[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ale mała znowuzaprotestowała, kopiąc przy tym nogę stołu.W tej chwili do dwojga przyjaciół podszedł kelner.– Stolik dla dwojga – powiedział pogodnie Paul.– Przy oknie? – Kelner wskazał na stolik w odległym kącie przy oknie.– Tak.– Paul ruszył za kelnerem, który po drodze wziął dwie karty.Kiedy szli przez salę, Julia nadal słyszała narzekaniestarszego pana na dziewczynkę, wciąż głośno puszczającą swoją melodyjkę.Przez chwilę zastanawiała się, czy dziecko nie cierpi na autyzm.W każdym razie uznała zachowanie mężczyzny zaoburzające.Zwróciła się do kelnera.– Może moglibyśmy się zamienić z tą dziewczynką i jejmamą? Jeżeli nie zechcą się przesiadać, to nie szkodzi.Ale może mała chciałaby powyglądać przez okno i mogłaby się w spokoju bawić książeczką.Kelner spojrzał w kierunku wskazanym przez Julię,zauważając coraz większe niezadowolenie pozostałych gości.– Przepraszam – powiedział, po czym ruszył w stronę matki z dzieckiem.Matka i kelner wymienili kilka szybkich słów po arabsku, po czym kobieta zwróciła się do swojej córeczki po angielsku.– Maju, chodź, usiądziemy przy oknie.Tam będzieprzyjemnie, zobaczysz.Możemy patrzeć na samochody.Dziewczynka spojrzała we wskazanym przez mamękierunku, w stronę stolika w rogu.Zamrugała za swoimiokularkami o grubych szkłach i pokiwała główką.– Maju, podziękujesz?Imię dziewczynki wypełniło restaurację i słysząc je, Julia zamarła.Złapała się na tym, że wpatruje się w dziecko jak skamieniała.Maja spojrzała na kelnera i wymamrotała coś, podczas gdyjej matka uśmiechnęła się do Julii i Paula.Kilka minut później obie z zadowoleniem usiadły przynarożnym stoliku.Dziewczynka przykleiła buzię do szyby, patrząc na samochody i na pieszych, całkiem zapominając o swojejgrającej książeczce.Julia i Paul usiedli przy drugim stoliku, obok triumfującego teraz starszego pana.Zamówili kilka dań, którymi zamierzali się podzielić, i w milczeniu pili podane napoje.– Nie spytałaś mnie o zgodę.– Głos Paula przerwał tok myśli Julii.– Wiedziałam, że nie będziesz robił problemu z zamianystolika.– Masz rację.Właściwie to lepiej, że ty zajęłaś się tąsytuacją, bo właśnie miałem zamiar powiedzieć temu facetowi, co o nim myślę.Co za drań.Julia zerknęła na zrzędliwego pana i pokręciła głową.– Nie wiem, dlaczego wciąż mnie dziwi ludzkaniewrażliwość.Ale dziwi.– To dobrze.Znam już zbyt wielu cyników.– Ja też.Paul zerknął na matkę z dzieckiem.– Zamierzasz niedługo mieć własną Maję?Julia skrzywiła się; imię dziecka wciąż szarpało jej nerwy.– Nie.To znaczy jeszcze nie.Paul przyglądał jej się przez chwilę, a w jego dużychciemnych oczach widać było troskę.– Wyglądasz na spanikowaną.Martwisz się, że nie dasz rady z wychowywaniem dzieci?Spuściła wzrok.– Nie, chcę mieć dzieci.Ale później.– Napiła się wody.– Jak się czuje twój tata?Paul zastanowił się nad bliższym zbadaniem jej niepokoju, lecz zmienił zdanie.– Nieźle.Ciągle jeszcze pomagam na farmie, musiałem więczrezygnować z mieszkania w Toronto.– A jak twoja praca magisterska?Prychnął.– Fatalnie.Nie mam czasu pisać, a profesor Picton ma domnie o to pretensje.Dwa tygodnie temu miałem jej przynieść rozdział, a jeszcze nie skończyłem.– Mogę ci jakoś pomóc?– Nie, chyba że chciałabyś napisać to cholerstwo za mnie.Powinienem jesienią zacząć się rozglądać za pracą, ale Picton mi nie pozwoli, jeżeli nie zrobię postępów.– Westchnął głośno.–Pewnie co najmniej kolejny rok spędzę na farmie.Im dłużej tam siedzę, tym trudniej jest pisać.– Szkoda.Julia odstawiła szklankę i zaczęła trzeć oczy.– Jesteś zmęczona? – Paul wydawał się zaniepokojony.– Troszeczkę.Oczy mnie czasem bolą.To pewnie stres.–Położyła dłonie na kolanach.– Przepraszam.Nie chcę, żebyśmy rozmawiali tylko o mnie.Wolałabym raczej dowiedzieć się, co u ciebie.– Do tego dojdziemy.Kiedy zaczęłaś mieć problemy zoczami?– Kiedy przeniosłam się do Bostonu.– Sporo doktorantów ma przemęczone oczy.Powinnaś sięzbadać.– Nie przyszło mi to do głowy.A ty nosisz okulary?– Nie, w dzieciństwie piłem dużo mleka.Pomogło mi nawzrok.Wydawała się zaskoczona.– Myślałam, że na to są marchewki.– Mleko pomaga na wszystko.Roześmiała się.Paul nie mógł nie docenić jej urody, która rozkwitała wtedy, gdy Julia się śmiała.Właśnie miał coś powiedzieć, kiedy przerwał im kelner,podając obiad.Po jego odejściu odezwała się Julia.– Spotykasz się z kimś?Paul z trudem powstrzymał się, żeby nie zmarszczyć brwi.– Czasami wychodzimy gdzieś z Ali.Ale niezobowiązująco.– Jest bardzo miła.Zależy jej na tobie.– Wiem.– Spoważniał.– Chcę, żebyś był szczęśliwy…Zmienił temat.– A jak ci idzie na studiach?Julia przez chwilę bawiła się sztućcami, zanim w końcuodpowiedziała:– Profesorowie są wymagający i cały czas dużo pracuję, ale jest cudownie.– A inni studenci?Skrzywiła się.– Panuje zajadła konkurencja.Niektórych uważam zaprzyjaciół, ale niekoniecznie im ufam.Kiedyś poszłam dobiblioteki i odkryłam, że ktoś schował kilka źródeł o Boccacciu, żeby inni nie mogli wykorzystać ich do seminarium.– Czyli nie siedzicie wieczorami przy jednym stole wbibliotece?– Wykluczone.– Zjadła kilka kęsów.– Wychodzicie gdzieś w ogóle?– Rzadko.Głupio się czuję, bo wszyscy przychodzą zpartnerami, a Gabriel nie chce mi towarzyszyć.– Dlaczego nie?– Uważa, że nie powinien wchodzić w zażyłość zdoktorantami.Paul ugryzł się w język.Mocno.– On chce mieć dziecko – wypaliła Julia.Skrzywiła się, natychmiast żałując swojej niedyskrecji.– Ze względu na biologię może mieć trudności – zażartowałPaul.Kiedy jednak zobaczył jej minę, spoważniał.– A ty nie?– Nie tak od razu.– Mięła w dłoniach lnianą serwetkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|