[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Dla ludzi dobrej woli jest już nie tylko pokój.Także Odkupienie i ponowne wyniesienie do godności dzieci Bożych.Widzę rzesze! O, jak potężne! Przychodzą do tego Źródła, zanurzają się w Nim i wychodzą odnowione, piękne, w szatach weselnych, królewskich.Zaślubiny dusz z Łaską, godność królewska bycia dziećmi Ojca i braćmi Jezusa”.»Rozmawiając, wychodzą na ulicę.Oddalają się.Tymczasem zapada wieczór.Ulica jest pusta, szczególnie o tej porze, kiedy ludzie zbierają się przy stołach na wieczerzę.Jerozolima wydaje się opustoszała bardziej niż kiedykolwiek.Rzeka ludzi, która zalewała miasto w czasie Paschy, opuściła je po świętach, tak tragicznych w tym roku.Tomasz zauważa to i zwraca na to uwagę innych.«Tak to jest – mówi Zelota.– Obcy, przerażeni, szybko opuścili miasto po Piątku.Ci, którzy wytrzymali wielki lęk tego dnia, uciekli po drugim trzęsieniu ziemi, znaczy po tym, które z pewnością miało miejsce w momencie wyjścia Pana z Grobu.Także ci, którzy nie byli poganami, uciekli.Wielu, a wiem to z dobrego źródła, nie spożyło nawet baranka i będą musieli wrócić na dodatkową Paschę.A nawet tutejsi mieszkańcy uciekli albo się oddalili.Niektórzy uciekli, zabierając zmarłych, którzy zginęli w trzęsieniu ziemi w dzień Przygotowania, a inni – z lęku przed Bożym gniewem.Ostrzeżenie zadziałało potężnie!»«I dobrze.Pioruny i kamienie na wszystkich grzeszników!» – złorzeczy Bartłomiej.«Nie mów tak! Nie mów! My bardziej niż wszyscy zasługujemy na karę Niebios.I my zgrzeszyliśmy.Przypominacie sobie to miejsce?.Ile to czasu minęło? Dziesięć?.Dziesięć dni.czy dziesięć lat, czy dziesięć godzin? Tak dawny i tak niedawny wydaje mi się mój grzech, te godziny, ten wieczór.że nigdy nie wiem.Głupi jestem! Byliśmy tacy pewni siebie, wojowniczy, bohaterscy! A potem? A potem? Ach!.»Piotr uderza się w czoło i pokazuje ręką, bo są już na małym placu: «O! Już tu byłem w strachu!»«Ależ dość! Dość, Szymonie! On ci przebaczył, a przed Nim – Maryja.Dość! Zadręczysz się» – mówi Jan.«Och! Gdybyż tylko.! Ty, Janie, zawsze mnie podtrzymujesz! Wiesz? Zawsze! Ponieważ jesteś dobrym przewodnikiem, On dał ci Swą Matkę.To słuszne.Ale ja, tchórzliwy robak i kłamca, bardziej potrzebuję prowadzenia niż Maryja, bo mam łuski na oczach i nie widzę.»«Zobaczysz, że naprawdę tak się stanie: wypalisz sobie źrenice, jeśli będziesz wciąż płakał, a nie będzie Pana, żeby cię uzdrowił.» – mówi Jan i obejmuje Piotra, żeby go pocieszyć.«Wystarczyłoby mi dobrze widzieć w duszy.Poza tym.oczy się nie liczą.»«Wielu je sobie ceni!! Co teraz poczną chorzy? Widziałeś wczoraj tę niewiastę, jak była zrozpaczona?» – mówi Andrzej.«Tak.»Wszyscy patrzą na siebie, po czym wszyscy razem wyznają:«.i nikt z nas nie czuł się godny nałożyć na nią ręce.»Upokorzenie wywołane wspomnieniem ich zachowania przygniata ich.Tomasz mówi do Jana:«Przecież ty mogłeś to zrobić.nie uciekłeś, nie zaparłeś się, nie byłeś niedowiarkiem.»«Ja także mam swój grzech.To grzech przeciwko miłości, tak jak wasz.Bo ja, w pobliżu łuku domu Jozuego, porwałem Elchiasza za kołnierz i omal go nie zadusiłem, bo znieważył Matkę.Nienawidziłem i przekląłem Judasza z Kariotu» – mówi Jan.«Milcz! Nie wymawiaj tego imienia.To imię demona i mam wrażenie, że nie jest jeszcze w piekle i krąży tu wokół nas, by nas znowu nakłonić do grzechu» – mówi Piotr z prawdziwym przerażeniem.«O! Na pewno jest już w piekle! A nawet gdyby tu był, jego moc się już skończyła.Miał wszystko, żeby być aniołem, a stał się demonem, lecz Jezus pokonał złego ducha» – mówi Andrzej.«Może.ale lepiej nie wymawiać tego imienia.Boję się.Teraz wiem, jak bardzo jestem słaby.A co do ciebie, Janie, nie czuj się winny.Wszyscy będą przeklinać człowieka, który zdradził Nauczyciela.»«I to będzie słuszne» – mówi Tadeusz, który zawsze tak myślał o Iskariocie.«Nie.Maryja mi powiedziała, że wystarczy mu sąd Boży.My zaś powinniśmy mieć w sercach jedynie uczucie wdzięczności za to, że sami nie byliśmy zdrajcami.Jeżeli Ona go nie przeklina – Ona, Matka, która widziała Mękę Swego Syna – to my mielibyśmy tak czynić? Zapomnijmy.»«Byliśmy głupcami!» – wykrzykuje Jakub, jego brat.«A przecież Nauczyciel mówił o grzechach Judasza.»Jan milknie i wzdycha.«Co? Powiedział coś jeszcze? Ty wiesz.Mów!»«Przyrzekłem, że postaram się zapomnieć, i usiłuję to uczynić.Co do Elchiasza.przekroczyłem granice.Tego dnia jednak każdy z nas miał swego anioła i swego diabła u boku, a my nie zawsze słuchaliśmy anioła światłości.»Zelota mówi:«Wiesz, że Nahum został kaleką, a jego syna zmiażdżył zwalony mur lub zbocze obsuwającej się góry? Tak, w dzień śmierci [Pana].Znaleziono go później.O! Dużo później! Kiedy już cuchnął.Znalazł go ktoś, kto szedł na targ.A Nahum był z innymi, podobnymi do siebie.Nie wiem, co na niego spadło.Głaz czy ktoś go uderzył? Wiem tylko, że jest połamany i nic nie rozumie.Wygląda jak zwierzę, ślini się i stęka, a wczoraj jedyną zdrową ręką chwycił za gardło swego pana, który przyszedł do niego, i krzyczał, krzyczał: „To przez ciebie! Przez ciebie!” Gdyby nie nadbiegli słudzy.»«Skąd o tym wiesz, Szymonie?» – pytają Zelotę.«Widziałem wczoraj Józefa» – odpowiada lakonicznie.«Myślę, że Nauczyciel spóźnia się i.jestem niespokojny» – mówi Jakub, syn Alfeusza.«Wróćmy» – proponuje Mateusz.«Albo zatrzymajmy się tu, przy mostku» – mówi Bartłomiej.Zatrzymują się.Jednak Jakub, syn Zebedeusza, i drugi Jakub, Andrzej i Tomasz wracają.W zamyśleniu patrzą w ziemię, patrzą na domy.Andrzej, blednąc, pokazuje palcem odcinającą się na białej ścianie domu, czerwonobrązową plamę: «To krew! Może krew Nauczyciela? Czyżby już tu krwawił? O, powiedzcież mi!»«Cóż ci możemy powiedzieć, skoro żaden z nas nie szedł za Nim?» – mówi przygnębiony Jakub, syn Alfeusza.«Przecież mój brat, a przede wszystkim Jan, szli za Nim.»«Nie tak od razu.Jan mówił mi, że szli za Nim dopiero od domu Malachiasza.Tu nie było nikogo.Nikogo z nas!.» – mówi Jakub, syn Zebedeusza.Jak zahipnotyzowani patrzą na dużą ciemną plamę na białym murze, nisko nad ziemią.Tomasz mówi:«Nawet deszcz jej nie zmył, nawet grad.Był tak silny w tych dniach, a nie starł jej.Gdybym wiedział, że to Jego Krew, zdrapałbym ją z muru.»«Zapytajmy mieszkańców tego domu.Może będą wiedzieli.» – radzi Mateusz, który dochodzi do nich.«Nie.Wiesz? Mogliby w nas rozpoznać apostołów.Może to nieprzyjaciele Chrystusa» – odpowiada Tomasz.«A my jesteśmy nadal tchórzami.» – kończy Jakub, syn Alfeusza, z głębokim westchnieniem.Wszyscy zbliżają się powoli do tego muru i patrzą.Przechodzi jakaś niewiasta, powracająca późno od źródła, z konwiami pełnymi świeżej wody.Przypatruje się im, stawia konwie na ziemi i pyta:«Patrzycie na tę plamę na murze? Jesteście uczniami Nauczyciela? Tak mi się zdawało, chociaż twarze wam wychudły i.chociaż nie widziałam was idących za Panem, kiedy tędy przechodził, prowadzony na śmierć.Nie byłam pewna.Uczeń, który towarzyszy Nauczycielowi w godzinach pomyślności i uważa się wtedy za Jego ucznia – a surowo osądza tych, którzy nie są, tak jak on, gotowi porzucić wszystko, żeby pójść za Nauczycielem – musi także być z Nim w złych godzinach.Przynajmniej powinien być.A was nie widziałam.Nie.Nie widziałam was
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|