[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Chcę się dowiedzieć, dlaczego trzech Cyganów robiło co mogło, by mnie dziś w nocy zabić.I chcę wiedzieć także, dlaczego są gotowi pójść na takie ryzyko jak zabicie ciebie.Nie chciałabyś się dowiedzieć tego wszystkiego?Przytaknęła, puszczając jego rękę.Bowman podniósł walizki i poszli dalej, starannie omijając główne wejście do hotelu.Wokół nie było nikogo ani widać, ani słychać.Żadnej pogoni, tylko spokój i cisza Pól Elizejskich albo raczej porządnego cmentarza.Doszli do szosy biegnącej z północy na południe przez Piekielną Dolinę i skręcili w prawo.Po dalszych trzydziestu metrach Bowman z ulgą postawił walizki na trawiastym poboczu.- Gdzie zaparkowałaś?- Na końcu parkingu, pośrodku.- Pięknie.To oznacza przejazd przez cały parking i podjazd.Jaka marka?- Błękitny Peugeot 504.- Kluczyki - zażądał wyciągając rękę.- A to dlaczego? Chyba potrafię wyjechać własnym samo.- Nie wyjechać, tylko przejechać, cherie.Przejechać każdego, kto będzie próbował cię zatrzymać.A mogę cię zapewnić, że będą próbować.- Przecież śpią.- O niewinności, niewinności! Siedzą sobie i popijają śliwowicę, czekając na miłą wiadomość o mojej śmierci.Kluczyki!W jej spojrzeniu była mieszanina irytacji i rozbawienia, ale już bez słowa wyjęła z torebki kluczyki.Wziął je i ruszył w stronę parkingu.Cecile chciała pójść za nim, ale potrząsnął przecząco głową.- Następnym razem.- Rozumiem.Nie tworzymy zgranej pary.- Byłoby lepiej, gdybyśmy tworzyli - powiedział dziwnie poważnie.- Dla twojego i dla mojego dobra.Poza tym chcę, byś stanęła przed ołtarzem bez skaz na urodzie.Poczekaj tu.Chwilę później Bowman stał przy wejściu na podjazd w najgłębszym cieniu, jaki był w okolicy.Trzy wozy, te które już wcześniej sprawdzał, nadal były oświetlone, ale tylko w jednym było widać jakiś ruch.Był to pojazd Czerdy, a siedzący na schodkach mężczyźni robili właśnie to, o czym przed chwilą mówił do Cecile.Nie był tylko pewien, czy alkohol, którym się raczyli, to rzeczywiście śliwowica.Towarzyszący Czerdzie dwaj Cyganie byli jak on śniadzi, muskularni, wysocy i sądząc z rysów bez wątpienia pochodzenia środkowoeuropejskiego.Bowman nigdy dotąd ich nie spotkał i wcale tego nie żałował.Z fragmentów rozmowy, jakie do niego dotarły wynikało, że jeden nazywa się Maca a drugi Masaine.Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie mają anielskiego usposobienia.Prawie dokładnie w połowie drogi między Cyganami a kryjówką Bowmana stał sobie dżip Czerdy, zwrócony przodem w stronę wjazdu.Był to jedyny tak strategicznie zaparkowany pojazd.W razie potrzebymógł być natychmiast użyty, na przykład do pościgu.Bowman postanowił wykorzystać sytuację.Schylony nisko, podbiegł do samochodu, dbając, by cały czas zasłaniał go przed wzrokiem Cyganów.Przykucnął przy masce i wymacał wentyl powietrza przedniego koła.Odkręcił nakrętkę i wsunął do środka zapałkę owiniętą chusteczką, aby stłumić syk uciekającego powietrza.W ciągu kilkunastu sekund spuścił powietrze tak dokładnie, że wóz oparł się obręczą o wewnętrzną stronę opony.Miał nadzieję, że ani Czerda, ani jego towarzysze nie przyglądali się nachalnie dżipowi i żaden z nich nie zauważył dziwnego obniżenia ,się części pojazdu o mniej więcej siedem centymetrów.Na szczęście Cyganie mieli inne zmartwienia.- Coś jest nie tak - stwierdził Czerda.- Coś się nie udało.Wiecie , że nigdy się nie mylę w tych sprawach.- Ferenc, Koscis i Hoval potrafią zadbać o własną skórę - odezwał się Maca.- Ten cały Bowman może po prostu ma niezły charakter w nogach.- Nie!Bowman zaryzykował i wyjrzał spoza dżipa.Zobaczył, że Czerda wstał.- Za długo ich nie ma.I to o wiele za długo.Chodźcie, musimy ich poszukać.Cyganie podnieśli się z wyraźną niechęcią, ale nagle wszyscy trzej znieruchomieli nasłuchując.Bowman pierwszy rozpoznał dźwięk, który zwrócił ich uwagę; był to tupot nóg dochodzący od strony patio przy basenie.Na szczycie schodów pojawił się Ferenc.Zbiegł po nich, przeskakując po kilka stopni, i pognał ku oczekującym.Poruszał się z trudem potykając się i zataczając.Jego świszczący oddech, twarz spływająca potem, a także pistolet, który nadal ściskał w dłoni, świadczyły, że był u kresu wytrzymałości fizycznej i psychicznej.- Nie żyją, ojcze! - zachrypiał, z trudem łapiąc powietrze.- Koscis i Hoval nie żyją!- Co ty bredzisz, na litość boską? - zaniepokoił się Czerda.- Są martwi! Mówię ci, że nie żyją! Znalazłem Koscisa, miał skręcony kark i połamane chyba wszystkie kości.Bóg jedyny wie, gdzie leży Hoval.Czerda złapał syna za klapy i potrząsnął nim gwałtownie.- Gadaj z sensem! Kto ich zabił?- Ten cały Bowman.- On?.On zabił.A co z Bowmanem? - Uciekł.- Uciekł?! Ty kretynie! Jeśli Bowmanowi uda się uciec, to Gaiuse Strome zabije nas wszystkich.Piorunem, pokój Bowmana!- I tej dziewczyny - zachrypiał Ferenc.-~-- Jakiej dziewczyny? - zdziwił się Czerda.- Aaa, tej czarnej? Ferenc przytaknął, łapiąc kolejny haust powietrza i dodał:-- Ukryła go.wcześniej.- I tej dziewczyny - zawyrokował Czerda.-- Biegiem!Cała czwórka pognała ku patio, a Bowman z mściwą satysfakcją dopadł drugiego przedniego koła.Ponieważ tym razem nie musiał się kryć i obawiać, że ktoś usłyszy syk powietrza, po prostu odkręcił wentyl i wyrzucił w mrok.Następnie, nadal schylony, przebiegł przez podjazd i wpadł na parking.Nagle pojawiła się niespodziewana komplikacja.Cecile powiedziała, że to niebieski peugeot.Świetnie.Trudno nie rozpoznać niebieskiego peugeota, ale w ciągu dnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|