[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może rzeczywiście czuł sięosamotniony po śmierci profesora, co ciągle podkreślał.Aleprzecież ona otoczyła go jeszcze większą opieką, gotowała trzyrazy lepiej niż normalnie, usuwała pył sprzed stóp.Zignorowałapo raz kolejny jego prośbę, żeby przestała się męczyć i gotować,on może zjeść w pracy.Nie dała za wygraną i pakowała mujedzenie do pudełek, zupę do słoika.Wiedziała, że mają kuchenkęmikrofalową i on może sobie obiad odgrzać i zjeść w zaciszugabinetu.Rozumiała, że jest coraz starszy, przecież dużo starszy odniej i u mężczyzn te sprawy mogą się zmieniać.Nie nalegałai czekała.Tyle że w pewnym momencie on się odsunął, przyjął takchętnie to, że nie musi jej niczego udowadniać, w ogóle niczegonie musi.A ona przecież wszystko rozumie.Kładł się wieczoremi zasypiał, przytulając do niej, mrucząc coś niby po dawnemu, alew tym, co mówił, wyczuwało się wyłącznie przyzwyczajenie,a nawet rutynę.Przedwczoraj za to mogło być inaczej.Mogłaprzełamać swój opór po tamtym ostrym seksie i jego dziwnąniechęć.Zrobiła lekką kolację, otworzyła butelkę winai zaproponowała wspólne obejrzenie filmu, na który nie poszli dokina z braku czasu.Była sobota, młodszy syn nocował jak zwykleu jakiegoś kolegi, uczyli się do kolokwium, więc nikogo poza nimiw mieszkaniu nie było.Kiedy już siedzieli naprzeciwko ekranu,położyła mu nogi na kolanach, a on zaczął masować jej stopy, cozwykle bywało wstępem do dalszych pieszczot, wreszcie dopójścia do łóżka.Tyle że on zaczął ją dotykać jakby niepewnie, nietak po dawnemu, kiedy znał jej skórę, ale tak, jakby byładelikatniejsza, krucha.Wyczuwała różnicę, chociaż nie umiała jejzdefiniować.W końcu szepnął jej do ucha: „Chcesz?”, a ona nagleokłamała go, że ma okres.Wcześniej nie musiałaby tego mówić,bo on był tak blisko niej, że wiedział, znał jej nastroje, cykle,ciało i potrzeby.Teraz podjęła decyzję.Powiedziała, że ma okresi nie może.Odsunął się zawstydzony.„Jeśli powie »Przepraszam«,to palnę go w łeb” – pomyślała, chociaż tak naprawdę nie czułazłości, a zbierało jej się jedynie na płacz.Powiedział: „Szkoda.”,a ona usiadła mu nagle okrakiem na kolanach i powiedziała:– Ale tobie mogę sprawić przyjemność.Miało zabrzmieć zmysłowo, a wypadło jakoś żałośnie.Miałapełną świadomość tego faktu.– Nie, kochanie.– Odsunął ją łagodnie i uśmiechnął siękrzepiąco.– Dlaczego nie chcesz? – Nie mogła się powstrzymać i dotknęłaręką jego wypukłości, zauważając z żalem, że Krzysztof nie maerekcji.– Przecież chcę, tylko ty nie możesz.– powiedział, usiłując nadomiar wszystkiego patrzeć w ekran i śledzić losy dwóchstarszych bohaterek, które zakochały się w młodym skrzypku.– Dlaczego mnie odpychasz? – zaryzykowała.Z westchnieniemwłączył pauzę i odwrócił się w jej stronę.– Nie odpycham – powiedział.– Nie robiliśmy tego nigdypodczas twojego okresu.Będziemy się kochać, kiedy.będzie powszystkim.– Przecież widzę, że już ci się nie podobam.– Podobasz, tylko, na litość boską, masz okres! – podniósł głos.– Wydaje mi się, jakbyś specjalnie zaczął teraz, kiedy ja niemogę, a jak chciałam zrobić ci to sama, to byłeś zaskoczony.– Małgosiu, zawsze miałaś dziwne nastroje podczasmiesiączki.– Wyłączył film i zdenerwowany popatrzył na nią.–Ale zwykle wystarczyło dać ci spokój.Co ci się teraz stało?– Nie wiem – powiedziała zawstydzona.– Nie rozumiem.Uspokoił się.Przynajmniej to uzyskała, że nie odepchnął jejzdenerwowany, nie wstał i nie powiedział, że idzie spać.Czasemtrochę pokory się przydaje.Zamiast tego objął ją i pocałował.Nienamiętnie, ale jakoś tak delikatnie i czule.Mogła być zadowolona,ale zrobiło się jej jedynie mniej smutno.– Pyszna kolacja – powiedział pojednawczym tonem.–Mogłabyś robić właśnie takie jedzonko, trochę lżejsze.Bo brzuchmi rośnie od tych twoich codziennych obiadów z dwóch dań.– Nie rośnie ci, nie wiem dlaczego – powiedziała, oddającpocałunek.To była prawda.Jadł więcej, a nie tył, czego nie mogłazrozumieć.Może to ten stres, od którego wszystko się zaczęło,powodował, że spalał tak jak za czasów, kiedy regularnieuprawiali seks, a Krzysztof chodził na basen.– To fajny film, prawda? – zapytał.– Fajny – odpowiedziała.– Wiem, że smutno się skończy.Tenchłopak porzuci te babcie dla jakiejś młodej laski i tyle go będąwidziały.– Może jednak damy szansę scenarzyście? – zapytał.– Pewnie, włącz z powrotem, ale zobaczysz, że mam rację.Miała rację.Chłopak wyjechał z młodą dziewczyną, a onezostały, stare i zgorzkniałe.Płakała jak bóbr, to jej się rzadkozdarzało, nawet na najbardziej romantycznym filmie.A Krzysztofjuż nic nie mówił, tylko obejmował ją i głaskał po głowie.Tak było w ostatni weekend, wspominała niechętnie, bo mimowszystko zupełnie ich to do siebie nie zbliżyło.Przeciwnie, procesoddalania się od siebie pędził z prędkością tych galaktyk, któreoddalały się od siebie tym szybciej, im dalej się znajdowały.Zapamiętała kiedyś takie prawo fizyki i teraz wydało jej siędoskonałą ilustracją ich małżeństwa.– Co ci jest? – usłyszała pytanie Zuzanny.Zupełnie zapomniała, że jest w pokoju nauczycielskim,wprawdzie dość pustym o tej porze dnia i siedzi w dodatkuw swoim kąciku za szafą, ale nie powinna zwijać się i głośnosyczeć z bólu.Od dawna nie rozmawiały.Od czasu jej wizytyu Renaty astrolożki.Wizyty, która prawie doprowadziła ją dohisterii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl