[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bełkot zaspanego człowieka? Czy też niewyrazne słowa w jakimś obcym ję-zyku?Jane postanowiła, że będzie go obserwować.I nie zapomni.36 * * * Teraz  pomyślał rewolwerowiec. Teraz zobaczymy, no nie?Przez drzwi na plaży zdołał przejść ze swojego świata do tego ciała.Musiałjednak sprawdzić, czy uda mu się przenieść coś z powrotem.Och, nie siebie.Byłprzekonany, że w każdej chwili mógłby tam wrócić i ponownie wniknąć do swe-go wyczerpanego, chorego ciała, a jak z innymi rzeczami? z przedmiotami?.Naprzykład teraz leżało przed nim pożywienie, coś, co umundurowana kobieta nazy-wała kanapą z wędzoną rybą.Rewolwerowiec nie wyczuwał zapachu wędzonki,ale potrafił rozpoznać pajdę chleba, chociaż ten wyglądał na bardzo słabo wypie-czony.Jego ciało potrzebowało jedzenia i picia, ale jeszcze bardziej jakiegoś medyka-mentu.Bez lekarstwa umrze z ran zadanych przez homarokoszmara.Na tym świe-cie mógł być na to lek: jeśli powozy latają tu w powietrzu, w dodatku znaczniewyżej niż najsilniejsze orły, to wszystko jest możliwe.Mimo to najlepsze nawetlekarstwo w niczym mu nie pomoże, jeżeli nie da się go przenieść przez drzwi. Mógłbyś żyć w tym ciele, rewolwerowcze  usłyszał słowa człowiekaw czerni. Zostawić krabom ten kawał ledwie zipiącego mięcha.To przecież tylkoskorupa.Nie zrobi tego.Po pierwsze byłaby to nie tylko kradzież, ale i morderstwo,gdyż nie potrafiłby długo pozostać pasażerem i patrzeć oczami tego człowieka,jak podróżny spoglądający na mijane widoki z okien dyliżansu.Po drugie był Rolandem.Jeśli będzie musiał umrzeć, to jako Roland.W raziepotrzeby umrze, pełznąc w kierunku Wieży.Potem ponownie doszła do głosu praktyczna strona jego charakteru, egzystu-jąca obok drzemiącego w nim romantyka.Nie ma potrzeby myśleć o śmierci,dopóki nie przeprowadzi tego eksperymentu.Podniósł pajdę chleba.Została przecięta na dwie połowy.Wziął je w dło-nie.Otworzył oczy więznia i spojrzał wokół.Nikt na niego nie patrzył (chociażw kuchni Jane Doming myślała o nim, i to bardzo intensywnie).Roland odwrócił się do drzwi i przeszedł przez nie, trzymając w dłoniachchleb.* * *Najpierw usłyszał szurgot poruszanych przez fale kamieni, potem kłótliwewrzaski stada morskich ptaków, które poderwały się z pobliskich głazów, gdy37 próbował usiąść ( te tchórzliwe dranie skradały się  pomyślał   i wkrótcewydziobałyby mi oczy, oddychającemu czy nie  to zwyczajne sępy, tylko z bia-łym upierzeniem ).Potem zauważył, że jedna połowa kromki, ta z prawej ręki,upadła na twardy szary piach, ponieważ przechodząc przez drzwi, trzymał ją ca-łą dłonią, która teraz  albo  przedtem  została zredukowana o czterdzieściprocent.Niezgrabnie podniósł chleb kciukiem i serdecznym palcem, oczyścił z piaskui ostrożnie ugryzł.W następnej chwili łapczywie pochłonął kanapkę, nie zważającna drobiny, które zgrzytały mu między zębami.Potem zajął się drugą połową.Tęzjadł trzema kęsami.Nie miał pojęcia, co to była za ryba, ale smakowała wyśmienicie.To mu wy-starczało.* * *W samolocie nikt nie dostrzegł momentu zniknięcia kanapki z tuńczykiem.Nikt nie widział, jak Eddie Dean zaciska dłonie na jej dwóch połówkach tak moc-no, że jego palce pozostawiają wgłębienia w białym chlebie.%7ładen z pasażerównie zauważył, jak kanapka powoli staje się przezroczysta i znika, pozostawiająctylko kilka okruszków.Mniej więcej dwadzieścia sekund pózniej Jane Doming zgasiła papierosa i we-szła do kabiny.Wyjęła książkę ze swojego neseseru, lecz tak naprawdę to chciałajeszcze raz rzucić okiem na 3A.Wyglądał na pogrążonego w głębokim śnie.ale kanapka zniknęła. Jezu  pomyślała Jane. On jej nie zjadł, tylko połknął w całości, a terazznów śpi? Chyba żartujesz?Dziwny niepokój, jaki budził w niej pasażer 3A, Pan Raz-Orzechowo-Raz--Niebieskooki, nie ustępował.Z tym facetem coś było nie w porządku.Coś. Rozdział trzeciKontakt i lądowanieEddiego obudził komunikat pilota, który zapowiedział, mniej więcej za czter-dzieści pięć minut, lądowanie na lotnisku Kennedy ego, gdzie widoczność jestznakomita, wiatr wieje z zachodu z prędkością dziesięciu mil na godzinę, a tem-peratura powietrza wynosi dwadzieścia jeden stopni.Powiedział im, na wypadekgdyby nie zdążył zrobić tego pózniej, że chce podziękować za to, że wybrali linielotnicze Delta.Eddie rozejrzał się i zobaczył, że ludzie sprawdzają deklaracje celne oraz do-wody tożsamości.Przylatującej z Nassau osobie powinno wystarczyć prawo jaz-dy i karta kredytowa, wystawiona przez jeden z krajowych banków, ale większośćpasażerów miała przy sobie paszporty.Eddie poczuł, że wokół klatki piersiowejzaczyna mu się zaciskać stalowa obręcz.Nie mógł uwierzyć, że zdołał zasnąć,w dodatku tak głębokim snem.Wstał i poszedł do toalety.Woreczki z koką pod pachami trzymały się dobrzei mocno, pasując do konturów jego ciała jak wtedy, w pokoju hotelowym, kiedyprzymocował je mu cicho mówiący Amerykanin, który przedstawił się jako Wi-liam Wilson [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl