[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wnioskując z okrzyku bólu, szpon przebił trzewik, stopę i zatrzymał się na podłodze.- Och! Och, na Moc.- Obróciła się, odsuwając włosy z oczu.- Damo Minnowquay, stopa twojej córki! Tak mi przykro.Uklękła i zaczęła delikatnie ściągać trzewik.W tym czasie ktoś chwycił Beau za włosy i pchnął go na otwartą przestrzeń.- O, tak - westchnął jego nowy strażnik.- Przepyszny.- Jeśli kiedykolwiek się z tobą zgadzam.Miło, to rzadko - powiedział Pli, nasuwając na oczy fioletowe, półprzejrzyste po­wieki.- Ale tym razem jesteśmy jednomyślni.- Mmmm.- Trzeci bóg puścił Beau i przerzucił nogę nad delikatnym krzesłem, kołysząc się i wciskając kolano w po­duszkę.Beau mógł tylko uśmiechnąć się blado.- Przysięgam, flameni nadal wybierają najlepsze duchy.- A ty zazdrościsz im więcej niż jednej rzeczy, Miło - rzucił ostro Pli.Miło wzruszył ramionami.- Sądzę, że to komplement dla twoich ludzi i pośrednio dla ciebie.Nie zasługujesz na wyjaśnienie i go nie otrzymasz.- Wyjaśnianie jest batem tego, kto powozi masami.- O, uważasz się za masę, Pli? A mnie za swego pana? Pochlebia mi to.Pli zaczerwienił się.Był to dziwny widok: ponieważ nie miał futra, jego twarz pociemniała od nabiegającej krwi, a skrzydła zadrżały.Miło uśmiechnął się zwycięsko, po czym odwrócił się do Beuu.Jego skóra miała przytłumiony, mszysty odcień.Okrywała kości grubsze niż u Pli, a ciało Miło było potężniejsze, bardziej człowiecze.I chociaż miał wystające kości policzkowe, podbró­dek i brwi Jego twarz wyglądała na zdolną do wyrażania ludzkich uczuć, w przeciwieństwie do Pli i Przetrąconego Ptaka.Ale mimo to, nie można go było pomylić z Królewczykarni.Oprócz nagiej skóry miał długie i zaokrąglone łopatki, u bosych stóp sześć palców, zakończonych pazurami zostawiającymi rysy na posadzce, a szpony u rąk mogły jednym ruchem pozbawić Beau oczu.Jego włosy miały dziwny, fioletowobrązowy odcień, który ludzie uznałiby za nienaturalny.„Teraz rozumiem, dlaczego bogowie tak cenią piękno.Sami nie są piękni.To ma sens.Prawda?”, Beau doznał nagłego objawienia.- Cóż, Piękny - rzekł Miło - na pewno masz styl.Podoba mi się twój płaszcz.Czy mogę go sobie wziąć, kiedy umrzesz?- Pociągnął Beau za rękaw.Beau żałował już wybrania tej niedorzecznej części garderoby, uszytej z brokatu w kolorze kukurydzy, z białą koronką wyzierającą z mankietów i dekoltu.Sztywne kołnierze otaczały jego twarz i pogłębiały złocisty kolor futra.Podkreślił oczy fioletowym cieniem.„Świetnie”.Przybrał pozę, prezentując Miłowi pełen efekt.- Och! Och, powalasz mnie na kolana.- Bóg pogładził policzek Beau.- Czy pójdziesz ze mną do łóżka, chłopczyku? Chciałbym cię rżnąć i rżnąć.Pli pozbierał się już i złośliwie niszczył krzesło, na którym siedział.- Zamknij się, ty wywłoko.Biedak zaraz się porzyga.- Obrócił się ku Beau.- Wynoś się! Nie chcemy cię! - A do reszty zgromadzenia: - Dobra, won! Idźcie na swój bankiet, pijcie wino, folgujcie sobie jak wieprze!Przetrącony Ptak zawiązała bandaż wokół stopy dziewczyny, którą zraniła.- Nie mogę nawet wyrazić, jak mi przykro, że zepsułam ci wieczór, kochanie.Idź do damy Summer i poproś o właściwą opiekę, może uda ci się jeszcze zatańczyć.- Uśmiechnęła się, ucałowała obandażowana, stopę i zniknęła.Dziewczyna i jej mat­ka wyszły w pośpiechu.Pli zaśmiał się grubiańsko.- Godo! - wrzasnął.- Wiem, że gdzieś tam jesteś, ale tym razem zrobiłaś sobie cholernie dobry makijaż! Przez dziesięć minut cię nie znalazłem! Idź, Piękny.Beau skłonił się, obrócił i odszedł szybko i wdzięcznie.- Pli, nie niszcz rzeczy tylko po to, by zabić nudę - usłyszał głos Miło.- Ja mogę robić wszystko, czego zapragnę, bez uciekania się do zniszczeń.- I zakołysał się na kruchym krześle, kręcąc nim w kółko.Piękny jak motyl.Kora czekała na Beau przy drzwiach.Błyszczący pył z jej stanika zniknął: musiała pozwolić deltanom dotykać się, aby zaspokoili swą ciekawość, grzeczna jak prawdziwy duch.Gapiła się na bogów z takim skupieniem, że ledwo go dostrzegła.- Na co czekasz? - syknął.- Domyślą się, że nie jesteś prawdziwym duchem!Jej twarz pobladła, a szczęka opadła.Niesamowite, jak jej się udało pogrubić wargi.Ale to prawda, że nie powinna się odzy­wać! Epizod z bogami sprowadził go na powrót we własne ciało.- A to co? - Pli patrzył na nich przyjaźnie.- Kolejny duch? Czy to jej głos słyszałem?- Nie bądź śmieszny, ty skrzydlata pokrako - odparł Miło.- Daj im odejść! Nic z nich nie wyciągniesz, umierają ze strachu na stojąco.Ale Beau czuł na sobie spojrzenie Następcy, zanim Pli odwrócił jego uwagę kopniakiem, który połamałby ludzkie żebra.Beau zapa­miętał ten obraz do końca życia: najbardziej czczone istoty świata kręcą się na krzesłach w pustym pokoju, gdzie na podłodze jest rozmazana krew i kłócą się o metafizyczną jakość ludzkich duchów.***- Owoce morza, kochanie?Kora śledziła tłuste palce wyciągające widelec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl