[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Samochód należał do jego ojca, Michael pożyczył go na wieczór i woskował przez całe popołudnie.Część niej będzie zawsze kroczyć obok Michaela ubranego w wypożyczony biały smoking - jak on lśnił tego pięknego wiosennego wieczoru! Ona miała na sobie jasnozieloną suknię wieczorową, w której - jak stwierdziła jej matka - wyglądała niczym syrena - żydowska syrenka, niezłe (cha, cha, cha).Szli z podniesionymi głowami, a ona nie uroniła nawet jednej łzy (nie wtedy), ale czuła, że nie wracali, ale rejterowali i oboje czuli teraz bardziej niż kiedykolwiek do tej pory, że są Żydami, czuli się jak właściciele lombardu, jak bydło przewożone w ciężarówce, jak zbite psy, jak żydowskie wypierdki, szczeniaki, które chcą czuć wściekłość, ale nie są w stanie się na to zdobyć - a gniew przyszedł później, kiedy było im już wszystko jedno.W tej chwili jedyne, co czuła, to wstyd i ból.A potem ktoś wybuchnął śmiechem.Wysoki, piskliwy szczebioczący śmiech, jak szybkie przebiegnięcie palcami po klawiaturze fortepianu.I dopiero w samochodzie zaczęła płakać, o tak, wspaniała żydowska syrenka o fatalnym nazwisku rozryczała się na dobre.Dom usadowiony z takim pietyzmem za żywopłotem z cisów sprawiał, że czuła się lepiej - ale nie za dobrze.Ból i wstyd pozostały i chociaż całkiem nieźle żyło jej się z sąsiadem, nie mogło to zatrzeć wspomnień owego feralnego wieczora i zagłuszyć potwornego chrzęstu żwiru, który stale pobrzmiewał w jej uszach.Nawet to, że była członkiem tutejszego klubu (wraz z mężem) i maître d’hôtel zawsze witał ich z szacunkiem.Wracała do domu w swoim volvo (rocznik 1984) i patrząc na dom otoczony połaciami zielonego trawnika, często - aż za często, jak się jej wydawało - myślała o tym przejmującym chichocie.Miała nadzieję, że ta dziewczyna, która się wtedy śmiała, żyła teraz w jakiejś marnej ruderze, określonej na wyrost mianem domu, z mężem gojem, który lał ją z byle powodu, ze trzy razy była w ciąży, ale nie donosiła żadnego dziecka, mąż zdradzał ją z chorymi kobietami, a do tego ta nieznajoma dziewczyna miała kłopoty z dyskami, żołądkiem i cysty na swoim niewyparzonym, pieprzonym jęzorze.Może to wszystko wreszcie minęło.Nie mam już osiemnastu lat.Mam trzydzieści sześć i jestem kobietą.Dziewczyną, która słyszała ten nie kończący się chrzęst żwiru, która odsunęła się przed dotknięciem dłoni Mike’a Rosenblatta, kiedy próbował ją pocieszyć, tylko dlatego, że był Żydem.Ta głupia mała syrenka umarła.Teraz już mogę o niej zapomnieć i być sobą.Jednak przeważnie czuła się całkiem nieźle.Czuła się dobrze.Lepiej niż dotychczas.Kochała swego męża, kochała swój dom i zazwyczaj była również w stanie kochać swoje życie i siebie samą.Rzeczy miały się świetnie.Nie zawsze tak było, naturalnie, ale to przecież oczywiste.Czy było tak, żeby zawsze było dobrze?Kiedy przyjęła pierścionek zaręczynowy Stana, jej rodzice byli jednocześnie wściekli i nieszczęśliwi.Spotkała go na jednym z party.Przyjechał do jej szkoły z New York University, gdzie był stypendystą.Przedstawił ich sobie wspólny znajomy i zanim wieczór dobiegł końca, zaczęła sądzić, że się w nim zakochała.Podczas przerwy semestralnej była o tym przekonana.Kiedy nadeszła wiosna i Stanley zaoferował jej mały pierścionek z diamencikiem nałożonym na stokrotkę, przyjęła go.W końcu jej rodzice zaakceptowali go pomimo wcześniejszych uprzedzeń.Fakt, nie mieli zbyt wielkiego wyboru, choć Stanley Uris miał niebawem rozpocząć nową pracę i tym samym przestał żyć na koszt rodziny, biorąc w formie zakładniczki (i uśmiechu fortuny) ich jedyną córkę.Ale Patty miała dwadzieścia dwa lata, była już kobietą i niedługo miała skończyć naukę.- Będę łożył na tego czterookiego sukinsyna do końca życia.- Patty którejś nocy usłyszała słowa swego ojca.Jej rodzice wyszli na kolację i ojciec wypił o parę głębszych za dużo.- Cii.ci.bo cię usłyszy - powiedziała Ruth Blum.Tej nocy Patty co najmniej do dwunastej nie była w stanie usnąć - było jej na przemian to gorąco, to zimno.Nienawidziła swoich rodziców.Nie płakała.Przez następne dwa lata usiłowała wyplenić z siebie tę nienawiść, ale zbyt dużo jej się w niej nazbierało.Czasami, kiedy patrzyła w lustro, widziała rzeczy, jakie to wyprawiało z jej twarzą, zmarszczki, jakie się na niej pojawiały.Wygrała jednak tę walkę.Pomógł jej w tym Stan.Jego rodzice również nie byli zachwyceni tym związkiem.Naturalnie nie wierzyli, że ich Stanley miał przed sobą życie w skrajnej nędzy i ubóstwie, ale twierdzili, że „obecna młodzież jest nad wyraz popędliwa”.Donald Uris i Arden Bertoly pobrali się, mając po niecałe dwadzieścia lat, ale jakby zupełnie o tym fakcie zapomnieli.Tylko Stanley zdawał się pewny siebie i swej przyszłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl