[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ale to nie był on.Może to kobieta.Trzymała go za lewą rękę.Gdzie chciała go zaprowadzić? Kolana ugięły się pod nimi i upadł na bruk.Chciał krzyknąć, ale nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku.Dziewczyna ciągle trzymała go za rękę, jakby chciała go gdzieś zaprowadzić.Ale nie miał siły iść za nią.upadł na bok i zobaczył poruszające się na niebie gwiazdy.Był już świt.Słońce oświetlało poskręcane wieże Starego Hrolmaru.Zdał sobie sprawę, że minęło już wiele godzin od walki z mordercami.Twarz Moongluma ukazała się w jego polu widzenia.Wyglądał na zaniepokojonego.- To ty?- Dzięki wam, Bogowie Elhweru! Myślałem, że to zatrute ostrze zabiło cię.Gdy rozjaśniło się mu w głowie, Elryk usiadł.- Zaatakowali mnie od tyłu.Jak?Moonglum wyglądał na zażenowanego.- Obawiam się, że te dziewczyny nie były tymi, za które się podawały.Elryk przypomniał sobie dziewczynę, która ciągnęła go za rękę i spojrzał na swoją dłoń.- Moonglumie! Pierścień Królów zniknął! Ukradziono mi Actoriosa!Przodkowie Elryka nosili ten klejnot przez cale wieki.Był on symbolem władzy i źródłem nadprzyrodzonej mocy.Twarz Moongluma pociemniała.- A ja myślałem, że ukradłem te dziewczyny.To były zwyczajne złodziejki! Przygotowały wszystko.Było to proste, muszę przyznać.- Jest jeszcze coś.nie ukradły nic oprócz Pierścienia Królów.Mam trochę złota w sakiewce.Wstając, albinos pokazał sakiewkę u pasa.W zamian Moonglum wskazał mu palcem rynsztok, w którym leżała, w kałuży krwi i błota, jedna z dziewczyn.- Ciał ją podczas walki jeden z morderców.Umierała przez całą noc.Bez przerwy szeptała twoje imię.Ja jej go nie podałem.Myślę, że masz rację.Ktoś je przysłał, aby ukradły pierścień.Dałem się oszukać.Elryk zbliżył się do dziewczyny i uklęknął przy niej.Dotknął jej skroni i wtedy podniosła powieki.Po cichu jej wargi wymówiły jego imię.- Dlaczego miałaś mnie okraść? - spytał.- Kto jest twoim panem?- Urish - szepnęła.- Miałam ukraść pierścień.i zawieźć.do Nadsokoru.Książę schylił się i zobaczył bukłak wina leżący koło dziewczyny.Chciał ją napoić, ale płyn ściekał jej po szyi i rozlał się na piersiach.- Czy jesteś żebraczką z Nadsokoru? - spytał nagle Moonglum.Słabo skinęła głową.- Urish nigdy nie przestał być moim wrogiem - powiedział Elryk.- Być może uznał teraz Actoriosa za wyrównanie rachunków.- Spojrzał na dziewczynę.- Czy twoja towarzyszka wróci do Nadsokoru?Wydawało się, że przytaknęła, po czym przestała oddychać.- Zostaw mu pierścień - poradził Moonglum tonem pełnym nadziei.- Zadowoli się tym.Elryk potrząsnął głową.- Za tydzień - ciągnął Moonglum - karawana opuści Jadmar.Będzie nią dowodzić Rackhir, a wieźć będzie zapasy dla Tanelorn.Jeśli wsiądziemy na jakiś statek, to szybko dotrzemy do Jadmaru i dołączymy do karawany Rackhira.Dotrzemy do Tanelorn w dobrym towarzystwie.Jak wiesz, rzadko się zdarza, by mieszkaniec tego miasta wyruszał w taką podróż.Mamy szczęście.- Nie - przerwał mu albinos.- Musimy póki co zapomnieć o Tanelorn.Pierścień Królów łączy mnie z przodkami.Więcej, wspomaga moje zaklęcia.Niejednokrotnie uratował nas.Pójdziemy do Nadsokoru.Może po drodze uda nam się złapać drugą dziewczynę.Jeśli nie, trzeba będzie dostać się do miasta, aby odzyskać pierścień.Moonglum wzruszył ramionami.- To najgorszy z najgorszych planów, Elryku.Urish nas zabije.- Mimo wszystko muszę pojechać do Nadsokoru.Moonglum schylił się nad martwą dziewczyną i zdjął z niej biżuterię.- Jeśli mamy kupić dobre konie, to będziemy potrzebować każdego grosza.ROZDZIAŁ 3UPIORYNa krótko przed zachodem słońca zobaczyli Nadsokor.Na tle szkarłatnego nieba przypominało bardziej opuszczony cmentarz niż zamieszkane miasto.Jego wieże były krzywe, mury na wpół zburzone, a domy rozlatywały się.Elryk i Moonglum wjechali na swoich rumakach (na które wydali wszystkie pieniądze) na wzgórze i obserwowali miasto.Jeszcze gorzej-poczuli je.Z tej aglomeracji rozchodziło się tysiąc różnych smrodów, toteż dwaj towarzysze zatkali sobie nosy, aż do momentu, gdy schowali się bezpiecznie w dolinie.- Zatrzymamy się tutaj do zapadnięcia zmroku - powiedział Elryk.- Potem wejdziemy do miasta.- Nie jestem pewien, czy zniosę ten smród.Jakkolwiek byśmy się nie przebrali, nasze miny dowiodą, że jesteśmy obcy.Albinos z uśmiechem wyjął ze swojej torby dwie tabletki i jedną podał Moonglumowi.Człowiek ze wschodu spojrzał na niego podejrzliwie.- Co to?- Lek.Używałem go podczas pierwszej wizyty w Nadsokorze.Zabije zupełnie twój zmysł powonienia i, niestety, przy okazji również smaku.Moonglum zaczął się śmiać.- Nie mam zamiaru obżerać się w Mieście Żebraków!Połknęli szybko pastylki.Prawie natychmiast przestali czuć smród.Później, gdy jedli suchy chleb (tylko to zostało), Elhweryjczyk zauważył:- Nic nie czuję.Ten lek jest naprawdę skuteczny.Elryk przytaknął obserwując jednocześnie ze zmarszczonym czołem wzgórze, które oddzielało ich od miasta.Jego towarzysz zaczął ostrzyć swoje miecze nie spuszczając przyjaciela z oczu.Zastanawiał się, o czym myśli.- Oczywiście - powiedział wreszcie Elryk - aby nie wzbudzać podejrzeń, będziemy musieli zostawić tutaj nasze wierzchowce.A teraz założymy na siebie łachmany.- Zauważą nasze miecze.- Nie, jeśli te szmaty okażą się wystarczająco obszerne.Będziemy musieli chodzić tak, jakbyśmy mieli sztywne nogi.To normalne wśród żebraków.Moonglum ze smutną miną zdjął juki z koni i wyjął z nich łachmany.Po chwili żałosna dwójka, jeden kulawy i garbaty, drugi mały o sztywnej ręce, skierowała się poprzez wysypiska śmieci okalające miasto, ku licznym dziurom w murze.Nadsokor zostało opuszczone kilka wieków temu.Jego ludność chciała uciec przed wyjątkowo groźną epidemią ospy.Żebracy przybyli niedługo potem.Od tego czasu nic nie uczyniono w celu wzmocnienia szańców, jednak błoto, które nazbierało się pod nimi, było skuteczniejsze od jakiegokolwiek muru.Nikt nie zauważył dwóch osób, które wślizgnęły się do Miasta Żebraków.Tylko olbrzymie szczury stawały na tylnych łapach, aby się im lepiej przyjrzeć.Szli brudnymi uliczkami kierując się ku byłemu budynkowi senatu, tam gdzie mieścił się obecnie pałac Urisha.Na ich widok wyliniałe psy uciekały w ciemne zakamarki.Dwaj towarzysze minęli rząd ślepców, którzy szli drugą stroną ulicy.Ze zrujnowanych domów dobiegały śmiechy i różne inne odgłosy.Kalecy świętowali razem z inwalidami, podczas gdy degeneraci gzili się ze staruchami.Kiedy wędrowcy przechodzili koło dawnego forum, doleciał ich z gruzów krzyk strachu i wybiegła stamtąd naga dziewczynka.Włosy nie zaczęły jej jeszcze rosnąć na łonie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|