[ Pobierz całość w formacie PDF ] .i nagle zniknęła, zgubiła się w ogarniętym paniką tłumie, który ruszył.Okna zaczęły po kolei pękać, a Pearson usłyszał w oddali zbliżający się ryk syren.Ujrzał, że nietoperze zbiły się w dwie grupy i pobiegły po obu stronach ustawionych rzędami krzeseł, zdecydowane zapędzić nieprzytomnych ze strachu Ludzi Godziny Dziesiątej na teren składowy piwnicy, za przewrócone w tej chwili sztalugi.Olson cisnął broń, chwycił Kendrę za rękę i pociągnął ją w tamtą stronę.Przez wybite okno błyskawicznie wsunęła się do nietoperza ręka, chwyciła za teatralnie białe włosy i uniosła krztuszącego się, gulgoczącego Olsona.W oknie pojawiła się druga dłoń i kciukiem z dziesięciocentymetrowej długości szponem rozerżnęła mu gardło, zalewając wszystko szkarłatem.Czasy, gdy uciszałeś batmany w stodołach na wybrzeżu, minęły, przyjacielu - pomyślał rzewnie Pearson.Znów odwrócił się w stronę kartonów z książkami.Między przewróconymi sztalugami a otwartym kufrem stał Delray, w ręku trzymał karabin, wzrok miał pusty.Kiedy Pearson wyrwał mu z dłoni broń, Robbie nie stawiał oporu.- Obiecali amnestię - powiedział.- Obiecali.- Naprawdę sądziłeś, że tak wyglądającym stworom można ufać? - zapytał Pearson i z całych sił wyrżnął metalową lufą w sam środek twarzy Delraya.Usłyszał, jak coś z głośnym trzaskiem pęka - zapewne nos Robby'ego - i bezmyślny barbarzyńca, który nagle ode-zwał się w jego duszy pracownika banku, zarechotał z dzikiej radości.Pearson ruszył do przodu, zygzakami wymijając pudła, które poodrzucali już na bok inni ludzie uciekający tędy wcześniej.Natychmiast jednak zatrzymał się, gdy sprzed budynku dotarł do niego łoskot kanonady.Huk wystrzałów.krzyki.wrzask triumfu.Pearson odwrócił się na pięcie i ujrzał stojących między składanymi krzesłami Cama Stevensa i Moirę Richardson.Trzymali się za ręce, na twarzach zakrzepło im osłupienie i Pearson pomyślał: Tak samo musieli wyglądać Jaś i Małgosia, kiedy wydostali się z chatki na kurzej nóżce.Potem pochylił się, podniósł karabiny Kendry i Olsona i wręczył je stojącej nieruchomo parze.Przez tylne drzwi wbiegły do sutereny dwa kolejne nietoperze.Posuwały się niedbałym krokiem, jakby realizowały z góry ustalony plan.który zresztą, zdaniem Pearsona, ułożyły.Akcja przeniosła się teraz na tyły domu.to tam, zapewne, nie tutaj zorganizowano właściwą zagrodę.Ale nietoperze nie tylko zaganiały do niej ludzi, lecz robiły z nimi coś dużo, dużo gorszego.- Teraz - powiedział do Cama i Moiry Pearson.- Wykończmy skurwysynów.Batmany na końcu pomieszczenia zbyt późno uświadomiły sobie, że kilku uciekinierów postanowiło walczyć.Jeden z nich odwrócił się na pięcie, zapewne żeby uciec, wpadł na trzeciego, który właśnie pojawił się w drzwiach i poślizgnęli się na rozlanej kawie.Oba potwory upadły.Pearson otworzył ogień do tego, który stał.Pistolet maszynowy rozgdakał się tym w jakiś sposób rozczarowującym hacklhacklhack! i nietoperza cisnęło do tyłu.Rozwarł swą obcą paszczę, uniosła się z niego chmura cuchnącej mgły.Pearson pomyślał, że stwory umierają w taki sposób, jakby rzeczywiście były jedynie złudzeniem.Cam i Moira zrozumieli, o co chodzi, i otworzyli ogień do pozostałych nietoperzy, miażdżąc je morderczą nawałą pocisków, które ze straszliwą siłą rzucały stwory na ścianę.Osunęły się na posadzkę i zaczęły wysączać się z ubrań eteryczną mgłą, która zdaniem Pearsona śmierdziała tak samo jak astry na marmurowych kwietnikach-wysepkach przed bankiem.- Chodźcie - zakomunikował Pearson.- Jeśli teraz spróbujemy uciec, mamy jeszcze szansę.- Ale.- zaczął Cameron.Rozejrzał się.Najwyraźniej opuszczało go odrętwienie.To dobrze.Pearson zdawał sobie sprawę, że muszą wykazać maksymalny spryt i zdecydowanie, jeśli chcą się z tego wy-dostać.- Nieważne, Cam - powiedziała Moira.Też się rozejrzała i spostrzegła, że są sami.W piwnicy nie było ani ludzi, ani nietoperzy.Wszyscy wybiegli z budynku.- Chodźmy.Wydaje mi się, że najlepszą drogą ucieczki będą drzwi, którymi się tu dostaliśmy.- Tak - zgodził się Pearson.- Ale bardzo krótko.Rzucił ostatnie spojrzenie na Duke'a, który leżał na ziemi.Na twarzy zakrzepł mu wyraz bolesnego osłupienia.Pearson żałował, że nie ma czasu zamknąć Duke'owi oczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|