[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nawet gdyby Finlayson ważył dwa razy tyle, wyciąg-nęliby go dosłownie w kilka sekund, tak bardzo chcieli znaleźć się poddachem.A Finlayson był chudy, przypominał siedemdziesięciokilo-grâmową kłodę - tak mocno zamarzł.Kiedy wydostali go spomiędzysłupów, Dermott spojrzał w górę na jasno oświetlone okno.- Czyj to pokój?! - zawołał, przekrzykując wiatr.- Jego! - odkrzyknął Houston.- To by pasowało do pańskiej teorii!- Owszem.Kiedy wnieśli Finlaysona do recepcji, siedziało tam i stało kilkumężczyzn.Nikt się nie odezwał.Po chwili jeden z nich wysunął sięnieśmiało naprzód i spytał:- Sprowadzić doktora Blake'a?Mackenzie potrząsnął głową ze smutkiem.- Nie wątpię, że to wspaniały lekarz, ale jeszcze żadna akademiamedyczna nie prowadzi kursów wskrzeszania z martwych.Niemniejbardzo dziękuję.- Czy jest tu jakiś pusty pokój, gdzie można by go ulokować?- spytał Dermott.Houston popatrzył na niego zdziwiony, więc Dermottpotrząsnął głową, jakby karcił się za gapiostwo.- Mózg stężał miz zimna albo z niewyspania, albo z obu powodów naraz.Naturalnie,przecież jego pokój jest pusty.Macie tu jakąś gumową płachtę?Zanieśli Finlaysona do jego pokoju i ułożyli na łóżku przykrytympodgumowaną płachtą.- Czy jest tu osobny regulator ciepła? - spytał Dermott.- Oczywiście - odparł Houston.- Jest nastawiony na dwadzieściadwa i pół stopnia.- Niech pan go podkręci.- Po co?-Doktor Blake będzie chciał zrobić sekcję zwłok.Nie możnazbadać kogoś, kto zamarzł na kamień.Nabywamy w tych sprawach104 105doświadczenia.Za dużo doświadczenia - powiedział Dermott i obróciłsię do Mackenziego.- Pan Houston sądzi, że Finlaysona załatwionow tym pokoju.Zabito, ogłuszono, nie wiemy.Sądzi też, że nasi "przy-jaciele" pozbyli się go w prosty sposób: otworzyli okno i wyrzuciligo w śnieżną zaspę.Mackenzie podszedł do okna, otworzył je, zadrżał, kiedy podmuchlodowatego powietrza wpadł do środka, wychylił się i spojrzał w dół.W kilka sekund później okno było z powrotem szczelnie zamknięte.- Na to wygląda - powiedział.- Znajdujemy się dokładnie nadmiejscem, gdzie go znaleźliśmy.Tam w dole jest bardzo ciemno.- Spojrzał na Houstona.- Czy w nocy ktoś tędy jeździ?- Nikt.W dzień również.Nie ma po co.Droga się tu kończy.- A więc mordercy wyszli przez frontowe drzwi albo przez to samookno.Zrobili rzecz oczywistą: wepchnęli go pod budynek licząc, że dorana pokryje go śnieg - powiedział Mackenzie i westchnął.- A możezrobiło mu się niedobrze, otworzył okno, żeby łyknąć świeżego powie-trza, wypadł i wczołgał się pod budynek?- Wierzysz w to? - spytał Dermott.- Nie.John Finlayson nie odetchnął świeżym powietrzem.On odniego umarł.To było morderstwo.- No, to chyba trzeba zawiadomić szefa.- Na pewno się ucieszy, nie sądzisz?Brady był wściekły.Jego pochmurna mina zupełnie nie pasowała dopurpurowej piżamy.- Postęp na wszystkich frontach - powiedział.- Co wy dwajzamierzacie zrobić?- Właśnie po to tu przyszliśmy - odparł Mackenzie pojednawczymtonem.- Pomyśleliśmy, że może dasz nam jakieś wskazówki.- Wskazówki? Jak mogę dać wam wskazówki, do cholery! Przecieżspałem.No, zdrzemnąłem się na kilka minut - poprawił się Brady.- Szkoda Finlaysona.Porządny człowiek, pod każdym względem.Coo tym myślisz, George?- Jedno jest pewne.Podobieństwo pomiędzy tym, co tu się stałodzisiaj, a wypadkiem na czwartej stacji pomp jest zbyt wielkie, żebybyło przypadkowe.Finlaysonowi przytrafiło się to samo co tym dwómtechnikom.Za dużo zobaczyli albo usłyszeli, żeby im to wyszło nazdrowie.Rozpoznali osobę lub osoby, które dobrze znali i które znałyich, w momencie kiedy ci ludzie zajmowali się czymś, czego nie możnałatwo wytłumaczyć.Musieli więc zostać uciszeni raz na zawsze.106Brady zastanawiał się nad czymś przez chwilę.- Czy jest bezpośredni związek pomiędzy atakiem na Bronowskiegoa śmiercią Finlaysona? - spytał.- Za to bym nie dał głowy - odparł Dermott.- Związek wygląda nazbyt oczywisty.Można dowodzić, że Bronowski uszedł z życiem, bo nieprzyłapał napastników na gorącym uczynku, cokolwiek to by było,a Finlayson zginął, ponieważ ich przyłapał.Ale to za łatwa argumenta-cja, za gładka.- A co myśli Houston?- Sprawia wrażenie, że nie wie nic więcej niż my."Wrażenie" - powtórzył Brady, chwytając się tego słowa.- Myś-licie, że może wiedzieć więcej, niż mówi?- W tej chwili nic nie mówi, ani nic nie twierdzi.- Ale mu nie ufacie?- Nie.I jeżeli już o tym mowa, nie ufam też Bronowskiemu.- Ależ, człowieku, przecież jego bestialsko pobito.- Pobito.Ale nie bestialsko.Blake'owi też nie ufam.- Bo nie pomaga i nie współpracuje?- To wystarczający powód.Brady zmienił ton.- Hm, nie powiem, żebyś liczył się z cudzymi uczuciami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|