[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzemał, ale płytko - trzcina zrobiła swoje i z wolna zaczynał wierzyć, że przy pomocy Jenny zdoła się jednak może stąd wydostać.Oczywiście, pozostawała jeszcze sprawa broni, ale zapewne i tu coś wymyśli.Przepędzał godziny, rozmyślając o dawnych czasach: o Gilead i przyjaciołach, o konkursie na jarmarku w Szerokiej Ziemi, który o mało co by wygrał.Ostatecznie kto inny wziął gęś, ale Roland zro­bił, co mógł, nikt nie powie.Myślał o matce i ojcu i o Ablu Yannayu, który kulejąc z lekka, pogodnie szedł przez życie, i jeszcze o Eldredzie Jonasie, tak samo naznaczonym, lecz jednak zaprzedanym złu.tak długo aż w końcu Roland wysadził go z siodła pewnego piękne­go dnia wyrównywania rachunków.I jak zawsze, myślał też o Susan.“Skoro mnie kochasz, to mnie kochaj", powiedziała.i tak też się stało.Kochał ją.W ten właśnie sposób mijał mu czas.Mniej więcej co godzinę Ro­land sięgał pod poduszkę i nadgryzał główkę trzciny.Teraz, gdy re­gularnie zażywał specyfik, mięśnie nie wpadały już w nieustanne drżenie, a serce reagowało spokojniej.Można by sądzić, że trzciny wygrywały z wolna walkę z medykamentem sióstr.Rozmyta jasność słońca przesuwała się po jedwabnym dachu, aż w końcu półmrok, który na poziomie łóżek czaił się przez cały dzień, zaczął znów ogarniać pomieszczenie.Zachodnia ściana okryła się różem i czerwienią zwiastującymi bliskość nocy.Tego wieczoru to siostra Tamra przyszła doń z zupą i kolejnym pierogiem.W dodatku położyła obok jego dłoni pustynną lilię.Uśmiechnęła się przy tym.Policzki miała rumiane, podobnie jak po­zostałe siostry - przypominały napęczniałe do granic pijawki.- Od wielbicielki, Jimmy - powiedziała.- Tak cię uwielbia! Lilia znaczy “nie zapomnij, co ci obiecałam".A swoją drogą, co ci obieca­ła, Jimmy, bracie Johna?- Że zobaczy się ze mną raz jeszcze i porozmawiamy.Roześmiała się tak mocno, że aż odezwały się dzwonki nad jej czołem.Potem klasnęła, niby z radości.- Słodziutka jest jak miód! Tak, tak! - Spojrzała na Rolanda.- Tyle, że to smutna obietnica, z tych, co to nie można ich dotrzymać.Nigdy jej już nie zobaczysz, śliczny.- Wzięła miskę.- Wielka Siostra tak postanowiła.- Wstała, wciąż uśmiechnięta.- Czemu nie zdejmiesz tego szpetnego złotego sigula?- Jakoś nie mam na to ochoty.- Twój brat zdjął.Popatrz! - Wskazała na złoty medalion leżący w drugim kącie namiotu, tam gdzie wylądował ciśnięty przez Ral-pha.Siostra Tamra znów zerknęła z uśmiechem na Rolanda.- Uznał, że to przez niego wciąż jest chory, i wyrzucił go.Gdybyś był mądry, zrobiłbyś to samo.- Jakoś nie mam na to ochoty - powtórzył rewolwerowiec.- Trudno - mruknęła, zbywając jego słowa, i zostawiła go same­go pośród jaśniejących w cieniu pustych łóżek.Mimo narastającej senności Roland czuwał tak długo, aż ciepłe ko­lory zachodu spełzły do szarości popiołu.Potem sięgnął po trzcinę i poczuł przypływ siły - prawdziwej siły, nie złudnego ożywienia roz­paczliwie szamoczącego się serca.Spojrzał na jaśniejący w ostatnim świetle dnia porzucony medalion i obiecał w duchu Johnowi Normanowi, że zaniesie oba sigule krewnym chłopaka.O ile ka pozwoli, by kiedyś do nich trafił.Po raz pierwszy tego dnia uspokoił się i pozwolił sobie na drzem­kę.Kiedy się obudził, było już całkiem ciemno.Doktorzy śpiewali niezwykle przenikliwie.Wyciągnął trzcinę spod poduszki i zaczął ją przeżuwać, gdy nagle usłyszał lodowaty głos:- Więc Wielka Siostra miała rację.Coś przed nami ukrywasz.Serce zamarło mu na chwilę w piersi.Rozejrzał się - siostra Coquina właśnie się podnosiła.Podkradła się, gdy spał, i schowała pod łóż­kiem, by go szpiegować.- Skąd to masz? - spytała.- Czy to.- Dostał ode mnie.Coquina obróciła się na pięcie.Pomiędzy łóżkami nadchodziła ku nim Jenna, tym razem bez habitu, chociaż wciąż w kornecie z dzwo­neczkami, które jednak zdawały się spoczywać na jej ramionach.Poza tym miała na sobie prostą koszulę, najzwyklejsze w świecie dżinsy i nieco zdarte pustynne buty.Trzymała coś w dłoniach.Było za ciem­no, by orzec dokładnie, lecz Rolandowi wydało się, że to jego.- Ty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl