[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Powiedział, gdzie szukać.Właśnie Przed podestem stanęła kobieta w brązowej masce.dzięki niemu trzymał teraz w ręce owoc kilkuset Powolnym, leniwym ruchem rozchyliła tunikę.Jejeksperymentów, niepozorną substancję, stojącą już o klatka piersiowa była otwarta: wewnątrz tłukło sięwłos od końcowego celu.Snu, który niebawem miał się żywe, bijące ludzkie serce.Pośród cichej martwotyziścić.groteskowego miasta, pośród suchego, metalicznegoOd Opus Magnum.Kamienia filozoficznego.nie-życia trójki umarłych alchemików -szybkim, aleOstatecznego rozwiązania zagadki materii.równomiernym rytmem biło prawdziwe, czerwone,Był już naprawdę blisko.Wyniki jego pulsujące serce.eksperymentów zadziwiłyby niejednego poważnego Między nim a jego ostatecznym celem.profesora.Niepozorne butle i pojemniki, stojące w Pojął wszystko w jednym przebłysku.Wszystkienieładzie na półkach, zawierały niemożliwe stopy.niejasne fragmenty w dawnych traktatach.SensTeoretycznie nietrwałe pierwiastki i izotopy.Substancje wyrafinowanych metafor, zawoalowanych aluzji,o niespotykanych właściwościach transmutacyjnych, niezrozumiałych porównań.Obudził się na podłodze wnieistniejące gdzie indziej kwasy, zasady, sole.Tak, w piwnicy, wstrząsany bezsilnym płaczem.dziedzinie doświadczeń praktycznych doszedł już Nie było odwrotu.prawie do końca.Teraz niezbędnym krokiem na ścieżcebyło kolejne zjednoczenie pierwiastka martwego z ***żywym.Twórcy z jego dziełem.Był gotów.Wciąż mamrocząc słowa w martwym języku, wbił Marta podtrzymała go, gdy się zatoczył.Szedłigłę strzykawki w zgięcie ramienia, w gotową, twardo przed siebie, z rękami wbitymi w kieszenie,zgłodniałą żyłę.W ostatniej chwili prawie roześmiał się wpatrzony w popękane płyty chodnika.na myśl o tym, jak kiedyś, lata temu, robił to setki razy - Jacek - powiedziała kolejny raz, niemal błagalnie.-by uciec w świat heroinowych snów; kolorowych, Co się z tobą dzieje? Nie poznaję cię! Wyglądaszfantastycznych rojeń, będących tak daleko od strasznie.rzeczywistości, jak to tylko możliwe.Tym razem było O tak, to musiał być fakt.Gdy po raz pierwszy odwręcz przeciwnie: karmił swoją żyłę czymś, co pozwoli miesięcy spojrzał w lustro, patrzyła na niego stamtądzbliżyć się do istoty świata.Przeniknąć oponę straszna twarz wychudzonego psychopaty o płonącychrzeczywistości i poznać jej najtajniejsze mechanizmy.oczach i miedzianej skórze, okolona długą brodą iOdpłynął bez bólu.Bez krzyku.Spokojnie, jak tłustymi włosami.Nie był w najlepszej formie.Ręcenigdy, osunął się na drugą stronę.drżały coraz mocniej; w zasadzie nie był już w stanieCzekali na niego, tym razem w czwórkę.Była z nimi przeprowadzać nowych doświadczeń - ale i nie musiał.kobieta, której nie znał.Wysoka, ubrana w coś w Wszystkie składniki, półprodukty", już dawnorodzaju rzymskiej tuniki.O twarzy przysłoniętej wytworzył.Oprócz ostatniego.Najważniejszego.brązową maską.Nie stali w pustej komnacie; był to Bandyci na szczęście także dawno go nie odwiedzaliplac o średnicy około dwudziestu metrów.Ze - może za Kaukazem zaczęła się kolejna wojna iwszystkich stron nachylały się domy: niskie, rozlatujące następne transporty białej śmierci spóznią się o jakiśsię kamienice i potężne, strzeliste wieżowce.Wszystkie czas.w różnych stadiach rozkładu; zniszczone, spalone, na Powinien zdążyć.wpół zburzone, straszące szkieletami zniszczonych - Jacek! - krzyknęła; jej głos zadrżał.- Chodzmy, niekonstrukcji, pustymi oczodołami okien.Pochylone pod stój tak! Chodzmy do lekarza!nieprawdopodobnym kątem, zawieszone w nicości, Dziwne, dopiero teraz się zorientował, że stoją odoświetlane upiorną, pastelowoczerwoną poświatą bez dłuższego czasu przy jakiejś wystawie, a wokółwidocznego zródła.Nie było nim na pewno opasłe, zaczynają przystawać gapie.czarne Słońce wiszące nisko nad horyzontem.- Tak.chodzmy - wybełkotał, ruszając przed siebie.Trzej alchemicy rozstąpili się.Na niewielkim - Do żadnego lekarza.Nie jest mi potrzebny.podeście leżała grudka o trudnym do określenia - Jesteś chory - płakała Marta.- Proszę cię! Niekolorze.Raz bezbarwna, raz mieniąca się wszystkimi wiem, co ze sobą robisz, co teraz bierzesz.Ale to ciębarwami tęczy, raz czarna jak noc.Jacek nie mógł zabija! Nie przejdziesz przez to wszystko drugi raz.oderwać od niej wzroku.Wewnątrz wciąż zachodziły Jacek, proszę cię, chodz.jakieś procesy, coś się tworzyło, coś umierało; mikro- - Nie! - krzyknął, aż odwróciło się kilkukosmosy rodziły się i ginęły w ułamkach sekundy przechodniów.- Jestem zdrowy! Nie wiesz nawet, jakmechanizmy istnienia pracowały w pełnym świetle; bardzo.Nie biorę żadnych prochów.To byłby marnyżarna rzeczywistości mieliły na jego oczach potok ersatz! Omamy i projekcje.Ja jestem teraz na granicyczasu; tak widoczne, tak.dostępne.prawdziwego widzenia, prawdziwego poznania,Opus Magnum.rozumiesz? Na granicy idealnej syntezy.Pierwiastki.Kamień filozoficzny.Szczyt i ukoronowanie pracy, Siły, żywioły.Rozumiesz.Już prawie wszystkie,badań, całego życia; całego wszechświata.W ciszy tylko ostatni.brakuje.piąty żywioł.Dopełnienie.wyciągnął dłoń.- Jakie dopełnienie? - Po ładnej, okrągłej twarzyMarty płynęły łzy.- Jacek, proszę.Chodzmy doLISTOPAD 2002MARCIN CZYNSZAKlekarza, potem będziesz dalej szukał swojego smród.Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że to właśniedopełnienia, swojego żywiołu.Tylko pozwól mi.Ja twoje przesławne laboratorium?nie mogę patrzeć, jak się kończysz.Odmruknął coś pod 'nosem, drżącymi rękamiZaniósł się śmiechem, który szybko przeszedł w zapalając świece.Pośpiesznie zerknął jeszcze w kilkasuchy kaszel.ksiąg - żeby mieć pewność, absolutną.Chociaż i tak ją- Kończę.ja! - zarechotał.- Ja dopiero zaczynam.miał.Od czasu, gdy ujrzał kobietę o bijącym sercu wStoję u progu i niedługo go przekroczę, jeśli.jeśli.czerwonym mieście.daj mi spokój! - wyrwał się, gdy spróbowała wziąć go - Kochasz mnie? - zapytał nagle, wbijając w Martępod rękę.szalony wzrok.- Jacek, nie rób mi tego - powiedziała cicho.- Jeśli - Tak.tak, ale czemu.- odpowiedziała niepewnie,nie chcesz dla siebie.To pomyśl chociaż o mnie.wciąż stojąc na progu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|