[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wstał od stołu. Bracie, panu Aniołowi będzie was brakowało rzucił przechodząc obok inkwizytora.Powinniście dać świadectwo wydarzeniom.Szymon z Saint-Quentin podniósł ręce w obronnym geście. Czy sodomia uprawiana z chłopcami nie woła o przyjście inkwizycji? spytał Williamz szyderstwem w głosie. Macie przecież do czynienia z dziećmi! A może i wy nastajecie nanie skrycie!Ludzie zaczęli nasłuchiwać.Inkwizytor zerwał się wściekły i wybiegł z tawerny.William wyszedł krokiemzwycięzcy.Przewidywana awantura była, jak się zdaje, szeroko omawiana w porcie, bo coraz więcejludzi ciągnęło w kierunku genueńskiej dzielnicy.William przyspieszył, nie chciał nic stracić.W bramach magazynów handlarze i ladacznice, pijacy i złodzieje przerwali swądziałalność i spoglądali na drzwi, które prowadziły w dół do osławionego szynku.Wkrótce pojawił się Anioł z Karos.Kroczył ciężko tak szybko, jak mu na to pozwalałomasywne cielsko, a sadło trzęsło mu się wyraznie od gniewu.Grecy spieszyli przed Aniołem,aby jego wejście należycie przygotować i uczestniczyć w wychłostaniu szalonych młodzików. Zbesztać i obić! judzili swego przywódcę.Otworzyli gwałtownie drzwi i Anioł wtoczył się do środka, tak że William ledwie zdołałza nim nadążyć.Na pierwszym podeście despota zatrzymał się i rzucił straszne spojrzeniena ciżbę, jego oczy szukały i znalazły natychmiast krnąbrnych paziów, którzy się teraz, jak nakomendę, podnieśli, jakby ich pan król wszedł do spelunki.Nagle zrobiło się cicho.Tymczasem paziowie odwrócili się do Anioła plecami, jednocześnie spuścili spodnie iwypięli ku niemu gołe pośladki.Wszyscy zawyli radośnie.Grecy chcieli się rzucić na zuchwalców, ale ujrzeli przed sobą obnażone miecze: gwardiakrólewska, zrezygnowawszy na tę okoliczność z błękitnych płaszczy ze złotymi liliamiFrancji, przyszła z paziami i nie rozpoznana wmieszała się w publiczność.Grecy stanęliniepewnie, gdyż na każdego z nich wypadało dwu gwardzistów.Anioł z Karos na podeścieschodów niczego nie zauważył i ryknął: Bastardzi, naoliwić ich!Chóralne pierdnięcie paziów było jedyną odpowiedzią i nie posiadający się z oburzeniaAnioł zatrzymał się jak wrośnięty w ziemię.Wtedy rozległ się głos: Zadki są gotowe, grubasie, teraz pokaż swój ogonek!Na to się jeszcze nikt nigdy nie odważył i Anioł chwycił w prawicę topór.U jego pasawisiał morgenstern, ale tutaj topór powinien chyba wystarczyć. Wyjdz z ukrycia! wrzasnął w kierunku nieznajomego, którego na odległość nie mógłdobrze rozpoznać. Bo inaczej wyciągnę cię stamtąd! No, ruszcie się wreszcie! Iwo Bretończyk wyszedł z cienia kolumny, przygarbiony, zobwisłymi jak zawsze ramionami.Nie widać było po nim żadnego napięcia. Chętnie pójdęw wasze ślady i zaczął sobie torować drogę przez ciżbę.William potykając się wypadł tyłem przez drzwi, ponieważ olbrzym odwrócił się bezsłowa i zaczął przepychać do wyjścia.Jego Grecy nie tyle chcieli mu pomóc, ile byćświadkami ukarania Bretończyka, ale gwardia zagrodziła im drogę.Anioł zatrzymał się pokilku krokach, zerknął za siebie i ujrzał, że stoi naprzeciwko areny.Ciasno zbity, milczącyludzki mur tworzył koło, pośrodku którego stał duży kosz. Zmiało, Aniele z Karos usłyszał za sobą skrzekliwy głos Bretończyka w tym koszuzostaną wyniesione resztki przegrywającego!Jakby popchnięty niewidzialną pięścią, olbrzym ruszył naprzód, ujmując teraz takżemorgenstern.Zajrzał do kosza.Był pusty. Jego zawartość obiecałem rybakom z Episkopi jako przynętę wyjaśnił mu Iwo zdrażniącym spokojem. Sądzę, że jest to także po waszej myśli.Z okrzykiem wściekłości, nie odwracając się, uderzył olbrzym do tyłu, gdzie jakprzypuszczał, stał bez tarczy jego przeciwnik, ale Iwo schylił się i kolczasta kula na łańcuchuprzemknęła nad jego głową.Cofając się Iwo ściągnął płaszcz z ramion i odsłonił metalowy puklerz, wypukłą tarczę,dopasowaną do jego grzbietu jak pancerz chrząszcza.Jednym ruchem ściągnął ją z pleców izasłonił się.Ciżba wrzasnęła radośnie, gdy ześlizgnął się po niej następny cios toporem, jakizadał zdumiewająco zwinny jak na swoją tuszę olbrzym.Iwo wysunął miecz i przeciągnął popięści Anioła, coś upadło na ziemię i kiedy Grek, nie dowierzając jeszcze, spoglądał na swojąkrwawiącą dłoń, Bretończyk schylił się, podniósł palec przeciwnika i wrzucił do kosza.Aniołzaatakował rycząc i wywijając morgensternem, ale Iwo wykorzystał zręcznie kosz jakoosłonę i wynurzył się dopiero wtedy, gdy kolce uwięzły w plecionce.Przy drugim cieciumiecza ofiarą padła lewa dłoń razem z bronią pięść obejmowała jeszcze trzonekmorgensterna, gdy znikała w koszu.Z kikuta trysnęła krew.Anioł chciał uciekać; opędzającsię toporem przed niesamowitym przeciwnikiem, próbował ujść tyłem przez ludzki krąg.Jednakże poczuł ukłucie w plecy, obejrzał się przerażony i dopiero teraz spostrzegł, żepierwszy pierścień tworzą rybacy, nieruchomi, pełni nienawiści, ze skierowanymi w jegostronę harpunami.Za pózno odwrócił się znowu ku swemu wrogowi.Iwo uniknął ciosutoporem i uciął olbrzymowi lewą rękę aż po łokieć.Anioł zatoczył się, tak że Bretończykschylił się przed nim bez strachu i podniósł z ziemi przedramię.Topór bezsilnie wbił się obokniego w piasek.Iwo odwrócił się tyłem do swej ofiary i zaniósł krwawiącą rękę do kosza.Olbrzym nie zdołał ruszyć za nim. Podejdz tutaj, Bretończyku! krzyknął. Jeśli nie jesteś tchórzem, podejdz! Nie mogęjuż chodzić!Stał na szeroko rozstawionych nogach z uniesionym toporem.Iwo odrzucił tarczę,poszedł mu naprzeciw i przerzucił błyskawicznie miecz do drugiej ręki.Nim topór świsnął wdół, miecz już uderzył.Jego ostrze przecięło muskuły pod pachą, topór upadł na ziemię.Olbrzym zwalił się na kolana. Zabij mnie wyrzęził szybko!Bretończyk odwrócił się bez słowa, podniósł tarczę i cisnął topór Anioła rybakom.To byłznak, na który czekali.Rzucili się na olbrzyma, pociągnęli do kosza i zaszlachtowali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|