[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolczyki i wisiorki na lewym policzku lśniły w świetle wschodzącego słońca.- Słyszałam, że on potrafi władać Jedyną Mocą i że dzier­ży Miecz Którego Nie Można Dotknąć.Na jego wezwanie przybyli zza Muru Smoka Aielowie, widziałam kilku na uli­cach, a powiadają, że w Kamieniu ich pełno.Kamień Łzy padł i wybuchła wojna między narodami.Ci, którzy niegdyś pano­wali, powrócili i za pierwszym razem ich odparto.Proroctwo się spełnia.Nynaeve wyglądała na równie skonfundowaną nagłą zmia­ną tematu jak Elayne.- Proroctwa Smoka? - spytała po chwili Elayne.- Tak, one się spełniają.On jest Smokiem Odrodzonym, Mistrzyni."On jest upartym mężczyzną, który skrywa swe uczucia tak głęboko, że nie mogę się ich doszukać, taki właśnie jest!"Coine odwróciła się.- Nie Proroctwa Smoka, Aes Sedai.Proroctwo Jendai, proroctwo Coramoora.On nie jest tym, na którego czekacie i który was zatrważa, lecz tym, którego my szukamy, zwiastu­nem nowego Wieku.Podczas Pęknięcia Świata nasi przodko­wie schronili się na morzu, a tymczasem ląd piętrzył się i łamał, niczym fale w czasie sztormu.Ponoć nie znali się zupełnie na statkach, na których ratowali się ucieczką, ale towarzyszyła im Światłość i przeżyli.Więcej nie zobaczyli lądu, dopóki ten ponownie nie znieruchomiał, a wiele rzeczy nie uległo zmianie.Wszystko, cały świat dryfował na wodach i wiatrach.To były lata, które nastąpiły zaraz po pierwszym wygłoszeniu Proroc­twa Jendai.My musimy wędrować po wodach dopóty, dopóki Coramoor nie powróci, i służyć mu, kiedy nadejdzie.- Jesteśmy przykuci do morza, w naszych żyłach płynie słona woda.Większość nas nie postawiła stopy na lądzie, chyba że podczas oczekiwania na kolejny statek, na kolejny rejs.Silni mężczyźni płaczą, gdy przychodzi im służyć na lądzie.Kobiety wchodzą z lądu na statek, by rodzić dzieci - do łodzi, jeśli na podorędziu nie ma nic większego - my bowiem musimy rodzić się na wodzie, tak samo jak musimy na niej umierać i wracać do niej po śmierci.- Proroctwo się spełnia.On jest Coramoorem.Aes Sedai mu służą.Stanowicie tego dowód, bo jesteście tutaj, w tym mieście.O tym też mówi Proroctwo."Jego imię skruszy Białą Wieżę, a Aes Sedai uklękną, by myć mu stopy i suszyć je swymi włosami".- Będziecie musiały długo czekać, jeśli się spodziewacie, że umyję stopy jakiemukolwiek mężczyźnie - powiedziała z przekąsem Nynaeve.- Co to ma wspólnego z naszą po­dróżą i przewozem? Zabieracie nas czy nie?Elayne cała się skurczyła, ale Mistrzyni Żeglugi odpowie­działa równie bezpośrednio.- Dlaczego chcecie płynąć do Tanchico? Nieciekawy to teraz port.Dokowałam tam ubiegłej zimy.Ludzie z wybrzeża tłoczyli się na moim pokładzie w poszukiwaniu możliwości wyjazdu dokądkolwiek.Nie obchodziło ich, dokąd popłyną, byle daleko od Tanchico.Nie sądzę, by sytuacja się poprawiła.- Zawsze tak wypytujesz pasażerów? - spytała Nynae­ve.- Zaoferowałam ci dość, byś mogła kupić wieś.Dwie wsie! Wymień swoją cenę, jeśli chcesz więcej.- Nie cenę - syknęła jej do ucha Elayne.- Podarunek!Coine nie dała po sobie poznać, czy czuje się obrażona albo czy w ogóle to usłyszała.- Dlaczego?Nynaeve szarpnęła swój warkocz, ale Elayne położyła jej dłoń na ramieniu.Zdecydowały, że niektóre sekrety zachowają dla siebie, z pewnością jednak dość się już dowiedziały, odkąd usiadły w tej izbie, by móc zmienić wcześniejsze postanowie­nia.Jest czas na tajemnice i jest czas na prawdę.- Ścigamy Czarne Ajah, Mistrzyni.Uważamy, że w Tan­chico jest ich kilka.- Ze spokojem wytrzymała wściekły wzrok Nynaeve.- Musimy je odszukać, bo inaczej mogą skrzywdzić.Smoka Odrodzonego.Coramoora.- Oby Światłość pozwoliła nam dopłynąć bezpiecznie do portu - powiedziała zduszonym głosem Poszukiwaczka Wia­tru.Ełayne popatrzyła na nią ze zdziwieniem, odezwała się bowiem po raz pierwszy.Jorin, krzywiąc się i nie patrząc na nikogo, mówiła dalej do Mistrzyni Żeglugi.- Możemy je zabrać, moja siostro.Musimy.Coine pokiwała głową.Elayne wymieniła spojrzenia z Nynaeve i w oczach przy­jaciółki zobaczyła odbicie własnych pytań.Dlaczego zdecydo­wała Poszukiwaczka Wiatru? Dlaczego nie Mistrzyni Żeglugi? To ona była kapitanem, niezależnie od tytułu.Przynajmniej miały zapewniony przewóz."Za ile? - zastanawiała się Elayne.- Za jak duży po­darunek?"Pożałowała, że Nynaeve zdradziła, iż mają więcej, niż opie­wał ten jeden list kredytowy."A ona mnie oskarża o szafowanie złotem na lewo i prawo".Otworzyły się drzwi i do izby wszedł barczysty, siwowło­sy mężczyzna, ubrany w luźne spodnie z zielonego jedwabiu i szeroką szarfę, miętosił w ręku zwój papierów.Każde ucho dekorowały cztery złote kółka, na szyi wisiały trzy ciężkie, złote łańcuchy, w tym jeden z pachnącym puzderkiem.Długa, wypukła blizna na policzku i dwa zakrzywione noże zatknięte za szarfę przydawały mu swoistej grozy.Przymocował sobie za uszami dziwaczną konstrukcję z drutu, która podtrzymy­wała przed jego oczyma przezroczyste soczewki.Lud Morza wytwarzał, gdzieś na swoich wyspach, najlepsze szkła powię­kszające, soczewki do skupiania promieni słonecznych i temu podobne, ale takiego przyrządu Elayne nigdy nie widziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl