samochodu, rzecz jasna, pilnują i mu tam strażnicy kasynowi, jak ci biedni złodzieje mają sobie dać radę? Ale przecież Kowalczyk nie będzie codziennie wracał ze wstrząsem mózgu, więc może najbliższej nocy.Umówiony serwis do bramy przyjechał i niczego nie naprawił, ponieważ wykąpany pilot nadal nie działał.Nie mieli ze sobą jakichś tajemniczych przyrządów, które pozwoliłyby im od razu trafić na właściwą częs­totliwość, spodziewali się bowiem, że klient sprawne­go pilota posiada.Odłączyli wszystko, owszem, prze­chodząc na otwieranie ręczne, które, jak się okazało, wymagało sił nadludzkich i jakoś nie bardzo wyszło.Nie wiedzieli o utraconym przez Justynkę guzicz­ku z tworzywa sztucznego, który pod wpływem na­cisku i tarcia częściowo się roztopił i zespolił z że­lazem na mur, uzgodnili zatem z panią domu drugi termin, może jeszcze dzisiaj pod wieczór, a może jutro rano.Pani domu na wielki pośpiech zbytnio nie nalegała, a komunikatu, że zapewne trzeba będzie zmienić całe to stare urządzenie na młodsze, nowocześniejsze, do wiadomości nie przyjęła.* * *Świadkiem tych wszystkich wysiłków Justynka -już nie była, ponieważ wyszła z domu.Wynurzyw­szy się z wąskiej uliczki osiedlowej na szerszą ulicę, po której jeździł autobus, z wielkim zainteresowa­niem rozejrzała się dookoła.Gdzieś tu miał czekać na nią jej wczorajszy roz­mówca.Nie miała pojęcia, jak wygląda, ale wyob­rażała sobie, że powinien rzucać się w oczy.Siedzieć jakoś wyraźnie na czymkolwiek, spacerować nerwo­wo, spoglądać w kierunku domu wuja.W każdym razie był płci męskiej.No i czekał.Widząc nadchodzącą Justynkę, Konrad pośpiesznie wysiadł z samochodu, który przed minutą zaparłkował na skraju chodnika,- Cześć - powiedział.- To ja jestem od tego telefonu.Konrad Grzesicki.Wsiadaj, podrzucę cię tam, dokąd idziesz.Wypowiedź wydała się Justynce zupełnie naturalna.Zanim uprzytomniła sobie, że chłopak jest nader przystojny, zdążyła ucieszyć się perspektywą rozmowy w samochodzie.O wiele wygodniej niż na ulicy, ponadto szybciej dojedzie na wydział i będą mieli więcej czasu.- Cześć, Justyna Tarniak - odparła i wsiadła, mgliście czując, że wsiada poniekąd urzędowo.Od wczoraj Konrad zdążył uporządkować sobie obowiązki służbowe i życzenia prywatne i już wiedział, jak je ze sobą pogodzić.Z miejsca zaczął od kota.Justynce kot pasował.Bardzo rzeczowo opisała charakter Pucusia i wynikające z niego papierowe komplikacje, po czym ją nieco zastopowało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl