[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Patryk często mówił, że chce, aby jego konaniu towarzyszył duet kobiet grających na instrumentach.Na harmonii i skrzypcach.I to wszystko.Był piekielnie sentymentalny.- Tak.Można było wszystko od niego wydębić.Wystarczyło mu znaleźć kobietę w tarapatach i już był stracony.Zerwał się wiatr, ciągnął z doliny ku ich wzgórzu, cyprysy wyznaczające linię trzydziestu sześciu schodków obok kaplicy gięły się od jego podmuchów.Krople pozostawione przez deszcz na liściach spadały z charakterystycznym odgłosem na nich siedzących na balustradzie.Było już dobrze po północy.Wyciągnęła się na betonowym schodku, on rozglądał się i wychylał popatrując w głąb doliny.Tylko odgłos spadających kropel.- A kiedy przestałaś rozmawiać z dzieckiem?- Stało się to nagle.Oddziały frontowe walczyły o most na Moro, potem wkroczyły do Urbino.Chyba w Urbino przestałam.Miało się wrażenie, że w każdej chwili można zginąć, nie tylko jeśli się jest żołnierzem, równie dobrze mogłeś być księdzem albo pielęgniarką.To były królicze norki, te wąskie, strome uliczki.Żołnierze docierali tam resztkami sił, zakochiwali się we mnie na godzinę i umierali.Było ważne, by zapamiętać ich nazwiska.Kiedy umierali, jak zmywani przez falę, widziałam oczami wyobraźni moje dziecko.Niektórzy siadali i zrywali wszystko, co mieli na sobie, żeby łatwiej im było oddychać.Inni zamartwiali się drobnymi okaleczeniami rąk, a potem konali.A wtedy banieczka powietrza w ustach.Taki mały bąbelek.Nachylam się, żeby przymknąć zmarłemu żołnierzowi powieki, a on je otwiera i krzyczy: „Nie możesz zaczekać, aż zdechnę? Ty dziwko!” Siada i zmiata wszystko z mojej tacki na podłogę.Wściekły.Któż by chciał tak umierać? Umierać tak rozwścieczony.Ty d z i w k o! Potem zawsze już czekałam, aż pojawią im się bąbelki w ustach.Znam się na umieraniu, Dawidzie.Wiem, jak przeprowadzić ich przez agonię.Kiedy wbić silny zastrzyk morfiny w główną żyłę.To słone ukojenie.Każdy z przeklętych generałów powinien spróbować mojej roboty.Każdy z przeklętych generałów.Powinien to być warunek wstępny przed wydaniem rozkazu forsowania każdej kolejnej rzeki.Kimże my, do diabła, jesteśmy, by udźwignąć tę odpowiedzialność, oczekuje się od nas mądrości jak od sędziwych kapłanów, umiejętności przygotowania ludzi na coś, czego nikt nie chce, i łagodnego doprowadzenia ich do samego kresu.Nigdy nie uwierzę w żadne te posługi, które świadczy się zmarłemu.W ich prostacką retorykę.Jak oni śmią! Jak śmią w ten sposób gadać o umierającej istocie ludzkiej.Nigdzie żadnego światła, wszystkie lampy zgasły, niebo niemal zakryte chmurami.Mieszkańcy okolicznych domostw już przywykli do poruszania się w ciemnościach.- Wiesz, dlaczego wojsko nie chciało, żebyś tu pozostała z tym rannym Anglikiem? Wiesz?- Zagrożenie małżeństwem? Kompleks mojego ojca? -uśmiechnęła się.- Jak się ma nasz pacjent?- Jeszcze się ciągle nie uspokoił po tym psie.- Powiedz mu, że pies zjawił się tu wraz ze mną.- Ale on nie jest pewien, czy ty tu jesteś.Myśli, że może jesteś porcelanową figurką.- Sądzisz, że chciałby się napić wina? Udało mi się zwędzić dziś butelkę.- Komu?- Masz na nią ochotę czy nie?- Dobrze, wypijmy ją sobie.I nie myśl o nim.- Aha, urlop od niego?- Nie, nie żaden urlop.Po prostu mam ochotę sobie popić.- Jest dwudziestoletnie.Pochodzi z czasu, kiedy i ja byłem dwudziestolatkiem.- Tak, tak, a może byś gdzieś ukradł jaki gramofon? A propos, to się teraz chyba nazywa: wyszabrować.- Ojczyzna mnie tego nauczyła.To właśnie robiłem dla niej na wojnie.Przeszedł przez zburzoną kaplicę i wszedł do wnętrza domu.Hana przysiadła, zakręciło jej się w głowie.„I popatrz, co ci za to zrobili” - dopowiedziała w myślach.Nawet z tymi, z którymi blisko współpracowała w czasie wojny, niechętnie rozmawiała.Tęskniła za wujkiem, za kimś z rodziny.Odczuwała też tęsknotę za ojcem swego dziecka, kiedy tak zapragnęła się upić w tym miasteczku na wzgórzu, po raz pierwszy od lat, podczas gdy poparzony człowiek na piętrze zapadł w swój czterogodzinny sen, a dawny przyjaciel jej ojca grzebał w jej medycznym neseserze, przełamywał ampułkę i wstrzykiwał sobie morfinę, śpiesząc się, by powrócić na czas.Wieczorem, nawet o dziesiątej, wokół nich tylko ziemia jest ciemna.Czyste, szare niebo i zielone wzgórza.- Byłam wprost chora z głodu.Z łakomego pragnienia.Więc odsunęłam się od tego wszystkiego, od randek, przejażdżek jeepami, drobnych uprzejmości.Ostatnich tańców przedśmiertnych.Uważali mnie za snobkę.Harowałam ciężej niż inne pielęgniarki.Dodatkowe dyżury, pod obstrzałem -zrobić dla nich wszystko, co można, opróżnić każdy basen.Stałam się snobką, nie chciałam z nimi wychodzić, nie chciałam, żeby wydawali na mnie pieniądze.Chciałam wrócić do domu, ale w domu nie było nikogo.A chora już byłam od tej Europy.Chora od tego, że mnie traktują jak złoty klejnot, ponieważ jestem rodzaju żeńskiego.Przyjęłam zaloty pewnego mężczyzny, i on umarł, i dziecko umarło.To znaczy, myślę, że to nie ono umarło, że to ja je uśmierciłam.Odgrodziłam się po tym od ludzi tak, że nikt nie miał do mnie przystępu.Z żadną tam gadaniną o snobkach.Ani o czyjejś śmierci.I wtedy go poznałam, człowieka sczerniałego na węgiel.Wszystko wskazywało na to, że jest Anglikiem.Już od dawna, Dawidzie, nie myślałam o niczym, co się wiąże z mężczyzną.Po tygodniu przebywania sapera Sikha w rejonie pałacu przywykli do jego żywieniowych obyczajów.Gdziekolwiek się znajdował - czy na wzgórzu, czy w wiosce - odrywał się od swych zajęć, wracał około wpół do pierwszej i przyłączał się do Hany i Caravaggia, wyjmował z plecaka małe zawiniątko w niebieskiej serwetce i rozkładał je na stole, obok ich nakryć.Zawierało cebulę i zioła - Caravaggio podejrzewał, że zebrał je we franciszkańskim ogrodzie, podczas oczyszczania go z min.Cebulę obierał tym samym nożem, którym przecinał kabelki od zapalników.Potem były owoce.Caravaggio przypuszczał, że przebył całą inwazję Włoch ani razu nie spożywając żadnego posiłku w kantynie.Zawsze był na służbie od świtu, wyruszał wypijając filiżankę angielskiej herbaty, którą tak lubił, dodawszy do niej kroplę skondensowanego mleka.Popijał ją wolno, stojąc w świetle słońca i przypatrując się leniwym ruchom w obozie, gdzie, jeśli miał to być dzień spędzony na miejscu, już o dziewiątej żołnierze zaczną grać w kanastę.Teraz, wczesnym rankiem, pod pokiereszowanymi drzewami w na poły zrujnowanym przez bomby ogrodzie willi San Girolamo, nabiera łyk wody z manierki.Sypie proszek do zębów na szczoteczkę i rozpoczyna dziesięciominutowy seans ostentacyjnego szorowania zębów, błądząc wzrokiem po okolicy, spoglądając w dół doliny wciąż przesłoniętej mgłą -perspektywa, jaka się przed nim otwierała, raczej go zaciekawia, niżby się miał jej obawiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|