[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Rumiana twarz była gładkoogolona, stalowoszare włosy przypominały szczecinę.Wykrochmalona różowa koszula niecoopinała wydatny brzuch, dżinsy odznaczały się nieskazitelnym kantem.Uśmiechnął się, przechylając lekko głowę, jakby zaskoczony ich widokiem, i podałkażdemu z nich dużą dłoń. Były gliniarz i opowieść o Dean Bridge.Muszę przyznać, że pobudził pan mojąciekawość. Wskazał czerwone fotele. Usiądzcie.Mogę zaproponować wam coś do picia?Herbatę? Kawę?Fin pokręcił głową. Nie, dziękujemy. Usadowili się oboje niepewnie na brzegu swoich foteli. Próbujemyustalić tożsamość pewnego człowieka, mieszkającego obecnie na wyspie Lewis, który mniejwięcej w połowie lat pięćdziesiątych przebywał w sierocińcu zwanym The Dean.Kelly roześmiał się. Na pewno nie pracuje pan już w policji? Mam wrażenie, że nie jest pan tylko byłymgliniarzem. Zapewniam, że jestem. No cóż, wierzę panu na słowo. Kelly zaciągnął się w zamyśleniu cygarem. Dlaczegosądzicie, że mogę wam w tej sprawie pomóc? Pańska rodzina mieszkała wtedy w Dean Village, w starych kamienicach fabrycznych.Kelly skinął głową. Owszem, tak było. Parsknął śmiechem. Ale teraz nie poznałbym już tego miejsca.Dzisiaj to raj japiszonów. Milczał przez chwilę. Dlaczego uważacie, że mógłbym znaćjakiegoś chłopca z tego sierocińca? Bo przypuszczam, że uczestniczył w pewnym incydencie, do jakiego doszło na moście.W incydencie, który miał związek z pańską rodziną.W oczach Kelly ego coś się na ułamek sekundy zapaliło, a rumieniec na twarzy pogłębił.Fin zastanawiał się, czy nie jest to ból. Jak się nazywa? spytał Kelly. Tormod Macdonald odparła Marsaili.Fin spojrzał na nią znacząco. Ale nie znał go pan pod takim nazwiskiem dodał. Kelly zwrócił się do Marsaili: Kim jest dla pani ten człowiek? To mój ojciec.Wydawało się, że milczenie, które zapadło, trwa nieruchomo w powietrzu jak dymz cygara i przeciąga się krępująco. Przykro mi powiedział Kelly. Przez całe życie starałem się o tym zapomnieć.Niejest łatwo stracić w tak młodym wieku starszego brata.Zwłaszcza gdy traktowało się go jakidola. Pokręcił głową. Patrick był dla mnie wszystkim. Wydaje nam się, że ten chłopiec miał na imię John.Nazwiska nie znamy.Właśniepróbujemy je ustalić.Kelly zaciągnął się cygarem; dym dobywał się cieniutkimi strużkami z jego nosai kącików ust i dopiero po chwili mężczyzna uwolnił jego szarą chmurę wprost w nabrzmiałą odnapięcia atmosferę, jaka zapanowała na werandzie. John McBride oznajmił w końcu.Fin starał się zapanować nad oddechem. Znał go pan? Nie osobiście.Nie było mnie tamtej nocy na moście.Ale byli trzej moi bracia. Wtedy gdy Patrick spadł i się zabił? spytała Marsaili.Kelly oderwał wzrok od Fina i spojrzał na nią. Właśnie wtedy odparł tak cicho, że prawie nie było go słychać.Znowu się zaciągnął,a zdumiony Fin dostrzegł w jego oczach łzy. Ale nie rozmawiałem o tym przez ponadpięćdziesiąt lat.I nie wiem, czy chcę o tym mówić teraz.Marsaili skinęła głową. Przykro mi.Potrafię to zrozumieć." " "Szli w milczeniu w górę Tipperlinn Road z jej kamiennymi domami ukrywającymi swąprywatność za wysokimi murami i strzelistymi drzewami, obok dawnych wozowni przy StableLane.Po prawej stronie, w bujnej zieleni, ciągnęła się wybrukowana Albert Terrace.W końcu Marsaili nie wytrzymała. Jak myślisz, co się wydarzyło tamtej nocy na moście?Fin pokręcił głową. Nie sposób się dowiedzieć.Wszyscy, którzy tam wtedy byli, nie żyją.Z wyjątkiemtwojego ojca.I może Ceit, choć nie mamy pojęcia, czy już nie umarła. Wiemy przynajmniej, kim jest mój ojciec.Albo kim był.Fin popatrzył na nią. Wolałem, żebyś mu nie mówiła, jak nazywa się twój tata.Zauważył, że od razu zbladła. Dlaczego?Westchnął głęboko. Nie wiem, Marsaili.Po prostu wolałem, żebyś tego nie robiła.ROZDZIAA 34Fin spoglądał z głębi póznego popołudnia na postrzępione, nierówne palce skałwyciągające się ku cieśninie Minch; rozbijała się wokół nich spieniona biała woda.W głąb ląduciągnęło się torfowisko, naznaczone karbami i bliznami pozostawionymi przez setki lat ludzkiejeksploatacji.Jezioro a Tuath odbijało złowieszcze chmury wysoko w górze, rozdzierane przezwiatr, z którym zmagał się dzielnie mały samolot British Airways, by wylądować gładko nakrótkim pasie lotniska w Stornoway.Ten sam wiatr, który chłostał ich teraz na parkingu, kiedywkładali torby podróżne do bagażnika i szukali w samochodzie Fina schronienia przedpierwszymi ciężkimi kroplami deszczu gnanego od zachodu.Fin uruchomił silnik i włączył wycieraczki.Nie potrzebowali dużo czasu, by dowiedziećsię w archiwum państwowym, że John William McBride, urodzony w 1940 roku i Peter AngusMcBride, urodzony w 1941 roku, byli synami Mary Elizabeth Rafferty i Johna Anthony egoMcBride a, mieszkających w Edynburgu, w dzielnicy Slateford.John Anthony zginął w 1944roku podczas służby w Królewskiej Marynarce Wojennej.Mary Elizabeth zmarła jedenaście latpózniej na niewydolność krążenia, której przyczyny nie podano.Marsaili zapłaciła za odpisyaktów urodzenia i zgonów wszystkich członków rodziny, a potem włożyła je do żółtobrązowejkoperty, a tę do torby, którą przyciskała do piersi, siedząc na fotelu pasażera.Fin nie bardzo wiedział, co Marsaili czuje.Nie odezwała się ani słowem podczaspowrotnego lotu na wyspy.Mógł się tylko domyślać, że ocenia ponownie wszystko, codotychczas wiedziała albo myślała o sobie.Właśnie ustaliła, że choć urodziła się i wychowała nawyspie Lewis, to w gruncie rzeczy nie ma w sobie krwi wyspiarskiej.Angielska matka i ojciecpochodzący z katolickiej rodziny w Edynburgu.Ojciec, który sfabrykował całe swoje życie.Tobył wstrząs.Fin zerknął na nią.Cera ziemista, oczy podkrążone, rozczochrane przez wiatr włosypozbawione blasku i życia.Wydawała się zdruzgotana i mała i choć chciał instynktownie wziąćją w ramiona, wyczuwał dzielącą ich barierę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|